Opublikowano w „Rzeczpospolita” z dnia 31 lipca 2024 r. nr 177 (12938) A17
Niedawno na łamach „Rzeczypospolitej” ukazał się artykuł pani mecenas Agaty Koschel-Sturzbecher pt. „Rozwody notarialne i paprotki nie zbawią sądów”. Z drugą częścią tytułu zgadzam się, natomiast rozwody notarialne mogą przyczynić się nie tylko do usprawnienia pracy sądu, ale przede wszystkim mogą stanowić ochronę rodziny i przeciwdziałać licznym patologiom związanym z rozwodami. Projekt, aby rozwiązanie małżeństwa przed notariuszem dotyczyło jedynie spraw, gdy małżonkowie nie mają dzieci i oboje wyrażają zgodę, aby nie ustalać winy dotyczy jedynie nieznacznej części spraw. Przede wszystkim należy rozważyć zasadność art. 57 §1 k.r.o. który stanowi, że „Orzekając rozwód sąd orzeka także, czy i który z małżonków ponosi winę rozkładu pożycia.” Z przepisu tego wynika obowiązek sądu dochodzenia winy, a z obowiązku tego może sąd zwolnić jedynie zgodny wniosek obu stron dotyczący zaniechania orzekania o winie (art. 57 §2 k.r.o.). Moim zdaniem wątpliwy jest sens nałożenia na sąd obowiązku orzekania o winie. Trudno obowiązek ten uzasadnić treścią Konstytucji RP, która w art. 18 stanowi zasadę ochrony małżeństwa i rodziny. Paradoksalnie postępowanie dowodowe prowadzone przez sądy w celu ustalenia winy jednego lub obojga małżonków prowadzi prawie we wszystkich przypadkach do zerwania więzi rodzinnych i ewidentnie szkodzi rodzinie. O ile małżonkowie na początku sprawy o rozwód są zazwyczaj w stanie rozmawiać ze sobą i coś wspólnie ustalać, to po „praniu brudów” na sali sądowej pozostaje tylko niechęć, a wprost wrogość i nienawiść. Uczucia te w sposób ewidentny szkodzą rodzinie, tj. małoletnim dzieciom, które znajdują się w tragicznej sytuacji, bo są często używane jak karta przetargowa, a nieraz jak maczuga, aby rozbić drugiego małżonka. Żeby wykazać winę drugiego małżonka strony często posuwają się do tworzenia fałszywych dowodów, na przykład zawiadamiając o znęcaniu się, czy też nawet o gwałtach lub też wytaczają sobie wzajemne procesy karne i cywilne. Wojna trwa na całego, a strony nie zważają, że jedynymi pokrzywdzonymi są małoletnie dzieci. Obserwacja faktycznych skutków prowadzenia spraw rozwodowych powinna prowadzić do jednoznacznego wniosku, że należy temu jak najszybciej położyć kres i zlikwidować niezwłocznie wadliwy przepis art. 57 §1 k.r.o. Oprócz argumentów natury psychologiczno-socjologicznej istnieją również przesłanki stricte prawne. Nie ulega wątpliwości, że pojęcie winy w rozwodzie odbiega od ukształtowanych poglądów i dorobku nauki odnośnie winy w prawie cywilnym, czy też winy w prawie karnym. Nauka prawa rodzinnego próbuje skonstruować winę przy rozwodach w sposób autonomiczny, ale moim zdaniem ponosi ustawiczne porażki. Przykładem mogą być tak zwane „niezawinione przyczyny rozwodu”. Jak bowiem sąd ma rozstrzygnąć o winie jednego z małżonków na przykład w takiej sytuacji, gdy jeden z nich z powodu dolegliwości zdrowotnych wydziela przykry zapach, który dla drugiego z małżonków jest nie do zniesienia. Kto jest winny? Czy ten, który wydziela fetor, na który nie ma wpływu, bo ściśle utrzymuje zasady higieny, czy też ten z małżonków, który nie jest w stanie tego znieść? Trudno też uznać, aby oboje byli winni. Najczęstszym powodem orzekania o winie jest tzw. „zdrada małżeńska”, ale jak rozstrzygnąć o winie, jeżeli pożycie małżonków ustało, bo przez wiele lat oddalali się od siebie i zdrada jest jedynie skutkiem rozkładu pożycia, a nie jego przyczyną. Podobnie bywa z alkoholizmem, który często jest spowodowany rozkładem pożycia małżeńskiego i stanem beznadziei bądź depresji. Jeden z małżonków zaczyna pić, bo dochodzi do wniosku, że jego małżeństwo już nie istnieje i stanowi to dla niego tragedię. Przykłady możemy mnożyć. Uważam w oparciu o kilkudziesięcioletnie doświadczenie, że nigdy nie jest tak, że jeden z małżonków jest wyłącznie winny, a drugi niewinny, tak jak rozstrzyga to sąd i orzeczenia te są jawnie niesprawiedliwe dla strony uznanej za winnego. Rozstrzyganie o winie w małżeństwie pozbawione jest sensu, gdyż w urzędzie stanu cywilnego nikt nie pyta narzeczonych, czyją zasługą jest, że zdecydowali się na zawarcie związku małżeńskiego. Oboje dążyli do tego, a rozwód to prawie w każdym przypadku dążenie obojga małżonków do zerwania formalnych więzi, gdyż faktyczne już nie istnieją. A z jakiego powodu strony tak zawzięcie walczą o uznanie drugiego z małżonków za winnego? Przyczyna jest tylko jedna – alimenty dla małżonka niewinnego. Przepis art. 60 §1 i 2 k.r.o. jest również do natychmiastowego wykreślenia z Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, bo powoduje patologiczne sytuacje, gdyż rozstrzygnięcie o winie daje podstawę do dożywotniego roszczenia o pieniądze. Sprawę alimentów dla byłych małżonków w sposób wystarczający regulują przepisy dotyczące alimentacji między krewnymi w sytuacji, gdy pełnoletni uprawniony z powodu choroby lub innych zdarzeń losowych nie jest w stanie utrzymać się samodzielnie i wymaga pomocy.
Uważam, że nietrafny jest pogląd jakoby notariusze bądź urząd stanu cywilnego nie mogli rozstrzygać o ustaniu małżeństwa, gdyż należy ustalić zupełny i trwały rozkład pożycia małżeńskiego, aby uniknąć fikcyjnych rozwodów. Takim sytuacjom można zapobiegać w inny sposób i zawsze może się zdarzyć, że sąd orzeknie rozwód wprowadzony w błąd przez strony. Przeciwdziałać temu mogą przepisy dotyczące wad oświadczenia woli (np. pozorność), a nawet normy karne. Skoro przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego można skutecznie zawrzeć małżeństwo, to nie powinno być przeszkód, aby małżeństwo to rozwiązać w taki sam sposób. Dobro małoletnich dzieci powinno być chronione przede wszystkim przez rodziców, a w dalszej kolejności przez sądy rodzinne. Skoro rodzice dojdą do porozumienia i rozwiążą swoje małżeństwo w „cywilizowany” sposób, to będą mogli również rozsądnie rozstrzygać sprawy dotyczące ich wspólnych dzieci bez nienawiści i wojny.
W publicznej dyskusji dotyczącej rozwodów mamy do czynienia z myśleniem „magicznym”, bowiem ustawodawca doszedł do wniosku, że utrudniając maksymalnie orzeczenie rozwodu, wpłynie to na trwałość małżeństwa. Na przykład przeniesiono rozwody z sądów rejonowych do okręgowych, aby było trudniej i żeby dłużej to trwało. Pogląd ten utrzymuje się na zasadzie „jeżeli coś jest niezgodne z faktami, to tym gorzej dla faktów”. Fakty świadczą, że dochodzenie winy przy rozwodzie rozbija rodziny, skłóca powinowatych, którzy zrywają ze sobą wszelkie więzy, a dzieci są wrogo nastawione do dziadków i reszty rodziny drugiej strony. Katalog negatywnych skutków można ciągnąć bardzo długo i jest to wiedza powszechna. Zastanawiające jest jedynie, dlaczego ustawodawca jest głuchy i ślepy, i nie widzi ogromu zła, które otacza rozwody. Skutkiem ubocznym wieloletnich batalii rozwodowych jest niechęć młodych ludzi do zawierania małżeństw i procent ten gwałtownie rośnie. Czas na gruntowne zmiany, a nie pozorne ruchy, które mają upudrować rozwody.
Adwokat Edward Stępień
Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany aby komentować.