Wojskowe obozy internowania

Redaktor Mariusz Wolański: W ,,Studiu Kołobrzeg” kontynuujemy temat sprzed tygodnia – 40. rocznicę utworzenia Wojskowych Ośrodków Internowania i wcielania do nich członków i sympatyków NSZZ ,,Solidarność”. Z Edwardem Stępniem i Sławojem Kiginą ze Stowarzyszenia Przywracania Pamięci ,,Kołobrzeg 80” rozmawiamy między innymi o kwestii sprawiedliwości, o procesie generałów odpowiedzialnych za represje. Proszę o rozpoczęcie dyskusji Pana Mecenasa Edwarda Stępnia.

Edward Stępień: Samo internowanie po wprowadzeniu stanu wojennego było działalnością absolutnie pozbawioną podstaw prawnych, a internowano około 10 tys. osób. W następnych latach, już po odzyskaniu niepodległości, Komendanci Wojewódzcy Milicji Obywatelskiej, którzy wydawali decyzje o internowaniu, czyli administracyjne, ponieśli odpowiedzialność karną za bezprawne wydawanie decyzji. Natomiast po wejściu w życie ustawy o uznanie za nieważne orzeczeń wobec opozycjonistów, co niektórzy opozycjoniści, którzy byli w Wojskowych Obozach Internowania, występowali do Skarbu Państwa o odszkodowania i wówczas odmawiano, twierdząc, że o żadnych internowaniach nie można mówić, ponieważ mamy do czynienia z odbywaniem służby wojskowej, a to, że dotyczyło to opozycjonistów, to chyba przez zwykły przypadek. Takie było przez wiele lat niekorzystne dla tych osób internowanych orzecznictwo sądów. Dlatego „Chełminiacy” rozpoczęli na własną rękę przy pomocy IPN-u badania historyczne, jak doszło do tego, że nastąpiły internowania w obozach wojskowych. Ustalono, że cała inicjatywa wyszła od Służby Bezpieczeństwa. Szefem Służby Bezpieczeństwa był wówczas Władysław Ciastoń i on polecił komendantom wojewódzkim SB w poszczególnych województwach, pod koniec października 1982 roku wytypować te osoby niepokorne, które sprawiały SB najwięcej trudności, żeby sporządzić listy. Sporządzono listy osób zakwalifikowanych do internowania. Ale dlaczego nie internowano w normalny sposób? Otóż doszli ci władcy do wniosku, że trzeba sytuację uspokoić, a była już jesień 1982 r., że następna fala internowania na dużą skalę – bo chodziło o kilka tysięcy osób – może wywołać jakieś niekorzystne reperkusje zagraniczne. W dodatku reżim Jaruzelskiego przekonywał, że idzie ku dobremu, jest coraz bardziej spokojnie, że ludzie się nie buntują, a tu nagle kilka tysięcy osób znowu internowanych, więc postanowiono zrobić wszystko w tajemnicy. Tak, żeby na zewnątrz nie mówić, że miało miejsce jakiekolwiek internowanie. Stąd właśnie był ten rozkaz Ciastonia do podległych mu szefów SB wojewódzkich o wytypowanie. Następnie przekazano te listy do Wojskowej Służby Wewnętrznej z poleceniem, że wszyscy, którzy są na tych listach, mają trafić do wojska. Nie chodziło o ćwiczenia wojskowe trzymiesięczne. Również wytypowano tych niespokojnych duchów Solidarności do odbycia normalnej, dwuletniej służby wojskowej. Musimy pamiętać, że internowani na trzy miesiące to jest jedna grupa, a druga grupa – ci, którzy zostali powołani do wojska. Chciałbym jeszcze jedną rzecz dodać, że tego rodzaju powołania do wojska miały miejsce od samego początku Solidarności. W Kołobrzegu mamy przypadek znanego działacza Solidarności z PŻB, pana Wiercińskiego, który, jak tylko zaczęły się strajki, to on był przywódcą strajku w PŻB i we wrześniu wzięto go do wojska. Czyli tę zasadę branek do wojska nie zastosowano jednorazowo, tylko doświadczenia w tym zakresie władze komunistyczne miały zdecydowanie wcześniejsze.

Mariusz Wolański: Powiedziałem, że stało się zadość, robiąc taki duży skok do przodu, bo długo trwało, zanim w ogóle ta Polska, jak już w ubiegłym tygodniu mówiłem, o Was się upomniała, a jeszcze dłużej trwało, zanim tych winnych postawiono przed sądem. Pan Sławoj Kigina.

Sławoj Kigina: Rzeczywiście trwało to długo, bo w 1982 roku miało miejsce nasze internowanie, tymczasem nasze Stowarzyszenie Osób Internowanych ,,Chełminiacy 1982” złożyło wniosek o wszczęcie śledztwa w sprawie naszego bezprawnego pozbawienia wolności do Instytutu Pamięci Narodowej, do pionu prokuratorskiego w 2008 roku. Odbyły się 92 rozprawy na przestrzeni tych lat, w 2011 roku była pierwsza rozprawa, w 2019 r. w listopadzie była ostatnia rozprawa, na której został ogłoszony wyrok. Przy czym pierwsza sprawa została umorzona, uznano, że nie było winnych. Dopiero odwołanie i kolejna sprawa została doprowadzona do takiego finału, w którym generałowie zostali skazani na kary po 2 lata więzienia. To był gen. Sasin i gen. Ciastoń. Wcześniej zmarł gen. Siwicki, nie dożył wyroku. To ze spraw tych najbardziej ogólnych. Byłem na dwóch rozprawach w Warszawie, w sądzie na Mokotowie, gdzie zeznawałem jako świadek. Świadków było przesłuchanych około 400 i w końcu osiągnęliśmy efekt, który nas zadowalał. Oczywiście myśmy nie oczekiwali, że oni zostaną skazani na jakieś ciężkie, bezwzględne, długoletnie więzienie. To było, jest, w Polsce ciągle niemożliwe, ale satysfakcjonowało nas to, że wyrok został ogłoszony, generałowie zostali uznani winnymi tych wszystkich niecności, których się dopuścili wobec nas i to nas satysfakcjonowało. Po ogłoszeniu wyroku przewodniczący naszego stowarzyszenia powiedział, że nie oczekujemy zemsty, nie jest to w naszym pojęciu sprawa, której można by się było domagać, żeby 92- letni generał Ciastoń szedł do więzienia, bo nie o to nam chodziło. Dzisiaj, po tylu latach, mamy satysfakcję, że jest to jeden z procesów, w którym wygraliśmy jako grupa umęczona, internowana, wygraliśmy proces o sprawiedliwość. Dobrze, że chociaż tyle.

Mariusz Wolański: Dobrze, że chociaż tyle. Dlatego, że my wiemy, jak w Polsce toczą się tego typu sprawy, jak daleko posunięta jest bezkarność. Dlaczego tak jest, Panie Edwardzie, niech Pan na to spojrzy okiem prawnika. Dlaczego jest taka bezkarność w tych, wydawałoby się, oczywistych sprawach?

Edward Stępień: Hmm, odpowiedzi mogłyby być wielowątkowe. Po pierwsze w Polsce nie miało miejsca rozliczenie sądownictwa i prokuratury po 1989 roku. Uznano, że sądy i osoby, które skazywały opozycjonistów, same się oczyszczą – a było takich procesów ponad 10 tysięcy – tymczasem ci sędziowie nadal orzekali i orzekają nawet do dnia dzisiejszego. Jest ich coraz mniej. Tymczasem nie słychać, że należy oczyścić sądownictwo z tych ludzi, którzy wydawali wyroki w sposób oczywisty nieprawidłowe. Chociażby wyroki, które odrzucały roszczenia osób, które były w obozach internowania wojskowego. Twierdzono, że było to zwykłe powołanie do wojska. Tymczasem Sasin i Ciastoń zostali skazani za przekroczenie swoich uprawnień i wydawanie zarządzeń wbrew wówczas obowiązującemu prawu, tj. wbrew ustawie o powszechnym obowiązku obrony z 1967 r. Tam był tryb powoływania do wojska. Siwicki – szef MON-u, Ciastoń – szef SB, Sasin – dyrektor V Departamentu – oni działali przeciwko obowiązującemu prawu. Sądy, już tej wolnej Rzeczypospolitej, nie dostrzegały tych faktów. Dopiero skazanie Sasina i Ciastonia, i bogate uzasadnienie tego wyroku otworzyło drogę do ubiegania się o odszkodowanie. Przecież ci ludzie tam przez trzy miesiące, czy dłużej, stracili zdrowie, zostali wyrwani ze swojego środowiska, ponieśli duże szkody, różne dolegliwości. Na przykład wiem, że Janusz Grudnik, w trakcie tych niby ćwiczeń, złamał sobie rękę i go nawet nie zwolniono. Pomimo złamanej ręki nadal go trzymano, bo to nie chodziło o żadne ćwiczenia wojskowe, tylko chodziło po prostu o internowanie, izolowanie, czyli tak naprawdę o pozbawienie wolności. Dlaczego – sam sobie zadaję często to pytanie. Dlaczego nie mieliśmy jako społeczeństwo tyle samozaparcia, żeby to zwalczyć, żeby sądy działały w sposób prawidłowy? Ja na przykład robiłem to, co mogłem. Napisałem do prokuratury, jak toczyła się sprawa przeciwko Jaruzelskiemu i innym, o wypadki z grudnia 1970 r. i zupełnie bez sensu przesłuchano ponad 4 000 osób, które nic absolutnie nie mogły wnieść do sprawy, a chodziło tylko o to, żeby maksymalnie ten proces przedłużyć. Trwał on kilkanaście lat. W międzyczasie wiele osób zmarło i Jaruzelski nie doczekał sprawiedliwego rozstrzygnięcia, i dzięki temu można go było położyć na Powązkach Wojskowych i jeszcze wyprawić mu huczny pogrzeb. Tak to się dzieje. Są siły, i to bardzo poważne, które przeciwdziałają normalizacji, normalności prawa. Dlaczego przewodniczącym Miejskiej Rady w Kołobrzegu jest osoba, która miała poglądy komunistyczne? Przecież on się nie zreformował, nie zmienił swoich poglądów, a jest wybierany. Czyja to wina? To jest wina nas wszystkich, bo nie mówimy, jak było, nie pokazujemy prawdy, nie pokazujemy historii. Przez pewien czas historia najnowsza w szkole w ogóle nie funkcjonowała, kończyła się na II wojnie światowej, a późniejszej już nie było.

Mariusz Wolański: Powiedział Pan o Przewodniczącym kołobrzeskiej Rady Miasta, ale sędzia Iwulski jest takim bardzo wyraźnym przykładem, ale pocieszające może być to, że właśnie Instytut Pamięci Narodowej ma wszcząć śledztwo czy też jakieś postępowanie wobec sędziego Iwulskiego. Panie Sławku, jak Pan widzi tę ewidentną opieszałość sądów, co Pan czuje?

Sławoj Kigina: Mogę nie być obiektywny, ponieważ wiele z tych niecności komunistycznych mnie dotknęło osobiście, więc ja na pewno nie będę tutaj rzetelny w tej ocenie, bo jakoś to cierpienie odłożyło się na mojej psychice i mógłbym tutaj mówić bardzo dużo niedobrych rzeczy na temat całego systemu postkomunistycznego. Nie było to rozliczane i tak Iwulski dzisiaj orzeka, i on nie ma poczucia wstydu, poczucia honoru żadnego. Facet wyzuty z ludzkich pospolitych uczuć. Cóż można powiedzieć, nic więcej. Ja tylko dodam jeszcze do tego, o czym Edward mówił, o tym jacy ludzie byli internowani w obozach wojskowych. Były najpierw zalecenia głównego szefa MSW, żeby brać do wojska ludzi do 28 roku życia. Potem, jak się okazało, że to nie załatwia sprawy, o którą się zwracał szef Ciastoń, to przedłużono ten wiek, że należy brać ludzi do obozów do 35 roku życia i to brano ludzi w różnym stanie zdrowia. Już wiele na ten temat powiedziano, ale ja powiem o czymś, o czym usłyszałem w Bydgoszczy, kiedy byłem na obchodach 40. rocznicy naszego internowania. Jeden z naszych kolegów internowanych mówił, jak przy nim komisja lekarzy wojskowych w Chełmnie badała człowieka bez ręki. Lekarze napisali ,,zdolny do służby wojskowej”. Komentarz był taki, że będzie stał i otwierał szlaban, że mu dwóch rąk do tego nie trzeba, więc nie wiadomo, jak potraktować taką sprawę. Byli ludzie na wózkach inwalidzkich, byli ludzie w kołnierzach ortopedycznych, byli ludzie, którzy zupełnie się nie nadawali do służby wojskowej. Ja miałem wtedy kategorię D, już miałem kłopoty ze zdrowiem. Takie rzeczy miały miejsce. Kiedy poszedłem do dowódcy swojego plutonu – dowódcy to jest źle powiedziane, to byli oprawcy, a nie dowódcy – żebym mógł w jakiś sposób uzyskać lekarstwa, które były mi potrzebne w tamtym czasie, powiedział mi, że najpierw pójdę do siedziby WSW i tam ze mną przeprowadzą rozmowę i to oni zdecydują, czy mogę wyjechać po lekarstwa czy nie. Oczywiście zaczęło się od tego, że mam podpisać dokument, z którego będzie wynikać, że będę tajnym współpracownikiem, mówiąc w największym skrócie. Oczywiście nie zgodziłem się, nie pojechałem na przepustkę po lekarstwa. Lekarstwa dostałem od ludzi, od mieszkańców Chełmna, które taksówkarz mi przyniósł. Drugi raz byłem wzywany na WSW też w celu podpisania jakiejś lojalki czy dokumentu współpracy po strajku głodowym, bo byłem jednym z jego organizatorów. Mam o tym notatkę, z której wynika, że szef WSW zwraca się do prokuratorów wojskowych, żeby między innymi mnie – w jakiś sposób odpowiedni na ich rozumienie –potraktowano, czyli miałbym stanąć przed Prokuratorem Wojskowym za wzniecenie buntu głodowego. Przy każdej takiej rozmowie to jest trauma, to jest stres, nie chcę powiedzieć po męsku, ale to jest wkurzenie takie. No bo o czym można rozmawiać z matołkiem w oczywistej sytuacji? Myśmy jako rezerwiści, ludzie cywilizowani – wydawało nam się, że oni też. Tymczasem oni się zachowywali jak buszmeni. Dosłownie. Oni nie uznawali żadnych zasad. To była dobra sowiecka szkoła, co można zrobić z człowiekiem, stosując metody, które oni znali już od powstania styczniowego.

Mariusz Wolański: Panowie, bardzo wam dziękuję za kolejne spotkanie. Nie ostatnie spotkanie, dlatego że bogactwo materiału i bogactwo wspomnień jest bardzo duże. Podobnie, jak wielka jest potrzeba, aby mówić o tym.

Wyemitowano 12.11.2022 r.

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.