Janusz Bernat – „Magik” na parkiecie

 

         Janusz Bernat

– rocznik 1938,

– wzrost 176 cm,

– pozycja rozgrywający,

– kluby: Iskra Białogard (1954-56),AZS AWF Warszawa (1956-60), Iskra Białogard (1960-67), Kotwica Kołobrzeg (1967-1973),

 

 

[Edward Stępień]Skąd pochodzisz, jaka była twoja droga do koszykówki?

[Janusz Bernat]Pochodzę z Mykietync położonej na przedmieściach Stanisławowa i mieszkałem tam do 1945 r., a następnie wraz z rodzicami przyjechaliśmy do Białogardu. Początki były straszne, bo przeżyłem napaść żołnierzy sowieckich na polskich cywilów, ale jakoś zdołaliśmy się wybronić. Koszykówką zacząłem interesować się w Liceum Ogólnokształcącym i dwa ostatnie lata pobytu w szkole średniej grałem w Iskrze Białogard. Później były studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, gdzie miałem specjalizację z koszykówki i grałem jednocześnie w drużynie AZS-u. Koszykówkę łączyłem z moją drugą pasją, którą była piłka ręczna. Grałem w drużynie AZS-u przez 2 lata w najwyższej klasie rozgrywkowej jako skrzydłowy, bądź rozgrywający. Po skończeniu studiów powróciłem do Białogardu i podjąłem pracę w Szkole Podstawowej nr 5, a równocześnie zacząłem grać w Iskrze Białogard w koszykówkę. Mieliśmy bardzo dobrą drużynę, przez 3 lata graliśmy w drugiej lidze, która jest odpowiednikiem obecnej pierwszej ligi i bodajże w 1965 r. zabrakło nam 1 punktu, aby awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej. Obok braci Szeflerów i braci Vogiel, Kuklinowskiego, Kozłowskiego do drużyny dołączyło trzech Rosjan, bardzo wysokich i dobrych koszykarzy, którzy służyli w garnizonie w Białogardzie. Pamiętam, że Iskra Białogard rozegrała kilka meczy w Bornym Sulinowie z reprezentacją tamtego garnizonu i wszystkie mecze udało nam się wygrać.

 

Pamiętam, że jak miałem 8 lat i uczyłem się w SP 5 przyszedłeś na naszą lekcję w-fu, zrobiłeś tor przeszkód i najbardziej sprawnych chłopców zapisałeś do SKS-u. W czasie zajęć poza godzinami lekcyjnymi poznałem tam pierwsze tajniki koszykówki i piłki ręcznej. Interesuje mnie ile Ci płacili za dodatkowe zajęcia z różnymi grupami wiekowymi chłopców?

Byłem młody, pełen zapału i codziennie po kilka godzin spędzałem dodatkowo w szkole prowadząc SKS. Płacono mi tylko za pierwsze 4 godziny, a ja poświęcałem na to ok. 20 godzin. Budowały mnie sukcesy, bo drużyna piłki ręcznej zdobyła mistrzostwo województwa i zawsze plasowaliśmy się w różnych rozgrywkach międzyszkolnych w ścisłej czołówce.

 

Mam nadzieję, że Twoją wypowiedź przeczytają obecni nauczyciele w-fu. Twoje zaangażowanie powodowało, że byłeś powszechnie lubiany i daliśmy Ci ksywkę „Magik”. Trochę dlatego, że byłeś jedynym magistrem w szkole, jednocześnie podziwialiśmy twoje umiejętności gry w koszykówkę. Nie wyróżniałeś się wzrostem, ale zawsze najwyżej skakałeś i w obronie zbierałeś najwięcej piłek. Chciałbym w końcu się dowiedzieć, dlaczego w całym meczu rzucałeś tylko jeden lub dwa razy zazwyczaj celnie?

Byłem rozgrywającym i wtedy panowało przekonanie, że na tej pozycji należało obsługiwać kolegów i celnie podawać im piłkę. Na rzut do kosza decydowałem się dopiero wtedy, gdy nie miałem żadnej innej opcji. Grałem w pierwszej piątce i długo przebywałem na boisku, ale nigdy nie rzuciłem więcej niż 8 punktów.

 

Powiedz, jak to było, że wszyscy chłopcy w naszej szkole interesowali się koszykówką i piłką ręczną i wszyscy uprawialiśmy te dyscypliny.

Nie wymyśliłem niczego nowego, organizowałem jedynie rozgrywki pomiędzy klasami. Każdy rocznik składał się z co najmniej 4 klas, była rywalizacja klas 5, 6, 7, a później i 8. Jak łatwo policzyć w drużynie grało 7/8 chłopców, a tych drużyn było 16 w szkole. To wychodzi ponad 100 chłopców grających w koszykówkę i piłkę ręczną. Regularne treningi powodowały, że wszyscy mieli opanowane podstawy koszykówki, a mecze były niezmiernie zacięte. Najlepsi trafiali do juniorów Iskry. Były również rozgrywki pomiędzy szkołami oraz na szczeblu wojewódzkim i ogólnopolskim. W podobny sposób były organizowane w szkole rozgrywki piłki ręcznej i piłki nożnej. Działo się bardzo dużo, bo były przeprowadzane zawody czwórboju lekkoatletycznego – skok w dal i wzwyż, bieg na 60 m i rzut piłeczką palantową. Na lekcjach w-fu wprowadzałem podstawy boksu, który się chłopcom bardzo podobał.

 

W sierpniu 1967 r. przeniosłeś się do Kołobrzegu i rozpocząłeś pracę w powstającym  Technikum Rybołówstwa Morskiego. Czy spowodowało to zmianę barw klubowych?

Od 1967 r. stałem się zawodnikiem Kotwicy Kołobrzeg i ku mojemu zdumieniu zostałem wybrany kapitanem tej drużyny. Grałem przez 6 lat do 1973 r. Pamiętam kolegów z drużyny, Borowika grającego trenera, Płaczka, który został profesorem na AWF w Gorzowie, Kałahurskiego inżyniera i architekta, Wysockiego lekarza, Koniewskiego, Sacia, Złotka, Ogińskiego, Kaczmarka, a na koniec Jabłońskiego i Klofika. Ten ostatni był uczniem TRM-u, a równocześnie trenowałem go, gdyż byłem w latach 1970-1978 trenerem juniorów Kotwicy Kołobrzeg. Większość juniorów wywodziła się z TRM-u, dla przykładu podam, że byli to Mańczyk, Cupiał, Styczyński, Kwiatkowski, Szczepański, Mirosław i Ryszard Ernestowicze, Ziegler, Błachowiak i wielu innych. Zasilali oni później seniorską Kotwicę i  przez kilka lat w pierwszej piątce grali Andrzej Kwiatkowski, Jacek Szczepański, Mirosław i Ryszard Ernestowicze, a uzupełniał podstawowy skład Marek Jabłoński. Jako drużyna juniorska raz zdobyliśmy mistrzostwo województwa, a w pozostałych latach plasowaliśmy się na drugim miejscu ulegając jedynie AZS Koszalin. W jednym roku dotarliśmy do półfinałów mistrzostw Polski juniorów.

 

Wiem, że gra w koszykówkę i obowiązki trenerskie nie wyczerpywały Twojej aktywności. Czym się jeszcze zajmowałeś?

W sumie przez 50 lat byłem czynnym ratownikiem WOPR-u, przez pierwsze 25 lat pracowałem na plażach w Kołobrzegu oraz na basenach jako ratownik. Później przez kolejne 25 lat byłem ratownikiem nad jeziorem Siecino. Dopiero w wieku 70 lat uznałem, że należy zakończyć moją przygodę z ratownictwem wodnym.

 

Januszu, pomimo ukończonych 83 lat wyglądasz znakomicie. Zdradź sekret jak to robisz?

Nie jest to żaden sekret, a jedynie staram się cały czas być aktywnym. Od wielu lat każdego dnia na rowerze spędzam co najmniej 2 godziny. Zazwyczaj jadę w towarzystwie kilku moich wychowanków w stronę Dźwirzyna, Mrzeżyna, a nawet jeszcze dalej. Rano przez jedną godzinę gimnastykuję się i wzmacniam swoje słabe punkty. Żyję w spokojnej, zgodnej rodzinie, mam wspaniałą żonę, która jest ze mną od początku i wychowaliśmy dwie córki, z których jesteśmy bardzo dumni.

 

Dziękuję Januszu, że zgodziłeś się na ten wywiad, pomimo, że wiem, iż jesteś człowiekiem czynu, ale bardzo oszczędnym w słowach. W imieniu zarządu Kotwicy Kołobrzeg zapraszam Cię na dzień 4 września 2021 r. o godz. 13:00 do Hali Millenium, gdzie odbędzie się pierwszy memoriał im. Marka Jabłońskiego. Ok. godz. 15:00 zamierzamy uhonorować najbardziej zasłużone osoby dla kołobrzeskiej koszykówki w ostatnich 70 latach. Znalazłeś się na krótkiej liście jak najbardziej słusznie. Dla mnie i dla setek innych, którzy mieli przyjemność i honor spotkać Cię na swojej drodze życiowej zawsze będziesz Profesorem i „Magikiem”.

Dziękuję, postaram się przyjść.

 

Rozmawiał Edward Stępień

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.