Czego uczy powstanie styczniowe?

Redaktor Mariusz Wolański: Rozpoczynamy panel historyczny. Historia nam przyniosła bardzo ciekawy temat, bardzo ciekawa data, a jeszcze ciekawsza wyniknie z tego analogia, której sobie dzisiaj dokonamy. Dziś 14 stycznia i dokładnie 160 lat temu w nocy z 14 na 15 stycznia w Królestwie Polskim rozpoczęła się branka carska, czyli pobór do armii rosyjskiej. Kogo wówczas wzięto do wojska? Brano przede wszystkim tych, którzy byli niepokorni. Za chwilę to odniesiemy do wojskowych ośrodków internowania od roku 1982 – tutaj poprosimy Pana Sławoja Kiginę, ale zaczniemy od początku i o ten rys historyczny poproszę Pana Mecenasa Edwarda Stępnia.

Edward Stępień: Należy wyjaśnić pojęcie ,,branka”. Otóż nie powoływano, tak jak obecnie, do armii na 2-3 lata, ale te powołania najpierw były 25-letnie, później 15-letnie. Ci młodzieńcy, którzy byli powoływani do wojska rosyjskiego, mogli się spodziewać, że już nigdy  w życiu swoich rodzin nie zobaczą. Na 200 000 osób z Królestwa Polskiego, które poszły na brankę, do domu powróciło zaledwie 23 000, a na przykład z województwa piotrkowskiego na 11 000 powołanych do wojska wróciło niecałe 500, a więc ten procentowy udział tych, którym udało się przeżyć wojsko rosyjskie, był stosunkowo niewielki. Działo się tak dlatego, że młodych ludzi powoływanych do armii rosyjskiej wysyłano na Syberię, na daleką Syberię. Oni tam prowadzili wojnę przeciwko ludom azjatyckim i imperium rosyjskie powiększało swoje terytoria podbijając, w sposób typowy dla kolonizatorów, obszary syberyjskie. Stamtąd się raczej nie wracało. Tam były potworne warunki higieniczne, były choroby nieznane Europejczykom, więc śmiertelność wśród żołnierzy była przeogromna. Wszyscy zdawali sobie sprawę, czym tak w istocie jest branka. Jest skazaniem na dożywocie i w zasadzie równało się praktycznie wyrokowi śmierci. Zazwyczaj pobór do wojska rosyjskiego dotyczył młodzieży wiejskiej albo szlachty drobnej i w ten sposób na wschodnich terenach Polski praktycznie zlikwidowano drobną szlachtę albo poważnie ją ograniczono. Tym razem listy przeznaczonych do branki obejmowały wyłącznie mieszczan bądź szlachtę i to tych, o których wiedziano, że uczestniczą w konspiracji przeciwko Rosji. Takich konspiratorów w tym czasie, czyli w styczniu 1863 roku, było około 20 000. Do branki sporządzono listy obejmujące 12 000, a więc wynika z tego, że Rosjanie mieli bardzo dobre rozeznanie, kto jest konspiratorem, kto spiskuje i kto może być niebezpieczny. Ta branka spowodowała zapłon, iskrę, która doprowadziła do wybuchu powstania styczniowego. Chciałbym jeszcze powiedzieć, co się działo przed powstaniem styczniowym. Otóż były masowe demonstracje ludności polskiej w całym Królestwie, również na Litwie i te demonstracje, wystąpienia, były tłumione z największą zajadłością. Stan wojenny to nie jest wymysł towarzysza Jaruzelskiego. W 1861 roku wprowadzono stan wojenny na ziemiach Królestwa Polskiego i Litwy. Wówczas każde, najmniejsze nawet zgromadzenie, traktowano jako bunt i natychmiast przystępowano do rozpędzania tej demonstracji. Zabitych, jeszcze zanim wzniecono powstanie styczniowe, było co najmniej kilkaset osób. Była ogromna liczba aresztowań. Na przykład Rosjanie za nic mieli wielowiekową tradycję, która mówiła, że przestrzeń kościoła to jest azyl, że tam można szukać schronienia. Rosjanie jako lud dziki, nieokrzesany, wpadali do kościołów, na przykład do Kościoła Św. Anny w Warszawie, do Katedry Św. Jana w Warszawie i tam aresztowano ludzi. Bito ich nahajkami. Widać wprost analogię do naszych czasów, że stan wojenny to było powtórzenie rozwiązań, które istniały od dawna w Cesarstwie Rosyjskim i w zasadzie pod tym względem niewiele się zmieniło.

Mariusz Wolański: Generał Wojciech Jaruzelski, mówi się o tym, że on był architektem stanu wojennego, a tak naprawdę metody zaczerpnął pełną garścią od swoich mocodawców w Moskwie. Jeżeli mówimy o stanie wojennym, i mielibyśmy szukać tych analogii… 1982 rok – utworzenie Wojskowych Ośrodków Internowania i także powołanie do wojska tych najbardziej niepokornych, tych którzy domagali się wolności, którzy podnosili bardzo wysoko głowę i wśród tych osób, które wówczas były ,,powołane do wojska”, a tak naprawdę umieszczone w Wojskowych Ośrodkach Internowania, był Pan Sławoj Kigina. Panie Sławoju, jak Pan wspomina tamten czas?

Sławoj Kigina: Z tym powołaniem nas do wojska to jest oczywiście zupełnie analogiczna sytuacja jak z branką, tyle że nas było mniej niż tych młodych ludzi wziętych w ramach branki, bo tamtych było około 12 000, nas – internowanych w wojskowych obozach – było około 2 000, natomiast chcę potwierdzić tylko to, o czym już Edward mówił, że Jaruzelski nie wymyślił stanu wojennego. Stan wojenny przed powstaniem styczniowym wprowadził namiestnik rosyjski Karol Lambert. Nazwiska tylko są inne, ale sposób działania identyczny. Jeżeli mowa o brance, to trzeba wiedzieć, że brankę do carskiej armii zarządził niejaki Aleksander Wielopolski. Aleksander Wielopolski to jest takie dzisiejsze skrzyżowanie pana Tuska i pana Borysa Budki. Wtedy taki był Polak i dzisiaj są tacy Polacy na 1/8 etatu. Może nie, bo to nie jest umowa o pracę, tylko takie działanie na zlecenie. Wtedy działał w tym zakresie pan Wielopolski, dzisiaj działają Tusk, Budka i cały ten zespół Platformy Obywatelskiej. Ta analogia dość łatwo mi przychodzi. Szczególnie po obejrzeniu filmu ,,Nasz człowiek w Warszawie”. Ja nie chcę się wdawać w wielką politykę, ale dla mnie – człowieka, który się średnio porusza w sprawach polityki – dla mnie to jest oczywiste, że Tusk jest tutaj przedstawiony w filmie jako ten, który służy Rosji i w tamtym czasie takim sługusem był pan Wielopolski. Trzeba powiedzieć również, że listy osób do tej branki układał oberpolicmajster Siergiej Muchanow. To taki człowiek rosyjski na naszym terenie. Rzeczywiście jest tak, że w naszej sytuacji branka w 1982 roku, której ja niestety stałem się ofiarą czy uczestnikiem, nie różni się niczym od tamtej. Tyle, że czas tutaj był niewiadomy w naszym przypadku, a tam było wiadomo. Jak Edward to wcześniej wspomniał, ci, którzy zostali wezwani do tego wojska, to mieli przed sobą co najmniej 25 lat Syberii czy jeszcze innych okrutnych miejsc na rosyjskiej ziemi. Tak na marginesie, to jak mówimy o Syberii i o tamtej ziemi, to jest to jakaś ziemia, którą chyba Rosjanom przydzielił diabeł, bo ta Syberia i te nieludzkie tereny rosyjskie od wieków służą niszczeniu, gnębieniu, zabijaniu i mordowaniu ludzi. To zarówno Rosjan, bo też tam ginęli, jak Polaków i innych narodowości. To jest przeklęta rosyjska ziemia, która ciągle gdzieś się przewija w historii i ciągle jest tym elementem strachu, tym elementem, gdzie się zabija i morduje ludzi.

Mariusz Wolański: Wydaje mi się, że spośród tych wielu metafor, określających ten teren, o którym Pan Sławoj Kigina powiedział, to ,,nieludzka ziemia” jest chyba najbardziej przekonująca i oddająca grozę tego miejsca, tego terenu i tych działań. Ale Panie Sławoju, ja jeszcze chciałem Pana poprosić o wspomnienie, jak byliście traktowani, bo przecież wtedy, podczas tego poboru i umieszczenia w Wojskowych Ośrodkach Internowania byliście przecież upodleni. Kiedyś rozmawialiśmy i mówił Pan, że akurat to, co wtedy zafundowano Wam, to nie miało nic wspólnego z wojskiem. Dziś wojsko to powód do chwały. Być w armii to honor. Wtedy armia służyła po to, żeby upodlić ludzi, którzy walczyli      o wolną Polskę.

Sławoj Kigina: Taka to była wtedy ta armia, nazwana Ludowym Wojskiem Polskim. Ja oczywiście będąc w czynnej służbie w Wojsku Polskim czułem, że jestem jakoś związany z tym wojskiem i może nie miałem takiej świadomości jak w tej chwili, ale czułem się żołnierzem. Natomiast wtedy, kiedy zostałem internowany, kiedy w ramach tej branki zawieziono mnie do obozu internowania w Chełmnie, ja tam się czułem jak człowiek zupełnie zaszczuty, jak ktoś, kto jest skazany na klęskę od początku do końca. Myśmy tam nie byli ludźmi. Byliśmy przedmiotami w łapach tych oprawców, którzy byli w wojskowych mundurach. Ja do dzisiaj mam wątpliwości, pewnie nie tylko ja, czy ci, którzy nami dowodzili w tamtym czasie, czy to byli wojskowi, czy to byli po prostu esbecy, czy jeszcze inne jakieś kanalie, które zostały przydzielone do tego, żeby nas tam gnębić. Tam były nieludzkie warunki.

Mariusz Wolański: Rozmawiałem z Krzysztofem Nowackim, który jest inicjatorem zbudowania Pomnika Nadberezeńców w Kołobrzegu. Ta rozmowa będzie po naszym spotkaniu w audycji ,,Minął tydzień” i tam zapytałem go o to, czy to, co się dzieje teraz na Ukrainie i to zaangażowanie Rosji, czy jego to zaskakuje. On mi mówi, że nie, że to nie jest zaskakujące, że w ogóle go to nie zaskakuje, bo historia się bardzo lubi powtarzać. No i tutaj jest jakby to samo, Panie Edwardzie.

Edward Stępień: Tak, zgadzam się. Tylko jedno takie sprostowanie do Sławka. Powiedziałeś, że Syberia to jest rosyjska ziemia. To jest kolonia rosyjska. Tylko i wyłącznie kolonia podbita przez Rosjan i Rosja to jest jeszcze jedyny na świecie kraj kolonialny. Nie zdajemy sobie sprawy, że były trzy wojny buriackie z Buriatami, którzy mieszkają wokół Bajkału. Miałem to szczęście, że byłem w tamtych rejonach i rozmawiałem z Buriatami, i nadal tam jest duch niepodległości. To są ludy podbite przez Rosjan, cierpiące jarzmo kolonializmu i to musimy sobie w końcu jasno powiedzieć. Syberia to nie jest część Rosji. Rosja to jest Moskwa i 200 km wokół Moskwy. To jest Rosja. Oni z taką pogardą mówią o Ukraińcach „Małorusini”. Faktycznie tutaj analogii jest aż nadto. Sposób zwalczania powstania styczniowego był dokładnie taki sam, jak metody i sposoby, jakimi w tej chwili Rosja prowadzi wojnę na Ukrainie. To palenie kościołów, to jest rzeź ludności cywilnej, to jest to barbarzyństwo, które wtedy zaprezentowali Rosjanie w trakcie powstania styczniowego. Pacyfikacja Polski, wysyłanie ludzi na te swoje kolonie na Syberię. Po powstaniu styczniowym około 40 000 ludzi zesłano na Syberię. Przeciwko Kościołowi – zlikwidowano zaraz po powstaniu wszystkie klasztory. Czyli ta nienawiść Rosji do Polaków i Polski to nie jest jakaś nowa sprawa, coś, co się zdarzyło, bo PiS przez pewien czas zaczął im patrzeć na ręce i powiedział ,,nie”. Czytałem na przykład pracę Piłsudskiego pod tytułem ,,Rok 1863”. Otóż Piłsudski, zanim odzyskaliśmy niepodległość, bardzo dokładnie przestudiował historię powstania styczniowego, żeby nie popełnić tych błędów, które popełnili powstańcy, żeby zorganizować się w taki sposób, aby następne powstanie było skuteczne. Faktycznie, doświadczenie, które zdobył Piłsudski studiując historię powstania styczniowego – miał wtedy jeszcze możliwość bezpośredniego kontaktu z powstańcami styczniowymi – pozwoliło Polsce uniknąć błędów i pozwoliło odzyskać w końcu niepodległość. Tak że moglibyśmy przez kilka godzin siedzieć z Panem Redaktorem, przynajmniej ja, i snuć najprzeróżniejsze analogie do obecnej sytuacji, czy też do sytuacji z niedalekiej przeszłości.

Mariusz Wolański: Okazji będziemy mieli do tego dużo, to na pewno. Teraz bardzo proszę, abyśmy zwieńczyli dzieło słowami Pana Sławoja Kiginy.

Sławoj Kigina: 160 lat temu, to jest rok 1863, są już wtedy te morderstwa, o których Edward mówił, to są rzezie Polaków, to są najokrutniejsze zbrodnie, jakich Rosjanie dopuszczali się na naszych ziemiach. Dzisiaj, 160 lat po tamtych wydarzeniach, znowu na Ukrainie dzieją się podobne rzeczy. Wywożone są dzieci, wywożeni są młodzi ludzie z Ukrainy w nieznanym, bliżej nieokreślonym kierunku. Nie wiadomo, czy są wywożeni do kolonii, o czym Edward mówił, czy są wywożeni do jakichś innych ośrodków, gdzie będą asymilowani na obywateli rosyjskich, ale to są te same metody. Tam się nic nie zmienia. W naszej sytuacji, w tamtym czasie ci młodzi Polacy, którzy byli ujęci w tej brance, oni uciekali w lasy, uciekali w bory, bojąc się tego, tej straszliwej przyszłości, o której wiedzieli, że może się tak zdarzyć, że zostaną wywiezieni i już nigdy nie wrócą do Polski. Historia nas uczy, jak się zachowywali ludzie rosyjscy  w stosunku do innych narodów, które podbijali, czy z którymi walczyli. To jest ciągle ta sama Rosja, która dzisiaj ujawnia swoje oblicze niewiele zmienione od oblicza sprzed 160 lat i wcześniej. Do dzisiaj na Ukrainie dzieją się straszliwe rzeczy i wydawać by się mogło, że jesteśmy w XXI wieku, ludzkość zrobiła taki postęp cywilizacyjny, że nie do przyjęcia byłoby myślenie o tym, że można w tak bestialski sposób mordować, zabijać ludzi tak jak robią to Rosjanie dzisiaj na Ukrainie. To są analogie, których nie sposób nie dostrzec.

Mariusz Wolański: No niestety, analogie są. Jeszcze Pan Edward.

Edward Stępień: Naród rosyjski moim zdaniem nie ma szans, żeby się ucywilizował, żeby stał się narodem europejskim tak długo, jak długo będzie ostatnim imperium kolonialnym. Jeżeli przeprowadzona zostanie dekolonizacja, to wtedy ludzie mieszkający w Rosji, Rosjanie, mają szansę, żeby zmienić swoją mentalność, żeby odejść od mentalności imperium kolonialnego i to jest wydaje mi się warunek sine qua non, żeby cokolwiek w Rosji się zmieniło w przyszłości.

Wyemitowano 14.01.2023 r.

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.