37. Wojciech Krzewina – zapomniany działacz „Solidarności” – część II.

Tydzień temu Pan Wojciech Krzewina opowiadał o demonstracji niepodległościowej, którą zorganizował 10 listopada 1982 r. pod kołobrzeską Katedrą. Dzisiaj przedstawiam drugą część tej rozmowy dotyczącą organizowania się „Solidarności” na terenie Kołobrzegu w 1980 roku.

– Edward Stępień: Czy uczestniczył Pan w sierpniu 1980 r. w strajkach?

Wojciech Krzewina: Uczestniczyłem w strajku w Fabryce Domów w dniu 29 sierpnia. Byłem wtedy majstrem zmianowym na nocnej zmianie. O godzinie 600 rano wpuściliśmy pracowników, którzy przyszli na dzienną zmianę i wiedzieli, że będzie strajk. Kiedy już wszyscy byli na terenie zakładu bramy zostały zablokowane i wystawiliśmy sztandary oraz transparenty z hasłami strajkowymi. W strajku uczestniczyli jedynie pracownicy Fabryki Domów. Było nas około 20 osób z nocnej zmiany i około 40 z pozostałych zmian. Łącznie w strajku brało udział około 60 osób. Temu strajkowi przewodniczył Henryk Sawicki – pracował on wówczas w kotłowni. To był strajk popierający strajki gdańskie.

– Czego się domagaliście?

Powstały postulaty zbliżone do tych gdańskich, jak również obejmowały one problemy naszego zakładu. Przekazaliśmy je do dyrektora, który przyszedł, aby na ten temat rozmawiać. Dyrektor przyjechał razem z I Sekretarzem Zakładowym PZPR. Zażądaliśmy samochodu i glejtu dla trzech osób umożliwiający nam dotarcie do strajkujących w Szczecinie. Uznaliśmy, że nie pojedziemy do Gdańska, ale do pana Jurczyka i jego kolegów. Chcieliśmy zawieść tam nasze postulaty. Otrzymaliśmy zgodę dyrektora i jego samochód był do naszej dyspozycji. W skład delegacji wszedł Henryk Sawicki, Kubiak i ja. Dyrektor i Sekretarz Zakładowy PZPR postawili warunek, że mieliśmy w Koszalinie zajechać do Komitetu Wojewódzkiego PZPR, na co się zgodziliśmy. Panowie w Komitecie Wojewódzkim myśleli, że będziemy coś z nimi ustalać. My natomiast zażądaliśmy jedynie glejtu na bezpieczny przejazd do Szczecina. Dali nam to na piśmie. Kiedy przyjechaliśmy do Szczecina spotkaliśmy się z panem Jurczykiem i jego ekipą. Przekazaliśmy nasze postulaty i dowiedzieliśmy się, że strajk w Szczecinie zakończył się podpisaniem porozumień. Dzień później podobne porozumienia podpisano w Gdańsku.

-Czy w tym samym czasie strajkowały inne zakłady pracy w Kołobrzegu?

Słyszałem, że w Transbudzie strajkowano 31 sierpnia. O innych strajkach w Kołobrzegu nie słyszałem. Natomiast wiem, że zawiązywały się komitety strajkowe w wielu zakładach pracy w Kołobrzegu, w których wyrażano poparcie dla strajkujących w Szczecinie i w Gdańsku.

– Jakie były początki powstawania „Solidarności” w Kołobrzegu?

Na początku pamiętam, że bardzo aktywnie działał pan Jerzy Sierocki, który pracował w PŻB jako radca prawny. On zorganizował spotkanie w Hotelu PŻB na ulicy Sienkiewicza. Było tam około 20 osób z różnych zakładów pracy. Między innymi przyszedł Janusz Grudnik. Obecnie nie pamiętam już, kto był jeszcze. Zawiązał się Komitet Międzyzakładowy. Ustalono, że będziemy domagać się lokalu na naszą działalność. Pierwsze pomieszczenie, jakie „Solidarność” otrzymała było w Szkole przy ul. Piastowskiej. Z Kombinatu Budowlanego za zebrania Komitetu Międzyzakładowego chodził Sławomir Kigina i Ryszard Zatorski. Oni chodzili na moją prośbę i przekazywali informację o decyzjach Komitetu Międzyzakładowego pracownikom. Ja czułem się związkowcem i moją rolę widziałem w działalności na terenie mojego zakładu pracy, tj. Kombinatu Budowlanego. W różny sposób pomagałem szeregowym pracownikom. Jako aktywnych działaczy rodzącej się „Solidarności” pamiętam panów Zielińskiego i Dibiczaka. Na terenie Kołobrzegu czołowymi postaciami „Solidarności” w początkowym okresie byli Piotr Pawłowski i Janusz Wołyński.

Moim zdaniem popełnili błąd, gdyż bardzo mocno weszli w działalność związkową w strukturach regionalnych w Koszalinie, ale do władz związku nie weszli. Tymczasem w Kołobrzegu były wybory i wtedy przewodniczącym został Chorąży. Druga siedziba „Solidarności” mieściła się przy ul. Granicznej. Tam też została przez „Solidarność” zorganizowana wystawa katyńska. W tym czasie była to bardzo odważna inicjatywa, bo o Katyniu nie można było nawet wspominać. Były naciski ze strony SB, żeby tę wystawę zlikwidować. Ta wystawa była jesienią 1981 r.

– Czym zajmował się Pan przed stanem wojennym?

Starałem się pomagać zwykłym pracownikom, którzy byli pomijani przy odznaczeniach i nagrodach, gdyż nie należeli do partii. Załatwiałem na przykład zaopatrzenie w żywność dla pracowników Kombinatu Budowlanego pracujących na budowach. W tym celu udałem się do Katowic i udało mi się uzyskać dodatkowe przydziały żywności. W Kombinacie Budowlanym drukowaliśmy pismo zakładowe, które nazywało się „Wibratorek”. Było dwóch piszących do „Wibratorka” – Sławek Kigina, który zajmował się stroną polityczną, natomiast ja pisałem o sprawach gospodarczych i związkowych. Mieliśmy zgodę dyrektora na wydawanie tego pisemka zakładowego. Każdy numer był ocenzurowany przez Dyrektora Naczelnego. W Kombinacie był zatrudniony człowiek z SB, który jak przypuszczam też przyglądał się naszemu pismu.

– Czy ma Pan numery tego pisma?

Niestety nie, gdyż u mnie była rewizja SB i wszystko mi zabrano. Została mi tylko kaseta, którą syn ukrył w piżamie i szczęśliwie nie została odnaleziona przez esbeków. Od 13 grudnia pod domem miałem posterunek, chodził milicjant i pilnował. Żona się trochę bała, ale ją pocieszałem, że jesteśmy bezpieczni, bo nas milicja pilnuje. Jestem przekonany, że kolegom zachowały się numery naszego „Wibratorka”.

– Ile ukazało się numerów „Wibratorka”?

Wyszło kilkanaście numerów. Pismo ukazywało się nieregularnie. Były opisywane najróżniejsze sprawy, np. niegospodarności czy też nieuzasadnionych przywilejów. Zamieszczaliśmy też przedruki z różnych gazet związkowych. Nasze publikacje wywoływały w zakładzie dyskusje. Nasz „Wibratorek” pisany był na maszynie i powielany w drukarni. W ramach mojej działalności związkowej ożywiłem klub „Jubilat”. Pracownicy Kombinatu stworzyli orkiestrę. Przyjeżdżali różni znani ludzie na przykład Pyrkosz.

– Jak dla Pana zaczął się stan wojenny?

O godzinie 7 rano przybiegła do nas ciocia z wiadomością, że wprowadzono stan wojenny. Ponieważ była niedziela, poszedłem na mszę do Katedry na godz. 1000. Po mszy spotkaliśmy się z kolegami i poszliśmy do siedziby „Solidarności” na ul. Graniczną. Tam były burzliwe rozmowy. Niektórzy chcieli strajkować, aby sprzeciwić się wprowadzeniu stanu wojennego. Ja jednak uważałem, że nie mamy siły przeciwstawić się wojsku. Żeby zwalczyć komunę trzeba było wziąć się do pracy, ale z głową. Większość mnie poparła. Każde zachowanie typu strajk spowodowałoby represję i uwięzienie. Od pierwszego dnia po wprowadzeniu stanu wojennego starałem się pomagać potrzebującym, którzy zostali uwięzieni. Nasz opór polegał również na malowaniu różnego rodzaju haseł na murach. Przypominam sobie, że hasła „Zima wasza – wiosna nasza”, „Solidarność – zwyciężymy” malowaliśmy na ul. Walki Młodych na bloku wojskowym. Kolega załatwił pieczątki z hasłami i tworzyliśmy w ten sposób ulotki. Muszę się przyznać, że papier uzyskiwałem kradnąc go z zakładu pracy. Moi koledzy też zdobywali papier w podobny sposób. W tym czasie nie można było kupić ryzy papieru, gdyż kupującego spisywano z dowodu osobistego, co oczywiście mogło spowodować wpadkę. Ulotki rozrzucaliśmy w różnych miejscach lub rozwieszaliśmy na ścianach. Prowadziłem też punkt przerzutowy ulotek, co polegało na tym, że przyjmowałem partię ulotek z zewnątrz i następnie je rozdzielałem. Udało mi się uniknąć aresztowania pomimo, że esbecja miała mnie na oku.

– Jak wolna Polska podziękowała Panu za działalność na rzecz niepodległego bytu?

Trudno mi cokolwiek powiedzieć. Nie dostałem żadnych wyróżnień ani odznaczeń. Żyję bardzo skromnie i podejmuje się różnych prac fizycznych, aby zapewnić sobie i rodzinie minimum egzystencji.

– Dziękuje za rozmowę.

Ostatnio zwróciłem się do czytelników z apelem o pomoc w odtworzeniu wydarzeń, które miały miejsce 10 listopada 1982 r. pod kołobrzeską Katedrą. Na apel ten odpowiedziały tylko dwie osoby. Dlatego też ponawiam go i proszę o kontakt osoby uczestniczące w manifestacji niepodległościowej, a w szczególności, które zostały skazane przez sąd (było pięć takich osób: Ryszard Sławomir Staluszko, syn Jana; Krzysztof Grzegorz Raciniewski syn Stanisława; Stefan Chwaleba syn Józefa; Andrzej Głuszkowski, syn Bogdana i Dariusz Malczak, syn Bronisława) oraz ukaranych przez kolegium (było ich co najmniej kilkanaście). Proszę o kontakt telefoniczny pod numerem 602-460-722 codziennie w godzinach 1500 – 1700 lub bezpośrednio w mojej Kancelarii przy ul. Ratuszowej 3/18.

Adwokat Edward Stępień

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.