Redaktor Mariusz Wolański: Zacznijmy nasze spotkanie tradycyjnie od kalendarium tych najważniejszych wydarzeń, do których Pan, Panie Sławoju, sięga pamięcią.
Sławoj Kigina: Tak, przygotowałem się dosyć szczegółowo na tę okazję. 4 listopada 1980 r. rzecznik rządu, tamtego rządu, informował, że już 12 milionów pracowników objętych zostało podwyżkami. Ja mówiłem o tych podwyżkach dla budownictwa przy okazji którejś audycji. Rzeczywiście te podwyżki nas również, jako pracowników budownictwa, dotyczyły. Wywalczyliśmy to sobie jako Krajowa Komisja Budownictwa. 5 listopada pracownicy służby zdrowia protestują i proszą o podwyżki. 8 listopada ukazała się informacja w biuletynie ,,Samorządność”, że tak zwane minimum socjalne w Polsce wynosi 2 020 zł, a poniżej tej granicy żyło 6,5 miliona ludzi, wtedy można było mówić rzeczywiście o biedzie. Jest ważna data – 10 listopada. 10 listopada Sąd Najwyższy zarejestrował statut Solidarności, uchyla poprawki do statutu, które wcześniej wprowadził Warszawski Sąd Wojewódzki. Jest decyzja Sądu Najwyższego, i druga data z tym związana to jest data nasza, Kołobrzeska, czyli jest to słynna już w Kołobrzegu i nie tylko manifestacja pod Katedrą. W 1982 roku manifestacja z okazji 10 i 11 listopada. Jest ważna data jeszcze – 13 listopada 1980 r., kiedy to Sąd Wojewódzki w Warszawie odrzuca rejestrację Niezależnego Zrzeszenia Studentów i wreszcie jest ważna informacja w szerszym kontekście, że 20 listopada w Berlinie Stefan Olszowski, członek Biura Politycznego KC PZPR w tamtym czasie, na spotkaniu z Honeckerem stwierdza odnośnie sytuacji w kraju, że wcześniej czy później musi dojść do konfrontacji z działaczami, z Solidarnością najogólniej mówiąc: jest ona nieuchronna, chcemy, abyśmy to my ustalili jej czas. Tak mówił Olszowski. Będziemy musieli użyć środków politycznych i administracyjnych. Przez środki administracyjne rozumiem aresztowania. Do walki na ulicach zostało wyznaczonych 30 000 ludzi. Tak mówił Olszowski do Honeckera w listopadzie 1980 roku. Oczywiście propaganda w tamtym czasie mówiła o tym, że to z powodu działań Solidarności w 1981 roku Jaruzelski został zmuszony do ogłoszenia stanu wojennego, tymczasem to jest nieprawda, jak wiele nieprawd i fałszu, na którym się opierał cały tamten system. Olszowski już w listopadzie 1980 roku mówił o tym, że jest wyćwiczonych 30 000 ludzi do walki z Solidarnością. To by było tyle, jeżeli chodzi o kalendarium.
Mariusz Wolański: Panie Sławoju, ja chciałbym na sekundkę dosłownie wrócić do tego, co było przed tygodniem. Rozmawialiśmy z Panem Edwardem Stępniem o bardzo ciekawym epizodzie, który miał miejsce 5 listopada. Wspominał to także Henryk Bieńkowski, tak już poza mikrofonem, który też był dzisiaj gościem ,,Studia Kołobrzeg”, mianowicie jak was do wojska wzięto.
Sławoj Kigina: To była dla mnie sytuacja dramatyczna, bo zostawiam w domu rodzinę, córkę, która miała wtedy 7 lat, żonę, i nagle muszę się stawić w wojsku. To nie jest taka sprawa jak na przykład z tymi, którzy wcześniej byli internowani, bo my mamy rozkaz i nie mamy żadnej możliwości, żadnej apelacji, żadnego odwrotu, żadnego odwołania i stawiamy się w jednostce wojskowej w Chełmnie nad Wisłą, i zaczyna się nasza katorga. Tak to określę, bo rzeczywiście tak to wszystko wyglądało. Nie było to oczywiście wojsko. Oni nas ubrali w mundury po to, żeby pod pozorem tych mundurów uznawać i światu mówić o tym, że to są ćwiczenia wojskowe. To nie były ćwiczenia, to było regularne internowanie i to w warunkach bardzo trudnych, bo byliśmy skoszarowani w listopadzie, grudniu, styczniu na plaży nad Wisłą między wałami ochronnymi, czyli klimat kompletnie niesprzyjający życiu, bo wilgoć, naturalne mgły nad Wisłą i tak dalej. Czasem było tak, że nie było czym oddychać, bo takie było zawilgocenie. Warunki strasznie trudne. Oczywiście wszystko to, tak jak powiedziałem, pod pozorem ćwiczeń wojskowych. Potem się dopiero okazało, że tajne dokumenty, które były na tę okoliczność przesyłane po dowódcach, zostały zniszczone, bo taki był rozkaz szefa sztabu Siwickiego. Dzisiaj wiemy już o tym, że to było zupełnie nielegalne, że to było znęcanie się nad nami, bo świadczą o tym wyroki, które zapadły wobec dwóch żyjących decydentów w tamtym czasie, czyli generałów Sasina i Ciastonia.
Mariusz Wolański: Panie Edwardzie, 10 listopada 1980 roku.
Edward Stępień: To jest rejestracja Solidarności. Później, po wprowadzeniu stanu wojennego, ta rocznica była szczególnie honorowana przez działaczy podziemnej Solidarności. W całym kraju odbywały się manifestacje. Również w Kołobrzegu, w drugą rocznicę rejestracji, czyli w 1982 roku, i w trzecią rocznicę rejestracji odbywały się demonstracje pod kołobrzeską Katedrą. W 1982 roku było to bardzo duże zgromadzenie liczące kilkaset osób. Zmobilizowano do rozpędzenia tej demonstracji około 200 funkcjonariuszy SB, MO, wojska, pograniczników, WSW. Ta demonstracja została rozpędzona pałkami, przy użyciu zorganizowanego pododdziału ROMO, następnie wyłapywano poszczególne osoby, czy też w późniejszym okresie na podstawie zdjęć wykonywanych z zakrytych punktów rozpoznawano uczestników manifestacji i karano ich bardzo dotkliwymi grzywnami. Było 5 wyroków skazujących, wydanych przez sąd na uczestników manifestacji nie za manifestację, ale rzekomo za naruszenie nietykalności funkcjonariuszy MO, co było absolutną bzdurą. Natomiast 28 osób zostało skazanych przez kolegia na bardzo wysokie grzywny w wysokości 2-3 średnich pensji ówczesnych za udział w zgromadzeniu, według władz komunistycznych, nielegalnym, chociaż wówczas była ustawa o zgromadzeniach, która przewidywała, że w miejscach takich jak teren przykościelny zgromadzenia mogą się odbywać bez żadnej zgody, żadnego zezwolenia. Takie właśnie zgromadzenie na placu przykościelnym było, a pomimo to uczestnicy tego zgromadzenia ponieśli bardzo surowe konsekwencje. Jak myślę sobie o tym zgromadzeniu i o tych wielkich karach nakładanych na uczestników, to porównuję do tego, co się obecnie dzieje.
Mariusz Wolański: No właśnie, przejdźmy teraz płynnie na ten teren.
Edward Stępień: Zgromadzenia się odbywają. Policja jest po to, żeby chronić uczestników zgromadzenia. Odbywa się to, o ile jest możliwe, spokojnie, to znaczy władze państwowe zapewniają spokój uczestnikom zgromadzenia. Ja osobiście mam pewne pretensje, że władze nie reagują na różne akty wandalizmu, jakimi szczególnie dotknięty jest Kościół katolicki bądź też konkretnie obiekty sakralne, gdzie ci uczestnicy manifestacji próbują smarować na zabytkowych budynkach różne obraźliwe hasła. To, że kibice czy też ludzie wierni stają w obronie Kościoła, a policja stoi i nic nie robi, to dla mnie jest oburzające. Moim zdaniem Minister Spraw Wewnętrznych powinien wyciągnąć konsekwencje wobec funkcjonariuszy, którzy nie wykonują swoich obowiązków służbowych. Oni są od tego, aby chronić nie tylko uczestników manifestacji, ale również chronić mienie przed uczestnikami manifestacji, jeżeli tego nie robią, to jest ewidentne zaniedbanie ze strony władz.
Sławoj Kigina: Mówimy o 11 listopada 2020 r. i o tym, co się miało wydarzyć, a co się wydarzyło w Warszawie. Miała się odbyć manifestacja w samochodach, która by nie narażała uczestników tej manifestacji na koronawirusa. To się udało tylko w części, bo oczywiście w tej manifestacji znalazły się grupy chuligańskie, które zachowały się w taki sposób, że znowu mamy prowokację, podpalone mieszkanie, race rzucane wkoło, mamy ataki na policjantów. Jest niezrozumiała sytuacja, że policja nie radzi sobie z tymi łobuzami. Ja tego nie rozumiem, ale podpalenie mieszkania to jest podobna historia jak podpalenie budki wartowniczej na terenie ambasady rosyjskiej i też za tym podobno stoją jacyś prowokatorzy. Trzeba będzie to wszystko wyjaśnić. Oczywiście jest to sytuacja bardzo niekomfortowa dla rządu, bo ci, którzy to obserwują, chcieliby, żeby był spokój, twierdzą, że rząd sobie nie radzi. Rząd sobie nie radzi z tą anarchią, mówiąc wprost. Natomiast jeżeli chodzi o nasze podwórko, to marsze kobiet i protesty tutaj w Kołobrzegu są dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo ja nie wiem, o jaką wolność chodzi tym paniom. Jeżeli ktoś uważa, że dzisiaj w Polsce nie ma wolności i próbuje porównywać te marsze kobiet, które dzisiaj są organizowane, z tym, jak myśmy protestowali za czasów komuny, to to jest kompletne nieporozumienie. Nie można absolutnie porównywać tego. Dzisiaj te kobiety krzyczą, przeklinają, prowadzą małe dzieciątka ze sobą. To jest jakaś aberracja, to jest profanacja wszelkich zasad przyzwoitości. To prowadzi w najprostszy sposób do anarchii całego państwa, bo tak to należy nazwać. Ja nie wiem, o co tym kobietom w gruncie rzeczy chodzi, bo po prostu ja tego nie umiem zrozumieć, bo jestem jednym z ludzi, którzy w 1980 roku walczyli o wolność Polski, ale to były zupełnie inne warunki. Tam były brutalne siłowe ataki milicji, tam były brutalne siłowe ataki wojska, ZOMO, ROMO i wszelkich innych służb.
Mariusz Wolański: Po ostatnich protestach, tych przejazdach po Kołobrzegu, kiedy policja wlepiła kilka mandatów, pojawiły się pretensje do policjantów o to, że coś takiego zrobili, że niby się obrócili przeciwko tym protestującym. Tymczasem, w ocenie wielu ludzi, policja zadziałała w ten sposób, żeby zapobiec eskalacji.
Edward Stępień: Ja widziałem ten przejazd w poniedziałek i najbardziej mnie zdziwiło, że na przedzie tej kawalkady jechała stara ,,Warszawa”, wymalowana jak pojazd Milicji Obywatelskiej, zresztą z boku było ,,MO” i z tyłu było przyczepione hasło ,,Powrót do przeszłości”. Ja myślę, że to hasło jest bardzo trafne, ponieważ ci ludzie, z tego co zrozumiałem, domagają się, żeby była aborcja na życzenie. Tak właśnie było. Za komuny w 1956 roku wprowadzono ją na życzenie. Ci ludzie teraz chcą powrotu do komuny. Ja nie wiem, czy ci, którzy uczestniczą w demonstracjach, zdają sobie sprawę z tego, że to hasło na przedzie tej kawalkady ,,Powrót do przeszłości”, to ich dotyczy. Oni żądają wprowadzenia tego, co już było za komuny. Nie chcą tego, co było w 1993 roku wprowadzone, nie. Oni chcą więcej, czyli takiej sytuacji, jaka miała miejsce w Polsce pomiędzy 1956 a 1993 rokiem, czyli pełnej wolności aborcyjnej.
Sławoj Kigina: Ja dodam jeszcze do tego, że nie rozumiem tych kobiet, ich sposobu myślenia, bo to są na ogół młode kobiety, młode dziewczyny, młode matki. Jest to dla mnie wielkim skandalem. Nie wiem, czy ich nikt nie kocha, czy one nie mają jakiegoś innego sposobu na życie, czy to jest jedyny w tej chwili cel życia, żeby iść i uzewnętrzniać w taki wulgarny sposób swoje uczucia. Nie wiem, ja tego nie rozumiem. Tak jak nie rozumiem również zaangażowania Pani Prezydent w te marsze, bo to uważam za skandal. To pewnie jest jakieś jej hobby, to są normy, które gdzieś tam wprowadził jeszcze Tusk – Kongres Liberalno-Demokratyczny, więc robimy, co chcemy. „Róbta co chceta” i to jest tak również w Kołobrzegu praktykowane. Ja nie umiem tego pojąć. Brak mi jest słów, żeby to jakoś w sposób cywilizowany ocenić. Nie rozumiem tego. Pani Prezydent idzie z tymi dzieciakami krzyczącymi ,,Spie…” i tak dalej, nie będę tutaj powtarzał. Jak ona się czuje wśród takich ludzi? Osoba kulturalna, która powinna mieć autorytet, która powinna świecić przykładem. Ja jeszcze jedną rzecz dodam. Mnie też się nie podoba i uważam, że niepotrzebnie PIS w tym okresie, w tym czasie wszczął wojnę i w ogóle rozwinął temat aborcji. To było niepotrzebne ani w tej chwili, ani myślę, że w ogóle. Był jakiś konsensus, trzeba było to zachować. Tak samo jak nie była potrzebna wojna PIS-u z hodowcami zwierząt futerkowych. To też było niepotrzebne i gdybym tego nie powiedział, to byłbym nieuczciwy wobec siebie. Niepotrzebne to było, ale z drugiej strony, jak patrzę na te marsze kobiet niekochanych, to jest nie do przyjęcia to, co się dzieje.
Wyemitowano 14.11.2020 r
Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany aby komentować.