70 lat kołobrzeskiej koszykówki (7)
Dwie reanimacje Kotwicy

Krzysztof Gierszewki
Rocznik 1967
Wzrost 180 cm
Pozycja rozgrywający, obrońca
Kluby: Kotwica Kołobrzeg 1982 – 1987, AZS UAM Poznań 1987 – 1992, członek zarządu 2000 -2001, prezes zarządu 2001-2004
[Edward Stępień] Opowiedz jaka była Twoja droga do koszykówki.
[Krzysztof Gierszewski] Pochodzę z Kołobrzegu i chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 3 do klasy sportowej, a moim wychowawcą był Janusz Ryś znany młociarz. Polecił on nam w szóstej klasie, abyśmy zapisali się do jakiegoś klubu sportowego. Poszedłem do Sali Rycerskiej i tam zobaczyłem Pana, który w zielonych getrach wykonywał rzuty osobiste. Naliczyłem, że 67 razy po kolei trafił wszystkie rzuty. Dowiedziałem się, że to jest Marek Jabłoński, który potrafił ponad 100 razy celnie wykonać rzut osobisty. Niestety do klubu mnie nie przyjęli, gdyż byłem za młody i treningi rozpocząłem dopiero w wieku 14 lat. W szkole podstawowej koszykówki uczył mnie Andrzej Celer, który przygotował nas do Olimpiady Młodzieżowej. Zajęliśmy drugie miejsce, a w finale przegraliśmy tylko ze szkołą z Koszalina, w której grał Artur Gliszczyński, późniejszy nasz zawodnik i trener. Przez 5 lat trenowałem koszykówkę w Juniorach Kotwicy, a moimi trenerami byli Henryk Ogiński, Andrzej Kwiatek i Marek Jabłoński. W trakcie studiów socjologii grałem w drużynie Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. W wakacje trenowałem razem z Kotwicą i mam z tego okresu jedyne zdjęcie, na którym jesteśmy w koszulkach w pionowe paski, a ja jestem w dolnym rzędzie po lewej stronie. Kiedy wróciłem do Kołobrzegu w 1998 roku to grałem w koszykówkę jedynie w lidze amatorskiej.
[ES] W Kołobrzegu jesteś znany przede wszystkim jako działacz koszykarski, gdyż przez kilka lat prezesowałeś Kotwicy. Jakie były Twoje początki na tym polu?
[KG] Znałem Romana Czarneckiego i to on „wciągnął” mnie do klubu. Początkowo nie będąc członkiem zarządu szukałem sponsorów. Pamiętam, że udało mi się pozyskać dużego sponsora. Do Kołobrzegu przyjechał prezes tej firmy i obiecał podpisanie kontraktu na duże pieniądze. Poszedł na urlop, a po urlopie przestał być prezesem, a następca miał na ten temat zupełnie odmienne zdanie. Od 2000 roku byłem członkiem zarządu i zajmowałem się marketingiem, tj. głównie szukałem pieniędzy. Był to pamiętny rok, gdyż po raz pierwszy weszliśmy do 1 Ligi, a równocześnie otwarta została Hala Millenium. Jednym z moich osiągnięć w tamtym czasie było sprowadzenie do Kołobrzegu drużyny z „University of Wisconsin-Madison”. Jeszcze w Hali Rycerskiej rozegraliśmy dwa mecze z amerykanami (w zielonych koszulkach). Przyszły tłumy, i z samych biletów mieliśmy dochód 10.000,00 zł. Halę Millenium otwarto z wielką pompą, był Prezydent Kwaśniewski, wszyscy klepali nas po ramieniu i mówili, że mamy grać w nowej hali, a pieniądze na 1 Ligę będą. Koszty prowadzenia drużyny zwiększyły się dziesięciokrotnie. Z wielkich obietnic pozostało niewiele, gdyż otrzymaliśmy z miasta 122.000,00 zł, to jest tyle ile w poprzednim roku jak graliśmy w drugiej lidze. Równocześnie MOSiR zażądał zapłaty za prowadzenie treningów, a nadto za 1 mecz kwotę 5.000,00 zł. Nie mieliśmy takich pieniędzy i Jacek Ziegler nie chciał podpisać umowy, ale przymuszono nas gdyż zamknięto przed nami Halę Millenium. Podobna sytuacja była z piłkarzami Kotwicy, gdyż zamknięto przed nimi boisko, ale oni mieli łatwiej bo wystarczyło przeskoczyć ogrodzenie, a w naszym przypadku było trudniej. Dotację z miasta w całości pochłoną koszt wynajmu sali, a w konsekwencji pierwszy rok gry w I lidze skończyliśmy z zadłużeniem około 500.000,00 zł. Komisja rewizyjna napisała w sposób jednoznaczny, że nie widzi dalszej możliwości istnienia klubu. Wszyscy członkowie zarządu podali się do dymisji i wydawało się, że koszykówka w Kołobrzegu przestanie istnieć. Występowaliśmy wtedy jako Miejskie Towarzystwo Koszykówki (MTK) Kotwica. Uznałem, że należy założyć nowe stowarzyszenie i powstało ono pod nazwą Stowarzyszenie Koszykówki Kołobrzeskiej (SKK) Kotwica, w której zostałem prezesem. Nowy klub przejął prowadzenie drużyny, ale długi trzeba było zapłacić. Bardzo duże prywatne pieniądze włożyli Jacek Ziegler i Marek Tarasiuk. Żeby pokryć długi sprzedałem mieszkanie, które odziedziczyłem po mamie i zapłaciłem 80.000,00 zł zaległości Kotwicy do Urzędu Skarbowego. Wtedy też weszła ustawa tzw. „Kołotki”, która spowodował, że część długu MTK Kotwica zostało umorzonych. Bardzo pomagał nam Sebastian Karpiniuk, który był kibicem i kochał koszykówkę.
[ES] Dokonałeś pierwszej reanimacji Kotwicy. Jak klub sobie radził w okresie kiedy byłeś prezesem?
[KG] W drugim roku pobytu w I lidze osiągnęliśmy duży sukces sportowy, gdyż dostaliśmy się do play-offów, ale pierwszej rundzie wpadliśmy na faworyta rozgrywek Polpharmę Stargard Gdański, który miał budżet kilkakrotnie wyższy od naszego. Graliśmy do dwóch zwycięstw. Najpierw wygraliśmy na wyjeździe, a następnie przegraliśmy u siebie. Polpharma była 100% faworytem w trzecim meczu na jej parkiecie. Był przygotowany bankiet dla uczczenia ich zwycięstwa. Bardzo się rozczarowali bo wygraliśmy ten trzeci mecz i awansowaliśmy do półfinału, gdzie przegraliśmy z AZS Lublin. Mieliśmy wtedy fajną drużynę. Grali Walczuk, Lewandowski, Sówka, Radović, Karaś, Olszanecki. W tym roku udało nam się sprowadzić do Kołobrzegu poważnego sponsora jakim był „Daikin”. Przyszedł wtedy znakomity trener Wojciech Krajewski za którym przyszło kilku bardzo dobrych zawodników. W trzecim sezonie jak zwykle na początku roku były potężne kłopoty, nie mieliśmy pieniędzy, ale jakoś udało się zgłosić drużynę. Początek sezonu był znakomity i na koniec grudnia byliśmy na drugim miejscu w tabeli. Niespodziewanie odszedł trener Krajewski jego obowiązki przejął drugi trener którym był Artur Gliszczyński. Weszliśmy do play-offów, ale w pierwszej rundzie przegraliśmy z „Basketem” Kwidzyń. Był to ciężki rok bo „Daikin” zerwał z nami współpracę i ciągle brakowało pieniędzy. Mój czwarty sezon prezesowania rozpoczął się tak jak poprzedni szukaniem pieniędzy. Był to dla mnie ogromny stres i nie wytrzymywałem już tego. W 2004 roku opracowałem plan awansu do ekstraklasy, który nazwałem „Kotwica w górę”. Plan polegał na podjęciu różnorakich działań marketingowych m. In. powstał „Klub 100” tj. członkowie płacili 100 zł miesięcznie na rzecz klubu. Nie byłem jednak w stanie zrealizować tego planu i rozpocząłem poszukiwania ludzi którzy mogą mnie zastąpić. Namówiłem Łazarczyka i Lubińskiego aby zostali członkami zarządu i poprowadzili „Kotwicę” do ekstraklasy. Zrezygnowałem z prezesowania na przełomie października i listopada 2004 roku. Był to sezon który zakończył się naszym awansem do ekstraklasy.
[ES] Wiem, że w czasie gdy Kotwica była w ekstraklasie byłeś kibicem oraz grałeś w amatorskiej drużynie. Co się zdażyło, że znów zacząłeś działać na rzecz Kotwicy?
[KG] W ekstraklasie było to samo co i ja przeżywałem tj. ustawiczny brak pieniędzy i brak sponsora strategicznego. Z przykrością obserwowałem jak władze miasta odwracają się od koszykówki i nie realizują swoich obietnic. Prawdziwego szoku doznałem latem 2014 roku kiedy zobaczyłem jak Roman Czarnecki pakuje papiery klubu gdyż GOSIR wymówił najem biura i Kotwica leżała na dnie. Ogarnęła mnie czarna rozpacz i złość, że kilkadziesiąt lat pracy setek ludzi idzie na marne. Któregoś dnia w sierpniu 2014 roku na Radzikowie obok piekarni spotkałem Janusza Gromka. Nie pamiętam już jak dokładnie przebiegała rozmowa, ale powiedziałem mu wszystko co myślę i to w dość ostrych słowach. Wskazywałem mu możliwości powolnego odbudowanie klubu w oparciu o kołobrzeskich zawodników takich jak Wichniarz, Diurić, Arabas oraz grupę utalentowanych juniorów. Nasza burzliwa długa rozmowa zakończyła się polubownym stwierdzeniem Janusza Gromka aby Romek Czernecki zgłosił się do niego to jakieś pieniądze się znajdą.
[ES] Byłem świadkiem i uczestnikiem tych wydarzeń bo w mojej kancelarii zebraliśmy się w czwórkę, był jeszcze Czarnecki i Żabczak i rozmawialiśmy jak podnieść koszykówkę z samego dna. Okazało się, że w trzeciej lidze nie możemy wystartować bo są tam same drużyny z Wielkopolski i nie chcieli dalekich dojazdów do Kołobrzegu. Kto wpadł na pomysł, aby kupić dziką kartę w drugiej lidze?
[KG] Dokładnie tego nie wiem, ale zrodziło się to z moich rozmów z Romanem Czarneckim. Uzgodniliśmy, że bez sensu jest tworzenie nowego klubu skoro istnieje klub młodzieżowy „MUKS Kotwica 50” Kołobrzeg trenująca tylko kadetów i juniorów. Należało przekształcić ten klub, żeby objął również seniorów. Roman Czarnecki przekonał prezesa Żabczaka żeby podjął ten trud i ryzyko. Drużynę zgłosiliśmy już po czasie a pan mecenas w błyskawicznym tempie załatwił wpis do KRS-u. Udało nam się wystartować w drugiej lidze i szło nam zupełnie dobrze a w drugim roku awansowaliśmy do pierwszej ligi gdzie gramy do dzisiaj. Nie wszedłem do zarządu „MUKS Kotwicy 50”, ale z życzliwością obserwowałem co dzieje się w klubie i prowadziłem długie rozmowy z Romkiem Czarneckim i innymi działaczami klubu.
[ES] Przyniosłeś kilkanaście zdjęć aby je opublikować. Powiedz co one przedstawiają?
[KG] Jedno zdjęcie jak już wspomniałem przedstawia drużynę Kotwicy w koszulkach w pionowe paski około 1987 roku. Są też zdjęcia dwóch meczów z amerykańskimi studentami oraz zdjęcie Marka Jabłońskiego i Darka Mikę. Zdjęcia wykonał Karol Skiba i dotyczą różnych naszych meczów w pierwszej lidze w latach 2000-2001.
[ES] Dziękuję za interesującą rozmowę, która trwała kilka godzin i nie wszystko zmieściło się w tekście. Dwukrotnie reanimowałeś kołobrzeską koszykówkę za co składam Ci serdeczne podziękowania w imieniu własnym i rzeszy kibiców, którzy dzięki takim ludziom jak Ty mogą nadal cieszyć się koszykówką na wysokim poziomie. Zapewne obydwaj nie chcielibyśmy dożyć chwili, że trzeba będzie przeprowadzać reanimację po raz trzeci, bo Kołobrzeg i koszykówka to trwała para która dożyła 70-ciu lat i życzymy jej dalszych 100 lat.
Edward Stępień


Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany aby komentować.