Kołobrzeg w archiwum IPN – 24 (62). Pałowanie w więzieniu

W więzieniu w Wierzchowie Pomorskim znaleźli się ludzie niewinni i mija 30. rocznica ich ciężkiego pobicia.

Internowanie to z punktu wiedzenia prawnego decyzja o charakterze administracyjnym. Po wprowadzeniu stanu wojennego wydawali ją Komendanci Wojewódzcy MO i w skali kraju było ich prawie dziesięć tysięcy. Decyzje o internowaniu nie zawierały żadnego uzasadnienia i nie istniała podstawa prawna. Były to niewątpliwie akty bezprawne, a jedynym kryterium wyboru danej osoby było potencjalne niebezpieczeństwo dla komunistycznej władzy. Internowanych o nic nie oskarżano, nie formułowano żadnych zarzutów oraz nie określono terminu trwania pozbawienia wolności. Pod koniec XX wieku w środku Europy zapanowało „średniowiecze ślepowrony”.

Na terenie województwa koszalińskiego utworzono cztery obozy dla internowanych. Najbardziej znane w Polsce to ośrodki w Jaworzu i w Głębokiem, położone na terenie poligonu drawskiego oddalone od siebie o około pięć kilometrów. Oba to ośrodki wypoczynkowe bądź hotele dla kadry wojska zamienione pośpiesznie w miejsca pobytu internowanych. W Jaworzu przebywali najbardziej znani opozycjoniści, jak Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Czuma, Władysław Bartoszewski – łącznie 73 internowanych. W Głębokiem umieszczono byłych działaczy PZPR Edwarda Gierka, Piotra Jaroszewicza, Edwarda Babiucha, Zdzisława Grudnia i szereg innych odstawionych na boczny tor towarzyszy. W obu ośrodkach zapewniono dobre warunki pobytu. Internowani mogli swobodnie poruszać się wewnątrz ośrodków, a jedynym faktycznym utrudnieniem była niemożność jego opuszczenia.

Trzeci ośrodek zorganizowano około miesiąc później w Darłówku. Mieścił się w Domu Wypoczynkowym „Gniewko”. Najwcześniej, bo już 14 grudnia 1981 roku zaczął działać ośrodek na terenie więzienia i aresztu śledczego w Wierzchowie Pomorskim niedaleko Złocieńca. Umieszczano w nim internowanych działaczy „Solidarności” z województwa koszalińskiego. W pierwszym rzucie trafili tu kołobrzeżanie Janusz Grudnik, Lech Kozera, następnie Andrzej Chorąży, w Wigilię Bożego Narodzenia osadzono Wiktora Szostałę.  Dowieziono również internowanych z Koszalina, Białogardu i innych miejscowości. Od 11 stycznia 1982 roku do Wierzchowa Pomorskiego przeniesiono z Zakładu Karnego w Goleniowe internowanych z województwa szczecińskiego w tym Mariana Jurczyka. Łącznie w dniu 13 lutego 1982 r. w Wierzchowie Pomorskim przebywało 88 internowanych.

Zakład Karny w Wierzchowie Pomorskim posiadał cztery parterowe pawilony, służące do kwaterowania skazanych. Na potrzeby ośrodka dla internowanych opróżniono całkowicie dwa pawilony. W pawilonie nr I umieszczono wszystkie osoby internowane, a sąsiedni pawilon nr II był buforem od więźniów kryminalnych. Dodatkowy pawilon nr V służył jako karcer.

Internowani nie mogli porozumiewać się między poszczególnymi celami i w związku z tym praktycznie całą dobę spędzali zamknięci w celach, z wyjątkiem jednogodzinnego spaceru. Jednakże i wówczas istniała możliwość porozumienia się wyłącznie w poszczególnych grupach spacerowych, z zasady w niezmiennym składzie personalnym. Takich rygorów typowych dla zwykłego aresztu nie było w innych ośrodkach dla internowanych. W Wierzchowie Pomorskim stosowano regulamin taki jak dla kryminalistów aresztowanych pod zarzutem przestępstw pospolitych, co wywoływało naturalny sprzeciw osadzonych opozycjonistów.

Pierwotną przyczyna wydarzeń sprzed trzydziestu lat było odkrycie zainstalowanego podsłuchu w jednej z cel. Osadzeni wyłuskali ze ściany malutki mikrofon z przewodem, o czym poinformowali pozostałych internowanych. Esbecy próbowali odzyskać urządzenie. Zrobili przeszukanie całego pawilonu, a internowani poddani zostali wielogodzinnym przesłuchaniom. Wydarzenia te wywołały powszechne wzburzenie wśród internowanych, a władze więzienia  postanowiły ukarać najbardziej aktywnych.

Naczelnik Zakładu Karnego, a zarazem komendant, mjr SW Marek Gadomski oraz por. SW Lubomir Sikorski przybyli 13 lutego 1982 roku na teren oddziału, by rozpatrzyć kilkanaście raportów o ukaranie poszczególnych internowanych za wypadki w poprzednich dniach.

W toku raportu Bronisław Śliwiński i Jacek Figiel zostali ukarani przez mjra Gadomskiego karami po 7 dni odosobnienia. Bezpośrednim powodem wymierzenia Śliwińskiemu najsurowszej kary przewidzianej regulaminem było zajęcie przez niego miejsca na krześle bez zezwolenia mjr Gadomskiego, a następnie odmowa jego opuszczenia. Natomiast Jackowi Figiel zarzucono niestawienie się na apel poranny oraz odmowa wyjścia na spacer w dniu 12 lutego 1982 r.

Internowani z celi nr 10, gdzie przebywał między innymi Grzegorz Stachowiak, poinformowali kolegów przez okno o okolicznościach ukarania Figla i Śliwińskiego. Przekazali też, że w momencie wyprowadzenia obu ukaranych pozostali internowani podniosą hałas uderzając aluminiowymi miskami. Bardziej poważne przygotowania poczyniono w administracji Zakładu Karnego, gdyż postanowiono w stan gotowości i na godzinę 1430 ogłoszono alarm w Zakładzie. Łącznie na alarm stawiło się dodatkowo 43 funkcjonariuszy, którzy nie mieli w tym czasie służby.

Mjr Gadomski zarządził podwojenie posterunków wartowniczych na wieżach strażniczych, a pozostałych funkcjonariuszy zebrano na sali konferencyjnej w budynku administracyjnym. Tam por. SW Kazimierz Wronkowski, zastępca kierownika działu ochrony Zakładu poinformował zebranych o przygotowywaniu „zadymy” ze strony internowanych. Oświadczył, że internowanych „nie należy bić po głowie, ale tak, żeby się zesrali”. Zapewnił przy tym, że bijącym nie spadnie włos z głowy. Podzielił obecnych funkcjonariuszy na dwie grupy: uderzeniową i rezerwową. Grupa uderzeniowa składała się z 17 funkcjonariuszy uzbrojonych w pałki zwane szturmowymi, tarcze i kaski.

Około godziny 1700 por. Wronkowski z całą grupą uderzeniową udał się w kierunku oddziału I. W tym czasie internowani zachowywali się spokojnie, ograniczając się do rozmów przez okna cel. W międzyczasie w korytarzu tego oddziału strażnicy rozwinęli węże strażackie i podłączyli je do hydrantu, przygotowując do użycia przeciwko internowanym.

Po otworzeniu drzwi do celi nr 10 por. Wronkowski polecił obecnemu tam Bronisławowi Śliwińskiemu przygotować się do przejścia dla odbycia kary. Śliwiński w ciągu kilku minut spakował swe rzeczy i opuścił spokojnie celę, nie stawiając żadnego oporu i nie wdając się w jakiekolwiek dyskusje.

Po opuszczeniu przez niego celi Grzegorz Stachowiak gwizdem dał sygnał do rozpoczęcia uzgodnionego wcześniej hałasu. Po sygnale w celach zaczęto uderzać w miski, gwizdać itp.

Kiedy funkcjonariusze Służby Więziennej (SW) znaleźli się w okolicy celi nr 7 usłyszeli dobiegający z niej hałas. Na polecenie por. Wronkowskiego uderzeniami pałek wypędzono z celi na korytarz czterech internowanych: Mariana Sadłowskiego, Henryka Jarząbka, Juliana Jóźwiaka i Zbigniewa Kuczkowskiego. Przepędzono ich w kierunku grupy funkcjonariuszy, która poczęła kontynuować bicie, kierując internowanych korytarzem w kierunku świetlicy urządzając „ścieżkę zdrowia”.

W tym czasie internowani osadzeni w celi nr 20,  przestraszeni przebiegiem wypadków w celi 7, zastawili drzwi wejściowe łóżkiem i stołem, by w ten sposób utrudnić ewentualne wejście funkcjonariuszy. Na polecenie por. Wronkowskiego drzwi celi 20 wywarzono, a do środka wbiegła grupa funkcjonariuszy SW. Bez słowa poczęli oni okładać pałkami internowanych: Brunona Mikszo, Piotra Baugarta, Henryka Makiełę, Witolda Romanowskiego i Grzegorza Ostrowskiego. Wszystkich ich usunięto z celi i polecono iść korytarzem w kierunku świetlicy. Po drodze funkcjonariusze SW dalej uderzali ich pałkami. W ten sposób internowanych z celi 7 i 20 przepędzono w kierunku przedsionka świetlicy, gdzie stał już por. Wronkowski, dowodzący przebiegiem wydarzeń na korytarzu. Polecił on odprowadzić Witolda Romanowskiego z powrotem do celi, a ośmiu pozostałych internowanych nakazał odprowadzić do oddział V  – dyscyplinarnego. Po drodze ponownie zaczęto  bić internowanych i trwało to przez całą drogę, a także wewnątrz tego oddziału. Henryk Makieła został uderzony pięścią w żołądek przez jednego z funkcjonariuszy, a Piotr Baumgart, Henryk Jarząbek i Marian Sadłowski otrzymali uderzenia pałkami w głowy.

W tym czasie w oddziale I panował spokój. Drugi z ukaranych Jacek Figiel po spakowaniu się opuścił swoją celę i pod eskortą funkcjonariuszy SW poszedł do oddziału V. Gdy był już na miejscu obecni tam funkcjonariusze poczęli go okładać pałkami i bicie to trwało do momentu umieszczenia go w jednej z cel. Po przeprowadzeniu Figla funkcjonariusze na polecenie por. Wronkowskiego powrócili do budynku administracyjnego z wyjątkiem kilku osób, pozostawionych w oddziale I.

O godzinie 1900 funkcję dowódcy zmiany w Zakładzie Karnym objął por. Edward Ambryszewski, wcześniej jeden z członków „grupy uderzeniowej”. Postanowił on przeprowadzić apel wieczorny internowanym w oddziale I. Zabrał ze sobą wszystkich uzbrojonych członków swojej grupy.

Po przyjściu do oddziału por. Ambryszewski polecił kpr. Mamszewskiemu przejść po wszystkich celach i uprzedzić internowanych, że do apelu wszyscy w celach stają w dwuszeregu, w postawie zasadniczej, a starszy celi melduje jej stan. Dla internowanych była to nowość, gdyż wcześniej nigdy nie było takich wymogów typowych dla więźniów kryminalnych.

Po dzwonkach na apel por. Ambryszewski przystąpił do sprawdzania stanu internowanych. W celi nr 5 siedzieli oni na łóżkach i nie wykonali jego polecenia.  Wówczas do celi wpadli uzbrojeni funkcjonariusze SW i poczęli  bić pałkami internowanych. Po ustawieniu osadzonych siłą por. Ambryszewski oświadczył, że jak nie będą się nadal ustawiać na apelach, to będą bici codziennie i cytat: „wtedy naprawdę dostaną wpierdol”. Podobną „przemowę” por. Ambryszewski wygłaszał w pozostałych celach.

W następnej celi nr 6 internowani nie wstali na widok por. Ambryszewskiego i nie posłuchali jego wezwania do ustawienia się w dwuszeregu. Wówczas Ambryszewski wezwał do celi funkcjonariuszy, by „pomogli” się ustawić. Gdy za każdym internowanym stanął funkcjonariusz SW, Ambryszewski ponownie zażądał ustawienia się w dwuszeregu. Internowani milczeli i nie ruszali się. Wówczas na znak dany ręką przez Ambryszewskiego funkcjonariusze poczęli internowanych bić pałkami i ustawiać w dwuszeregu. W celi tej pobito Tadeusza Dziechciowskiego, Ryszarda Borkowskiego, Andrzeja Antosiewicza, Jana Witowskiego, Ryszarda Śniega i Wojciecha Strzeszewskiego. Ryszard Borkowski, leżący w łóżku z uwagi na dolegliwości korzonkowe, został zrzucony z niego siłą i oprócz uderzeń pałką otrzymał cios pięścią w głowę. Podobne uderzenia otrzymał także Jan Witkowski, a Wojciech Strzeszewski został kopnięty w plecy. Gdy Andrzej Antosiewicz stojąc w szeregu odezwał się „panowie, co robicie”, to Ambryszewski nakazał go pobić.

Podobny los spotkał Franciszka Łuczkę, Janusza Klukowskiego oraz Andrzeja Karmowskiego z celi nr 8. Gdy funkcjonariusze opuszczali celę Andrzej Karmowski odezwał się, że nie otrzymał regulaminu. Wówczas Ambryszewski polecił funkcjonariuszom, by pokazali mu, jak wygląda regulamin. Trzech funkcjonariuszy kilkakrotnie uderzyło go pałkami.

Osadzony w celi nr 9 Zdzisław Łakomski, obserwując wydarzenie z poprzednich cel, nie wykonał polecenia Ambryszewskiego i siedział za stołem. Wówczas trzech funkcjonariuszy rzuciło się na niego i okładało go pałkami po głowie. Gdy Łakomski spadł z krzesła, bito go dalej. Jego kolega z celi Andrzej Kamiński począł krzyczeć, by przestano go bić, otrzymał w twarz strumień gazu z miotacza, a następnie i jego zaczęto okładać pałkami. Internowani w pozostałych celach, poza nielicznymi wyjątkami, również zostali pobici.

Na wskutek skarg, Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Koszalinie wszczęła postępowanie karne w sprawie pobicia 35 internowanych, prowadzone pod sygnaturą akt Pg Śl. II 27/82 przez popr. Janusza Rychlińskiego, późniejszego wieloletniego szefa Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. Wyżej przedstawiony przebieg wydarzeń to skrócona wersja uzasadnienia sporządzonego przez prokuratora Rychlińskiego . Zarzuty za niedopełnienie obowiązków służbowych przedstawiono jedynie Wronkowskiemu i Ambryszewskiemu pomijając całkowicie niechlubną rolę naczelnika zakładu oraz bezpośrednich wykonawców. Prokurator Rychliński w dniu 18 sierpnia 1982 r. wydał postanowienie na mocy którego uznał, że czyny Wronkowskiego i Ambryszewskiego nie są społecznie niebezpieczne w stopniu znacznym, a tym samym warunkowo umorzył im postępowanie karne. Na postanowienie to zażaliły się obie strony, tj. obaj funkcjonariusze, którzy domagali sie uniewinnienie (a w tym przypadku umorzenia postępowania) oraz pełnomocnicy pokrzywdzonych, którzy żądali przykładnego ukarania nie tylko dwóch  funkcjonariuszy SW średniego szczebla, ale również i dowódcę oraz bezpośrednich sprawców. Prokurator przesłał akta do Wojskowego Sądu Garnizonowego w Koszalinie, który na posiedzeniu niejawnym w dniu 10 stycznia 1983 r. postanowił ponownie sprawę wobec Wronkowskiego i Ambryszewskiego warunkowo umorzyć. Sprawdziło się wcześniejsze założenie, że nikomu z bijących włos z głowy nie spadnie. Akta tej sprawy przechowywane są w pod sygnaturą IPN By 388/311.

Kilka lat temu prokuratorzy IPN-u wszczęli ponownie śledztwo w sprawie wydarzeń w Wierzchowie Pomorskim sprzed trzydziestu laty. Tym razem zarzuty ciężkiego pobicia usłyszało kilkudziesięciu byłych funkcjonariuszy Służby Więziennej. Zgromadzono dziesięć tomów akt. Jednym z pokrzywdzonych jest Wiktor Szostało. Sprawę rozpoznaje Sąd Rejonowy w Szczecinie.

Adwokat Edward Stępień

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.