„70 lat kołobrzeskiej koszykówki” (16)
„Kołobrzeska Perła – Paweł Kikowski”

Paweł Kikowski
Rocznik: 1986
Wzrost: 193 cm
Pozycja: rzucający obrońca
Kluby: Kotwica Kołobrzeg (2003-2007), Polpak Świecie (2007-2008), Kotwica Kołobrzeg (2008-2009), Olimpija Ljubljana (2009-2010), Trefl Sopot (2010-2011), Energa Czarni Słupsk (2011-2012), WKS Śląsk Wrocław (2012-2014), King Wilki Morskie Szczecin (2014-2016), Betaland Capo d’Orlando (2016-2017), King Szczecin (2017-2022), PGE Spójnia Stargard (2022-2023), Enea Stelmet Zastal Zielona Góra (2023-2024), PGE Spójnia Stargard (2024-2025)
Edward Stępień (ES): Jesteś, obok Szymona Rducha, najwybitniejszym wychowankiem kołobrzeskiej Kotwicy. Szkoda tylko, że tak jak Szymon nie pojechałeś na igrzyska olimpijskie.
Paweł Kikowski (PK): Tak, szkoda.Kto wie, jakbym dał się kiedyś namówić na 3 na 3, to może razem byśmy pojechali. Kilka lat mnie namawiał żebym z nim grał 3 na 3, ale przytrafiła mi się kontuzja kolana i stwierdziłem, że już nie będę kombinował z 3 na trzy 3 i zostaję w 5 na 5 tyle, ile mogę.
ES: W 2003 roku wszedłeś do
pierwszej drużyny kołobrzeskiej Kotwicy. Jak i kiedy zainteresowałeś się
koszykówką?
PK: Koszykówką zainteresował mnie brat Mieszko. Nasz tata zawsze uważał, że sport to zdrowie i gdy wracał do domu – bo był marynarzem, więc pływał na kontraktach pół na pół przeważnie, tj. pół roku w domu, pół na statku – to zawsze spędzaliśmy czas na świeżym powietrzu, aktywnie. Mój brat z kolegami grał regularnie na boisku Szkoły nr 4 i oglądał NBA w telewizji, bo była wtedy jeszcze na dwójce pokazywana. Jako młody chłopak chciałem robić to, co brat starszy o pięć lat. Jak Mieszko grał w kosza ze swoimi kolegami, to ja do tych starszych dołączałem i może dlatego nie mam teraz problemu, żeby grać przeciwko większym chłopom. Jest ich zawsze paru w drużynie przeciwników. To brat na pewno zaszczepił we mnie ten gen koszykarski i wpływ miało to, że NBA była w telewizji. Brat kupował Magic Basketball i dzięki temu zawsze znaliśmy wszystkie składy na pamięć, wzrosty i wagi zawodników, i kasowaliśmy się.
ES: Do jakich szkół w Kołobrzegu chodziłeś?
PK: Chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 4, do Gimnazjum nr 1, a później do Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika.
ES: Jacy byli pierwsi twoi trenerzy,
którzy nauczyli Cię ABC koszykówki?
PK: Myślę, że bardzo duże podziękowania należą się na pewno Przemysławowi Wróblowi, bo to on wziął mnie do starszej grupy. Rok starsi mieli kilka SKS-ów w tygodniu, a mój rocznik tylko jeden, ale zawsze mogłem trenować tu i tu. Przemysław Wróbel nauczył mnie podstaw. Pamiętam, że wyznawał 10 przykazań koszykarza. Dużo osób się z tego śmiało, a ja wziąłem to bardziej na poważnie. Uważałem, że niektóre zasady są bardzo przydatne.
ES: Pamiętasz jakie?
PK: Główne przykazanie, które dobrze zapamiętałem, to żeby przeprowadzić samokoncentrację przed meczem. Zawsze się starałem to robić i wtedy, kiedy graliśmy, to przed meczem starałem się wyciszyć, nie kombinować za dużo i myśleć już tylko i wyłącznie o koszykówce.
ES: Rozumiem, że to był Twój nauczyciel wf-u w Szkole nr 4?
PK: W Szkole nr 4 WF miałem z panem Mariuszem Fiedosewiczem, który grał tutaj w Kotwicy, ale SKS-y prowadził Przemysław Wróbel. Pamiętam, że na pierwszy się troszeczkę wprosiłem. Miałem w klasie kolegę, który miał o rok starszego brata i usłyszałem, że on chodzi na SKS. Powiedziałem „Zaraz, to ty chodzisz na SKS-y a ja nie chodzę? Powiedz mi, kiedy to jest” i przyszedłem z partyzanta. Trener Wróbel zapytał co ja tutaj robię. Odpowiedziałem, że przyszedłem na SKS. Przemysław Wróbel odpowiedział „Dobrze, jak już jesteś to zostań”. Po pierwszym SKS-ie, akurat ja w szatni byłem jednym z wolniejszych przebierańców, jak się przebierałem, Przemysław Wróbel wszedł do szatni i powiedział, żebym przychodził regularnie na te SKS-y. Później w juniorach mieliśmy trenera Gajkowskiego, trenera Gryczkę – na pewno też duże podziękowania dla nich. Później dostałem powołanie do kadry seniorów, do Andreja Urlepa i tam się bardzo dużo nauczyłem. Natomiast pierwsze kroki to na pewno Przemysław Wróbel i mój brat.
ES: Jak to się stało, że w wieku 17 lat, bo chyba tyle mniej więcej miałeś, znalazłeś się w pierwszej drużynie Kotwicy Kołobrzeg, która była wtedy w pierwszej lidze? W 2003 roku dostrzeżono Twój talent. Czym się wyróżniałeś w rozgrywkach juniorów?
PK: W rozgrywkach juniorów, właściwie od starszego kadeta, zawsze byłem w czołówce strzelców i zawsze grałem ze starszymi od siebie. Pamiętam, że rozgrywaliśmy mecz, na który przyszła Telewizja Kablowa Kołobrzeg i był wywiad z trenerem Gryczką, który w tym wywiadzie powiedział (wtedy Łukasz Marek trenował z seniorami), że fajnie, jakby seniorzy spojrzeli trochę na tych młodszych i zaczęli wprowadzać zawodników, bo nie tylko Łukasz Marek, który jest wysoki ma potencjał, ale jest jeszcze Paweł Kikowski i jeszcze wymienił paru, po czym się okazało, że w następnym tygodniu przyszedł prezes Gierszewski i powiedział, żebym się pojawił na treningu seniorów. Przyszedłem na pierwszy trening, głównie stałem z boku. Trenerem był jeszcze Józef Janiel, ale zaraz była zmiana trenera i następnym razem jak przyszedłem był już Wojtek Krajewski, który tak stworzył trening, że właściwie brałem udział w większości ćwiczeń, poza grą 5 na 5.
ES: W 2005 roku awansowaliśmy do Ekstraklasy, a od 2003 roku grałeś w I lidze. Jakie masz wspomnienia z tego okresu pierwszej ligi? Jacy byli koledzy? Którzy z nich dobrze wpłynęli na rozwój twojej kariery? Którzy trenerzy przyczynili się do tego, że trafiłeś do kadry U21?
PK: Jak trafiłem na pierwszy trening, to wszedłem do szatni, powiedziałem „dzień dobry”. Było paru zawodników. Pamiętam, że Jarek Sówka grał wtedy w Kołobrzegu. Przyszedłem tam jako jeden z pierwszych i zapytałem grzecznie gdzie mogę usiąść. Starsi jak zwykle lubią sobie żarty robić i mnie posadzili na siedzeniu Jarka Sówki. Jarek przyszedł na ostatnią chwilę na trening, ja byłem na hali. Jarek przyszedł na halę i mówi „Młody, jeszcze raz usiądziesz na moim miejscu…”, także troszeczkę się przestraszyłem, ale oczywiście to wszystko było w żartach.
ES: Pamiętam, że to było potężne chłopisko. 206 cm wzrostu i chyba 130 kg.
PK: Twardy gość. Chłopaki mieli niezły ubaw z tego. W pierwszych latach mocno odstawałem jeszcze fizycznie i koszykarsko, ale zawsze pracowałem, zawsze zostawałem po treningach i mogłem podpatrywać bardzo dobrych zawodników. Miałem od kogo się uczyć. Pamiętam, że Sylwester Walczuk był jednym z najlepszych strzelców w pierwszej lidze. To właśnie za nim miałem zadanie biegać na treningach, więc mogłem podpatrywać jak się porusza, jak korzysta z zasłon i to ćwiczyłem. Dużo ze mną rozmawiał Jacek Gibalski, mały rozgrywający, bardzo dobrze rzucający za trzy punkty. Podpowiadał mi, że jak trenuję rzuty, żebym to robił wyrzucając piłkę i biegając dużo, a nie tylko ze stójki, z miejsca. Dzięki temu nie robi to dla mnie większej różnicy czy rzucam z miejsca, czy w pełnym biegu. Zawsze Kotwica miała fajny skład w pierwszej lidze i zawsze można było kogoś podpatrzeć. Jak widzieli, że młody się stara i wie, gdzie jest jego miejsce w szeregu i jest miły dla wszystkich, to oni też są mieli dla ciebie i zawsze starają się pomóc.
ES: Oglądałem dzisiaj z Krzyśkiem Gierszewskim jak rzucasz wolne. Powiedziałem do niego „Kto go nauczył tak szeroko nogi stawiać przy rzucie?”, a on „Na pewno nie u nas w Kotwicy”.
PK: To ja sam do tego doszedłem, że dla mnie po prostu ten rzut jest naturalny. Dużo ludzi uważa, że to jest dziwna pozycja i niewygodna, natomiast ja podczas meczu uważam, że to jest świetna pozycja, bo przy rzucie wolnym szeroko rozstawiając nogi trzymam równowagę i bardzo rzadko się zdarza, że rzucam gdzieś w bok. Raczej już w grę wchodzi tylko czy za mocno, czy za słabo.
ES: Kilka razy byłeś najlepiej rzucającym rzuty wolne w ligach, widocznie przyniosło to dobre efekty.
PK: Podobnie szeroko nogi przy rzucie wolnym rozstawiał Dirk Nowicki. Troszeczkę od niego to podpatrzyłem. Stwierdziłem, po kilku nietrafionych wolnych na meczach, że coś by się przydało zmienić. Za dużo nie można kombinować, bo trzeba być pewnym swojego, ale pomyślałem, że spróbuję tak i podłapałem. Zdarzyło mi się, że paru kolegom podpowiedziałem, żeby troszeczkę szerzej stanęli. Może nie tak szeroko jak ja, bo to jest szlak dla zawodowców, ale niektórym chłopakom to pomaga i czasami mała korekta robi różnicę.
ES: Byłeś w Kotwicy, kiedy nastąpił historyczny awans do Ekstraklasy. Jakie masz wspomnienia z tym związane? Pamiętam, że byłem tutaj na tych decydujących meczach. W pewnym momencie finanse klubowe nie były najlepsze. Jak to się stało, że pomimo tych różnych problemów natury finansowej, bo wiadomo, że kiedy zawodnicy nie mają na czas płacone, to nie za bardzo chce im się grać, jednak uzyskaliśmy ten awans?
PK: W tym sezonie było dużo perturbacji, bo dość mocno wchodziliśmy z narracją, że idziemy po awans, natomiast trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, że tak naprawdę w trakcie sezonu odeszło wielu zawodników. Zaczynaliśmy z trenerem Gębalem, który odszedł. Był Brahima Konare, był Wojtek Kukuczka. Był Marcin Stokłosa, który później doszedł, ale też jeszcze przed końcem sezonu odszedł. Marcin Flieger był na początku i też odszedł. Zostali wszyscy ci, którzy chcieli grać i chcieli coś zrobić. Była naprawdę dobra atmosfera i to się wszystko tak zazębiło, że faktycznie poczuliśmy, że jesteśmy w stanie, mimo tych wszystkich odejść, zrobić coś, na co już praktycznie nikt nie liczył. Prezydent miasta w wywiadzie powiedział „Super, że jest awans, ale zobaczymy co z tym fantem teraz trzeba będzie zrobić”.
ES: Pamiętam, że wszyscy się cieszyli, zawodnicy odcinali siatkę z kosza na pamiątkę, prezydent Bieńkowski stał w przejściu, jeszcze bardziej blady niż zwykle. Zapytałem „co teraz?”, a on mówi „nie wiem skąd weźmiemy pieniądze”.
PK: W tamtym sezonie było tak, że często chłopaki dostawali 20% wypłaty za cały miesiąc. Ja miałem wtedy kontrakt 500 zł. Jak wszyscy dostawali 20%, to ja też 20%, więc miesięczna wypłata to 100 zł.
ES: Wtedy chyba jeszcze w średniej szkole byłeś?
PK: Tak, mieszkałem z rodzicami, więc dla mnie to nie był duży problem. Wtedy jeszcze były takie ceny, że i tak za takie pieniądze, to w sklepiku szkolnym byłem królem.
ES: Potraktujmy, że jest to pierwsza część wywiadu z Tobą, bo wrócimy do niego, żebyś opowiedział o złotych czasach kołobrzeskiej koszykówki, jak graliśmy w Ekstraklasie i zdobyliśmy Puchar Polski. Gratuluję Ci, że jako kapitan drużyny Spójnia Stargard zdobyliście puchar i I miejsce, a Ty zostałeś uznany za MVP całego turnieju. Patrząc dzisiaj na Ciebie wymarzyłem sobie taką koncepcję – w przyszłym roku na tej hali spotyka się Paweł Kikowski, Szymon Rduch i młody Franek Chac, który w tej chwili ma 18 lat i mieszanka starszych i młodych wychowanków Kotwicy wchodzi do Ekstraklasy, co Ty na to?
PK: Na pewno będzie trzeba porozmawiać z moją żoną, ale jest to fajny pomysł.
Rozmowę z Pawłem Kikowskim przeprowadziłem bezpośrednio po meczu Kotwicy Kołobrzeg ze Spójnią Stargard w dniu 7 września 2025 roku. Mecz ten przegraliśmy 83:86, a Paweł Kikowski zdobył 22 punkty, przy czym trzy razy rzucił za 3 i wszystkie były trafione. Dwa z tych rzutów oddał w końcówce meczu i tym samym przesądził o naszej porażce. W Kotwicy najlepiej rzucali Filip Małgorzaciak – 22 punkty, Paweł Dzierżak – 18 punktów, a Szymon Długosz, Mikołaj Kurpisz i Szymon Janczak po 11 punktów. Dzień wcześniej, 6 września 2025 roku rozegraliśmy spotkanie z niemiecką drużyną Rostock Seawolves 2 wygrywając 90:86. W naszej drużynie najlepiej rzucał Filip Małgorzaciak – 24 punkty, Damian Pieloch – 19 (nie grał ze Spójnią) i Szymon Długosz, Remon Nelson po 12 punktów. Kapitan naszej drużyny Paweł Dzierżak zdobył 7 punktów, ale spędził najwięcej czasu na boisku.
Foto: Kotwica Port Morski / Karol Skiba
Adwokat Edward Stępień



Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany aby komentować.