Stan wojenny – przykład podchorążego Andrzeja Wrony

Redaktor Mariusz Wolański: Zbliża się 41. rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Wracamy w związku z tym pamięcią do tamtych czasów. Dzisiaj mamy taką bardzo szczególną postać do omówienia, a raczej jej historię. Pan Edward Stępień napisał obszerny artykuł, który będzie już niebawem opublikowany w ,,Roczniku Kołobrzeskim 2022”    – ,,Jak podchorąży Wrona na wojnę jechał z Kołobrzegu”. To brzmi tak troszeczkę jak opowieść, ale bardzo, bardzo poważna. Panie Edwardzie.

Edward Stępień: Tak, poważna i w zasadzie na podstawie tego artykułu można prześledzić wszystko, co dotyczy stanu wojennego. Najistotniejsze rzeczy, a więc udział wojska w rozpoczęciu stanu wojennego i w jego przeprowadzeniu, postawy wojska, działania aparatu tzw. ,,wymiaru sprawiedliwości”, prokuratury, sądów wojskowych, a w szczególności Sądu Marynarki Wojennej, zachowań służby bezpieczeństwa, prześladowań opozycjonistów. Te wszystkie elementy mieszczą się w tym jednym przypadku podchorążego Andrzeja Wrony, który był w Kołobrzegu w wojsku jako podchorąży w grudniu 1981 roku. 13 grudnia ruszył z Kołobrzegu razem ze swoim 32 Pułkiem Zmechanizowanym, znanym jako jednostka 3699, do Gdańska. Do Gdańska po to, żeby pacyfikować strajk w Stoczni Gdańskiej. Ten pułk miał doświadczenie w tego rodzaju zadaniach, gdyż w 1970 roku to 32 Pułk Zmechanizowany, stacjonujący w Kołobrzegu, wsławił się w sposób tragiczny i niechlubny w tzw. ,,czarny czwartek”. Żołnierze tego pułku zabili 18 robotników, którzy zdążali do pracy w stoczni w Gdyni. Ten ,,czarny czwartek” jest dziełem kołobrzeskiego pułku, dowodzonego przez płk Władysława Łamota i jego zastępcę ds. politycznych, Bogdana Faładysza. Jak się skończyła w 1981 roku wyprawa 32 pułku do Gdańska? Otóż trochę inaczej, na szczęście, gdyż żołnierze tego pułku, wbrew wyraźnym rozkazom zaczęli bratać się z ludnością, która przynosiła im jakieś gorące napoje. To się strasznie nie spodobało dowódcom i wycofano w ogóle ten pułk i następnego dnia do akcji wkroczyła zupełnie inna jednostka, w której był również kołobrzeżanin, obecny gen. Skrzypczak, który faktycznie doprowadził do pacyfikacji Stoczni Gdańskiej.

Mariusz Wolański: Postać gen. Waldemara Skrzypczaka, bardzo znana postać. Generał Skrzypczak powszechnie uznawany za duży autorytet, ekspert zapraszany do wypowiedzi i opiniowania wielu wydarzeń dawniej i teraz. Tak jak czytamy w pańskim artykule, twierdził, że gdyby Rosjanie weszli do Polski, gdyby nie wprowadzono stanu wojennego, to wojsko na pewno walczyłoby z tymi Rosjanami. To bardzo śmiała teza, a Pan się z tą tezą nie zgadza.

Edward Stępień: Absolutnie się nie zgadzam, pomimo że bardzo cenię sobie generała Skrzypczaka. Kilka razy się z nim spotykałem, dyskutowałem. Nikt o tym nie mówił w czasie grudnia 1981 roku, czyli przy wprowadzeniu stanu wojennego. Nikt takiej tezy nie podnosił. Ja w tym czasie byłem w wojsku, podzielałem losy podchorążego Andrzeja Wrony, który został powołany do wojska 3 stycznia 1981 roku jako podchorąży. Tego samego dnia też zostałem powołany do wojska jako podchorąży, więc znałem te rozmowy, dyskusje, poglądy żołnierzy zawodowych, czyli oficerów, podoficerów, bo byłem w tym środowisku przez półtora roku. Moja służba miała trwać rok, a przedłużyła się jeszcze o dalsze prawie pół. Nie było nastrojów, o których mówi gen. Skrzypczak, że gdyby Rosjanie wkroczyli do Polski, to Wojsko Polskie stanęłoby w obronie i walczyłoby z Rosjanami. Uważam, że jest to wymysł, który powstał w późniejszych latach na potrzeby propagandowe, że nasza armia zdławiła swoje własne społeczeństwo tylko po to, aby uchronić nas przed agresją Rosjan. Oczywiście tej agresji Rosjan by nigdy nie było, bo Rosjanie byli za słabi, aby nas atakować. Przypominam, że w tym czasie był Afganistan i oni tam byli mocno uwikłani, a w dodatku gospodarka Związku Sowieckiego ledwo dyszała i nie byli w stanie tego zrobić. Nie wierzę z pewnych racjonalnych przesłanek. Wojsko w prawie stu procentach było upartyjnione, tzn. kadra oficerska. Jeżeli ktoś nie należał do PZPR-u, to był jak rodzynek w cieście. Na stu oficerów i podoficerów w mojej jednostce, w której ja byłem, dwóch nie należało do PZPR-u, tzn. ja oraz sierżant Zając. Jeżeli mnie słyszy, to go serdecznie pozdrawiam. To był w zasadzie oprócz mnie jedyny człowiek, który miał swoje poglądy i rzeczywiście był patriotycznie nastawiony, ale on był na marginesie wojskowego życia. Najważniejsze funkcje pełnili zastępcy ds. politycznych. To oni faktycznie jednostką rządzili. To oni wydawali rozkazy i to ich bali się dowódcy. Ideologia i polityka rządziła w wojsku. Dobrze, że te czasy mamy już za sobą. Poza tym WSW, czyli Wojskowa Służba Wewnętrzna w 1981 roku wytypowała potencjalne osoby, które mogą sprzeciwić się stanowi wojennemu. Jest 86 nazwisk wytypowanych jako potencjalnych buntowników, którzy mogliby stawiać opór. Już w grudniu 1981 roku ta liczba spadła do 30 osób i faktycznie kilka osób aresztowano, i w tym podchorążego Andrzeja Wronę. Mówienie o jakiejś opozycji w wojsku to dla mnie jest wierutna bzdura i nieprawda. Nie było żadnej opozycji. Wojsko było najbardziej zwartą ideologicznie grupą. Jeżeli ktoś pod względem ideologicznym nie pasował do wojska, to znaczy nie miał poglądów komunistycznych, to go z tego wojska wywalano. Najnormalniej pod słońcem.

Mariusz Wolański: W takim razie przejdźmy do samej historii podchorążego Andrzeja Wrony, bo przecież historia jest bogata. Po pierwsze, stanął oko w oko z problemem w momencie wybuchu stanu wojennego, następnie zarzucono mu odmówienie wykonania rozkazu, a w wojsku wiadomo, że to bardzo poważna sprawa, następnie śledztwo, proces i dalsze lata. Zacznijmy od początku.

Edward Stępień: Wojsko ruszyło z Kołobrzegu o ósmej rano. Był z tym ogromny zamęt, tak jak zwykle w wojsku. Ja pamiętam sytuację, kiedy ogłaszano alarmy i większość samochodów nie była w stanie odpalić, wypychano je ręcznie, odpalano podciągając jeden drugim, nic nie działało, nic nie funkcjonowało, to był po prostu złom. Mieliśmy armię ponad trzy razy większą niż obecnie, tylko ta armia nie miała żadnej rzeczywistej broni. To był szmelc przysłany do nas przez ruskich. Już w trakcie jazdy te transportery opancerzone zaczęły się psuć albo wywracać do rowów i m.in. Andrzej Wrona jechał takim transporterem, który wylądował w rowie kilka kilometrów za Kołobrzegiem. Będąc w Koszalinie, słyszał on komunikaty wojskowe i zaczął rozmawiać na ten temat z żołnierzami, którzy jechali w tym skocie, było tam 11 osób. Andrzej Wrona głośno zastanawiał się, co powinien zrobić, jeżeli każą mu strzelać do robotników. Czy on powinien wykonać taki rozkaz, czy on powinien strzelać i doszedł do wniosku, że ponieważ jego ojciec jest robotnikiem, jest Solidarność, to są nasi bracia, ojcowie, to on jako wojskowy nie ma prawa strzelać do własnego narodu. Dzielił się uwagami. Nie mówił, co inni żołnierze mają robić, jak się mają zachować, tylko mówił, jak on się zachowa w tej sytuacji. Już po przyjeździe na miejsce, kiedy żołnierze pod Stocznią Gdańską zaczęli bratać się z ludnością, dowódcy doszli do wniosku, że ktoś siał defetyzm i przypomniano sobie o podchorążym Wronie. Zachowanie się 32 pułku pod stocznią w Gdańsku, tzn. bratanie się z ludźmi, uznano za przejaw niesubordynacji. To, że żołnierze ze swoim społeczeństwem się bratają, to moim zdaniem nic złego, natomiast uznano to za wyraz absolutnej niesubordynacji, wycofano ten pułk i znaleziono winnego, tj. podchorążego Andrzeja Wronę. 15 grudnia w godzinach wieczornych WSW aresztowało Andrzeja Wronę i przesłuchano kilku żołnierzy, którzy podróżowali z nim transporterem. Tylko jeden z tych żołnierzy twierdził, że Andrzej Wrona wzywał do niewykonania rozkazu, że twierdził, że nie będzie strzelał, natomiast inni żołnierze byli bardziej wstrzemięźliwi, tzn. mówili, że Andrzej Wrona coś z nimi dyskutował na temat stanu wojennego. Andrzej Wrona zastanawiał się, jaki to stan wojenny, przecież stan wojenny to ogłasza się, jeżeli wróg napada na Polskę, jaki to wróg napadł na Polskę, że trzeba stan wojenny ogłosić. Żadnego wroga w granicach Rzeczypospolitej nie ma. W związku z tym, czy rzeczywiście stan wojenny powinien być ogłoszony. Tak myślał podchorąży Andrzej Wrona, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego, Wydziału Filologii Polskiej i nauczyciel języka polskiego. To były zasadne pytania i zasadne wątpliwości. Po co ten stan wojenny jest, przeciwko komu jest wprowadzony? Przecież trudno sobie wyobrazić, żeby wrogiem było własne społeczeństwo, żeby tym nieprzyjacielem, który napadł na Polskę, było własne społeczeństwo. Dla młodego inteligenta, jakim był podchorąży Andrzej Wrona, był  to stek nonsensów.            Śledztwo było w trybie błyskawicznym. W zasadzie trzech oficerów Wojskowej Służby Wewnętrznej przesłuchało dziewięciu ludzi w ciągu jednego dnia, następnie prokurator 17 grudnia 1981 r. zastosował tymczasowy areszt, 21 grudnia został wysłany akt oskarżenia. O co oskarżono? Nie o to, że nie wykonał rozkazu, bo nie było żadnego rozkazu. Nikt nie wydał Andrzejowi Wronie żadnego rozkazu, którego on nie wykonał. Przedstawiono mu zarzut z tzw. art. 47 dekretu o stanie wojennym, który mówił, że kto działa na korzyść nieprzyjaciela lub na szkodę interesu bezpieczeństwa lub obronności PRL, ponosi karę pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż 3 lata. Mówi się w tym przepisie ,,na korzyść nieprzyjaciela”. Andrzejowi Wronie zarzucono, że działał na korzyść nieprzyjaciela. Teraz powstaje pytanie, jak zdefiniować nieprzyjaciela. Czy nieprzyjacielem Polski była dziesięciomilionowa Solidarność, to był właśnie ten nieprzyjaciel, czyli własne społeczeństwo było nieprzyjacielem PRL-u? Jakby się tak głębiej zastanowić, to chyba należało odpowiedzieć w sposób twierdzący. ,,Tak, społeczeństwo było nieprzyjacielem PRL-u.”

Mariusz Wolański: Paradoks, prawda?

Edward Stępień: Tak, paradoks. Ten paradoks ciągnął się przez cały PRL. Przypominam sobie wywiad ostatniego I Sekretarza PZPR-u, który po wyborach 1990 roku ze smutkiem stwierdził, że większość członków PZPR-u głosowała przeciwko PZPR-owi.

Mariusz Wolański: Mówimy oczywiście o Mieczysławie Rakowskim.

Edward Stępień: Tak, oczywiście. Na przykład na PO głosują wszyscy członkowie PO i grupa sympatyków, tak samo jest w stosunku do innych partii. Trudno sobie wyobrazić, żeby członkowie danej partii głosowali przeciwko swojej partii w wyborach. Wrogiem PRL-u było nie tylko społeczeństwo, ale wrogiem byli członkowie własnej partii. Przecież sporo członków PZPR-u zostało internowanych. Uznawano, że członkowie PZPR-u są również tym ,,nieprzyjacielem”. Paradoksy można ciągnąć. Teraz wracajmy do naszego bohatera, podchorążego Andrzeja Wrony. Po aresztowaniu Andrzej Wrona napisał natychmiast zażalenie na tymczasowy areszt oraz złożył wniosek o odstąpienie od trybu doraźnego. Prokurator Marynarki Wojennej powinien mieć natychmiast postępowanie karne, ponieważ nie nadał biegu obu tym zażaleniom. Tego rodzaju zaniechanie jest przekroczeniem przez prokuratora uprawnień. Prokurator popełnił przestępstwo, ale nikt tym się nie zajął do dnia dzisiejszego. Ja zamierzam mój artykuł przesłać do Prokuratury. On popełnił przestępstwo według obowiązujących w 1981 roku przepisów. W sprawie podchorążego Andrzeja Wrony zauważam mnóstwo tego rodzaju strasznych rzeczy, które wydarzyły się i w Sądzie Marynarki Wojennej i w Prokuraturze. Proszę sobie wyobrazić, że Sąd Marynarki Wojennej wydaje postanowienie o prowadzeniu sprawy w trybie doraźnym na dzień przed tym, zanim wpływa do tego sądu akt oskarżenia. Nie mają jeszcze aktu oskarżenia, a już rozpoznają sprawę. Nie mają dokumentów żadnych, Pan sobie to wyobraża? Żeby dzień przed wpłynięciem akt do sądu, sąd już podejmował decyzję w tej sprawie. Jest to dla mnie niezrozumiałe, a mam za sobą 43 lata praktyki prawnej. W trybie błyskawicznym, proszę prześledzić daty – 13 grudnia są rozmowy, 15 grudnia jest zatrzymany, są pierwsze przesłuchania, 17 grudnia jest areszt tymczasowy, 21 grudnia jest sporządzony akt oskarżenia, 28 grudnia już jest rozprawa sądowa. Takie błyskawiczne tempo. Kilkanaście dni zaledwie od rozpoczęcia śledztwa do rozstrzygnięcia w formie wyroku. Prokuratura zrobiła w tej sprawie taki zabieg, że przesłuchano dziewięciu świadków, natomiast w akcie oskarżenia wskazano do przesłuchania jedynie pięciu świadków. Dlaczego? Bo tych czterech mówiło na korzyść Andrzeja Wrony. Prokurator nie ma prawa ukrywać dowodów niewinności, a Prokurator Marynarki Wojennej w tej sprawie właśnie to zrobił. Sąd to widzi, bo dostaje akta i dostaje listę osób wezwanych. Protokoły z przesłuchania tych świadków, którzy mówią, że Andrzej Wrona nic złego nie powiedział, są w tych aktach i oni nie reagują. Powinno się przynajmniej odczytać te protokoły. Nie przeprowadzono tego dowodu, ba, w trakcie rozprawy obrońca z urzędu, którego nie dopuszczono do kontaktu przed rozprawą z Andrzejem Wroną, złożył bardzo istotny wniosek, mianowicie żeby przesłuchać wszystkich tych, którzy podróżowali skotem, tych wszystkich jedenastu żołnierzy. Przecież ten skot jest mały. Jeżeli ktoś coś mówił, to wszyscy tam raczej słyszeli. Wniosek ten zostaje oddalony bez żadnego uzasadnienia, bo wiadomo, że ci pozostali żołnierze, którzy byli nieprzesłuchani, powiedzą, że nic złego Andrzej Wrona nie mówił. Jeżeli on mówi, że ja w swoim sumieniu rozstrzygnę, czy mam strzelać do niewinnych ludzi, do robotników, czy też nie, to jakie to jest przestępstwo? To nawet w ówczesnym prawie nie było, żeby tego rodzaju wypowiedź była wypowiedzią karalną. Prokurator zażądał w mowie końcowej 5 lat pozbawienia wolności, sąd skazał go na 3 lata pozbawienia wolności i pozbawił go praw publicznych jako karę dodatkową na 1 rok. Andrzej Wrona siedział w sumie do kwietnia 1983 roku, a więc był w więzieniu przez 17 miesięcy.

Mariusz Wolański: Odsiedział, wyszedł na wolność, ale jego problemy się nie skończyły.

Edward Stępień: Pisał do różnych władz jego ojciec – prosty robotnik, schorowany. Prosił o zwolnienie syna, albo też nawet o możliwość spotkania się z nim. Spotykał się z odmowami i tak się zdarzyło, że kiedy Andrzej Wrona wyszedł z zakładu karnego na mocy łaski, to w tym samym dniu zmarł jego ojciec. Przyjechał tylko na pogrzeb. W tamtych czasach osób, które kończyły studia wyższe, było bardzo niewiele.

Mariusz Wolański: Właśnie, Andrzej Wrona był wykształconym człowiekiem. To był nauczyciel, to był kulturalny człowiek na poziomie.

Edward Stępień: Tak, skończył Uniwersytet Łódzki, polonistykę w normalnym trybie, pracował w szkole jako nauczyciel języka polskiego. Dobrze mu szło, był dobrym nauczycielem. Wychodzi z więzienia, traktowany jak kryminalista. Jak może kryminalista uczyć dzieci? Uczyć dzieci mogą tylko członkowie PZPR-u, aby ich indoktrynować. Wtedy uznawano, że ludzie o patriotycznych poglądach nie dają gwarancji prawidłowego wychowania młodego pokolenia. Nie przyjęto go do żadnej szkoły, chciał pracować gdziekolwiek. Zatrudnił się w radiowęźle. Jak się tylko SB dowiedziała, że on pracuje, natychmiast wpłynęła na to, że go zwolniono. W końcu wylądował jako stróż nocny. W tamtych czasach, kiedy ludzi z wyższym wykształceniem było jak na lekarstwo, na przykład w mojej szkole podstawowej był tylko jeden nauczyciel z wyższym wykształceniem i to był pan od wf-u, Pan Janusz Bernat, serdecznie pozdrawiam, a pozostali nie mieli wyższego wykształcenia, mieli średnie.  I tu człowiek, który ma wyższe, specjalistyczne wykształcenie, nie może w szkole nigdzie znaleźć zatrudnienia, nie może pracować w radiowęźle, a uznają, że nadaje się do pracy jako stróż nocny. Ale z tego stróżowania też go wyrzucili Nie wiadomo dlaczego. Po prostu to był ciąg prześladowań ze strony SB. Andrzej Wrona już był w kompletnej desperacji. Nie miał z czego żyć. Ojciec nie żył, matka jakieś nędzne pieniądze zarabiała. Złożył wniosek o emigrację do Kanady i natychmiast generał Pożoga, zastępca Ministra Spraw Wewnętrznych, czyli szef SB, wyraził zgodę osobiście, żeby Andrzej Wrona wyjechał i dostał bilet ,,w jedną stronę”. Znalazł się w Kanadzie w Toronto.

Mariusz Wolański: Potem przyszła odwilż. Zmieniła się władza, zmienił się system społeczno-polityczny w Polsce. Oczywiście sprawa Andrzeja Wrony wróciła na wokandę i Andrzej Wrona został zrehabilitowany.

Edward Stępień: Tak. To się nawet nie nazywało rehabilitacja, tylko uchylono wyrok jako nieważny. Prokurator Generalny w 1991 roku wystąpił do Sądu Najwyższego z rewizją nadzwyczajną. To, co napisał prokurator i to, co znalazło się w wyroku, jest normalną oceną materiału dowodowego. Zarzucono Sądowi Marynarki Wojennej w Gdyni, który skazał podchorążego Andrzeja Wronę, że sąd kierował się względami ideologicznymi, a nie dokonał jakiejkolwiek analizy materiału dowodowego. Wypowiedzi Andrzeja Wrony nie wyczerpują żadnego przestępstwa wówczas obowiązującego. Chciałbym jeszcze oddać, że  art. 47 dekretu   i cały dekret zostały uznane za nieważne, ponieważ zostały wydane z obrazą wówczas obowiązujących przepisów prawa, które nie pozwalały, aby wydawać dekrety przez Radę Państwa w okresie, kiedy trwała sesja Sejmu. Dekrety wydane w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku w ogóle nie mogły się pojawić, gdyż w tym czasie była sesja sejmowa. Był wyraźny przepis konstytucyjny, że Rada Państwa może wydawać dekrety, o ile nie ma sesji Sejmu, czyli w nagłych sytuacjach. Chociażby z tego powodu dekrety uznane zostały przez Trybunał Konstytucyjny za akty prawa nieobowiązujące od samego początku. Dekrety nie zostały opublikowane  w Dziennikach Ustaw i jest prawo, które mówi, że prawem staje się akt, dekret, ustawa, o ile zostanie opublikowana w Dzienniku Ustaw. Ustalono, że publikacja nastąpiła dopiero 17 grudnia 1981 r. Czyn popełniono 13 grudnia, zanim ten dekret został opublikowany, zanim ten artykuł 47 dekretu, na podstawie którego Andrzej Wrona został skazany, stał się  w ogóle prawem. Czyli skazano go na podstawie prawa, które jeszcze nie obowiązywało.

Mariusz Wolański: Dokonajmy konkluzji. Można wrócić do wstępu pańskiego artykułu, że sprawa Andrzeja Wrony jakby pokazała w pigułce, czym było wojsko w PRL-u, jakie było wojsko w PRL-u, że zdecydowanie nie było przedmiotem do chluby narodowej.

Edward Stępień: Tak, w pełni się z tym zgadzam. Wojsko było poddane praniu mózgów, ideologicznemu praniu mózgów. W wojsku nie mogli być ludzie, którzy samodzielnie myśleli. W wojsku nie mogli być patrioci. Jeżeli ktoś miał przekonania patriotyczne, uważał, że wojsko powinno bronić niepodległości ojczyzny, to natychmiast taka osoba była usuwana  z wojska. W wojsku mogli być ludzie, którzy uważali, że należy się podporządkować w stu procentach armii Związku Radzieckiego i zmieniono w tym kierunku nawet przysięgę wojskową. Żołnierze przysięgali na to, że będą w sojuszu z Armią Czerwoną. W związku z tym skoro przysięgał, że będzie w sojuszu z Armią Czerwoną, to jak taki żołnierz mógł wystąpić przeciwko Armii Czerwonej i podnieść przeciwko naszym władcom jakiś bunt? Było to z powodów doktrynalnych niemożliwe. Niestety byłem w tym wojsku, popatrzyłem od środka na wojsko. Były tam pojedyncze osoby, które były wartościowe, ale cała masa oficerów to byli karierowicze, jeden wspinał się po plecach drugiego, żeby tylko wyżej i wyżej dojść. Wszyscy byli zawzięci ideologicznie. Na koniec powiem taką ciekawostkę, na pewno wszyscy, którzy pamiętają te czasy, a byli w wojsku, potwierdzą, że jeżeli żołnierz zawodowy chciał opuścić wojsko, to był tylko jeden sposób. Mianowicie żołnierz – podoficer lub oficer ubierał się w mundur i szedł do kościoła. To była podstawa do tego, że wywalano go z wojska. Czyli żołnierz, który w jakikolwiek sposób chciał zademonstrować swoje przekonania religijne, uważany był za wroga. Katolik był wrogiem w wojsku, zwalczanym z całą stanowczością.

Mariusz Wolański: Odsyłam Państwa do Muzeum Oręża Polskiego przy ul. Armii Krajowej. O 18:00 15 grudnia będzie spotkanie promujące ,,Rocznik Kołobrzeski 2022”, w którym jest zawarty obszerny artykuł Edwarda Stępnia ,,Jak podchorąży Wrona na wojnę jechał z Kołobrzegu”.

Edward Stępień: Ja również dziękuję. Chciałbym tylko zacytować fragment wiersza, który uważam za bardzo piękny i podsumowujący ten artykuł: ,,Więc gdy miłość do ojczyzny w przestępstwo się zmienia, jakie czasy mamy dziś, Wysoka Izbo?”.

Wyemitowano 10.12.2022 r.

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.