23. SOR „Opornik”. Część IV. Jak SB wychowywało młodzież.

Czytając materiały Sprawy Operacyjnego Rozpracowania „Opornik” przypomniała mi się historia Pawlika Morozowa, pioniera radzieckiego, kilkunastoletniego chłopca, który złożył doniesienie do KGB na własnego ojca. Rodzic dzielnego pioniera został aresztowany i nie przeżył gułagu. Czyn owego pioniera został szeroko nagłośniony w całym Związku Radzieckim jako wzór do naśladowania. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych do Polski próbowano przenieść zdobycze pedagogiki radzieckiej opartej na wzorze pioniera, który nie zawahał się zadenuncjować rodziców. Po 1956 roku radzieckie eksperymenty wychowawcze stosowano w naszym kraju z mniejszym nasileniem, przy czym główną rolę w kontynuowaniu radzieckiego modelu wychowawczego zaczęła odgrywać SB. Do współpracy starano się pozyskać bardzo młodych ludzi stosując w stosunku do nich wszelkie możliwe środki takie jak szantaż, wymuszanie, zastraszanie. SB dla osiągnięcia swoich celów w sposób bezwzględny łamała charaktery bardzo młodych ludzi deprawując ich i zmuszając do niecnych zachowań.

W głośnym filmie „Przepraszam, czy tu biją?” z Jerzym Kulejem w roli głównej ukazano brutalny sposób pozyskania tajnego współpracownika milicji w celu zlikwidowania bandyty. Przez Polskę przetoczyła się dyskusja, czy ukazane w filmie metody milicji można akceptować. Tymczasem SB przez kilkadziesiąt lat swojego działania w sposób bezwzględny łamała charaktery dziesiątków tysięcy młodzieży, uczestnicząc w swoisty sposób w procesie wychowawczym. Kiedy uczyłem się w Technikum Rybołówstwa Morskiego w Kołobrzegu byłem raz do roku, tak jak i pozostali moi koledzy, wzywany do GPK (esbecja w zielonych mundurach WOP), gdzie próbowano dokonać werbunku na tajnego współpracownika. Odbywało się to zupełnie oficjalnie przy udziale władz szkolnych, gdyż każdy z nas miał określoną godzinę i dzień stawiennictwa na rozmowę. Gdyby ktoś z uczniów odmówił byłoby to równoznaczne z usunięciem ze szkoły. Do dzisiaj nie dotarłem jeszcze do tych materiałów i nie wiem, ilu z moich kolegów dało się złamać, lecz mogę z całą pewnością powiedzieć, że zmuszenie 15 – 16 letnich chłopców do rozmów z esbekami nie miało nic wspólnego z prawidłowym procesem wychowawczym. Esbecja uważała, iż uczniowie TRM-u przez sam fakt wyjeżdżania za granicę stanowią zagrożenie dla państwa i socjalizmu. Dlatego każdego, kto przekraczał granicę należało śledzić i obserwować. Przykładem może być ściśle tajna notatka znajdująca się w SOR „Opornik” z dnia 25.03.1986 roku, w której stwierdzono, że Bałtycka Brygada WOP uzyskała informację, że uczniowie klasy IV M Technikum Rybołówstwa Morskiego w Kołobrzegu systematycznie uczęszczają do Kościoła Św. Krzyża w Kołobrzegu przy ulicy Jedności Narodowej. Uczestniczą tam w obrzędach religijnych i imprezach dla młodzieży organizowanych przez franciszkanów. Najbardziej aktywni są uczniowie: Jacek Piech, Jacek Tułacz, Janusz Horak, Jacek Sommarfeld, Jarosław Tomczak i Wojciech Błasiak. Uczniowie ci, a szczególnie Jacek Piech i Wojciech Błasiak agitują do uczestniczenia w imprezach kościelnych uczniów klas młodszych między innymi Mroczkowskiego z klasy II i Floriana Marecjuego z klasy I N.

Obecna młodzież nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego tajna policja zajmowała się grupką chłopców, którzy chcieli chodzić do kościoła i w czym upatrywano zagrożenia dla Państwa. Bardziej klarowna sytuacja zaistniała w 1984 roku w Liceum Ogólnokształcącym w Kołobrzegu, która również świadczy o metodach wychowawczych podejmowanych w tamtym czasie. Na tablicy ogłoszeń szkoły ukazała się ulotka. Zastępca dyrektora B. Błaszczyk zdejmując ulotkę z tablicy został sfotografowany przez jednego z uczniów. Po tym wydarzeniu Służba Bezpieczeństwa przez dwa lata prowadziła intensywne czynności operacyjne (kto ją zawiadomił SB?) zakończone sukcesem, gdyż ustalono, że fotografem był Robert Bomba. SB przeprowadziła ze sprawcą rozmowę ostrzegawczą. Notatka w tej sprawie znajduje się na karcie 82 IPN Sz 00109/362.

W sprawie Operacyjnego Rozpracowania „Opornik” znajduje się sporo informacji uzyskiwanych przez tajnego współpracownika o pseudonimie „R.W”, którego wykorzystywano do śledzenia Jacka Borcza, o którym pisałem przedstawiając jego proces z powodu odmowy służby wojskowej. Grupa Jacka Borcza skupiała kilka osób, która obok Klubu Inteligencji Katolickiej była w tym czasie uważana za główną siłę opozycyjną w Kołobrzegu.

Jak wynika z kilku informacji operacyjnych, tajny współpracownik „R.W.” był w tym czasie uczniem średniej szkoły i został przymuszony do współpracy z SB, która wpadła na jego ślad w związku z udziałem w działalności opozycyjnej. „R.W.” do Jacka Borcza trafił poprzez swoją nauczycielkę języka polskiego, panią Kasak. Pierwsze spotkanie odbyło się w styczniu 1986 roku i wówczas Jacek Borcz poinformował go, że w Kołobrzegu działa kółko modlitewne w salce katechetycznej Kościoła Św. Krzyża przy ulicy Jedności Narodowej. Tw. „R.W.” był kilkakrotnie na tych spotkaniach. Z jego relacji wynikało, że najwięcej było tam chłopców z TRM-u, z LO oraz ze szkół podstawowych. Łącznie około 30 osób. Spotkania polegały na wspólnym odmawianiu modlitw, pojednaniu się uczestników, czytano Pismo Święte oraz dyskutowano na tematy religijne. Kpt. SB W. Majerowski wypytywał również tajnego współpracownika „R.W.” o jego wyjazdy do Lipia koło Białogardu na spotkania oazowe. Program tych spotkań przewidywał mszę, wyświetlanie filmów o problematyce filozoficzno – religijnej, po których były dyskusje. W spotkaniach ozaowych brało udział kilkudziesięciu młodych ludzi. Służbę Bezpieczeństwa interesowały głównie kontakty z Jackiem Borczem. Tajny współpracownik „R.W.” opowiedział, że 27 marca 1986 roku umówił się z Jackiem na ulicy Walki Młodych. Jacek nakazał mu, aby z bramy obserwował ulicę, a w tym czasie Jacek będzie rozrzucał ulotki. Akcja ta udała się w pełni, gdyż Jacek Borcz zdołał rozrzucić wszystkie posiadane ulotki, a ludzie zbierali je. Na miejsce akcji podjeżdżali samochodami także funkcjonariusze MO, którzy zbierali ulotki i je chowali. Tajny współpracownik „R.W.” przekazał również kpt. SB W. Majerowskiemu, że Jacek Borcz planuje na dzień 1 maja 1986 roku akcję polegającą na zakłóceniu pochodu pierwszomajowego. Miano nadać w czasie dziennika telewizyjnego własny tekst. Próba zbudowania odpowiedniego nadajnika nie udała się, a wówczas zrealizowano akcję zastępczą, tj. wyjazd kilku osób na kontrmanifestację pierwszomajową do Gdańska. Jacek Borcz wraz z dwoma kolegami, w tym z tajnym współpracownikiem „R.W.” pojechali do Gdańska i kiedy znaleźli się w pobliżu Kościoła Św. Brygidy zostali zatrzymani przez milicję.

We wnioskach sporządzonych przez kpt. W. Majerowskiego wskazywał on, że „R.W.” do ostatniej chwili starał się zataić swój udział w kolportażu ulotek. Postanowiono więc zastawać metodę „kija i marchewki”, gdyż z jednej strony przymuszano chłopca do „sypania” kolegi, a jako marchewkę dano mu znaczne pieniądze tytułem, jak to określono, zwrotów jego kosztów podróży.

Jeszcze do marca tego roku esbecy między innymi za masowe psucie młodego pokolenia otrzymywali wysokie emerytury. Ostatnio ich szef gen. Kiszczak stwierdził cynicznie, że „Solidarność” była niezwykle słaba, skoro potrzebowała 20 lat, aby zabrać im emerytury.

Adwokat Edward Stępień

Napisane przez:

Komentowanie zakończone.