„ Killer, który zgasił światło”

 

„ Killer, który zgasił światło”

 

Tomasz Paweł Mrożek

Rocznik: 1977 r.

Wzrost: 199 cm

Pozycja:  niski lub wysoki skrzydłowy

Kluby: 1992 r.- 1998 r. Pogoń Szczecin, 1999 r.- 2000 r. Czarni Słupsk, 2000 r.- 2005 r. Noteć Inowrocław, 2005 r. – 2008 r. Kotwica Kołobrzeg, 2008 r.- 2010 r. AZS Szczecin.

II trener Kotwicy 2010 r. – 2011 r., I trener 2011-2012, II trener 2012-2013, I trener 2013/2014

 

Edward Stępień (ES): Pojawiłeś się w  Kołobrzegu w 2005 r., i zostałeś z nami do dzisiaj. Zazwyczaj przyczyniają się do tego kołobrzeżanki, a jak to było z Tobą?

 

Tomasz Mrożek (TM): (porywisty śmiech) W moim przypadku było inaczej. Związek małżeński zawarłem w 2001 r. z przepiękną dziewczyną z Kamienia Pomorskiego, a w 2004 roku urodziła się nam córka. W chwili podpisania kontraktu z Kotwicą miałem rodzinę i mieliśmy wielu przyjaciół w Inowrocławiu. Najpierw do Kołobrzegu przyjechałem sam, bo żona uczyła matematyki i opiekowała się dzieckiem. Po trzech miesiącach, stwierdziłem, że Kołobrzeg jest przepiękny, ludzie sympatyczni, a ponadto znalazłem lokal, w którym, można było prowadzić kawiarnię przez cały rok. Początkowo żona nie była przekonana ale od wielu lat uważamy, że to najlepsze miejsce do życia.

 

 

ES: Czy koszykówka była sportem pierwszego wyboru i co robiłeś zanim trafiłeś na swoje miejsce, czyli do Kotwicy?

 

TM: Najpierw grałem w piłkę nożną, w Pogoni Szczecin jako 11-12 letni chłopak. Rosłem i zainteresował się mną trener koszykówki, który przez pół roku namawiał mnie do zmiany dyscypliny. Mając 12 lat zgodziłem się co wiązało się ze zmianą szkoły podstawowej. Poszedłem do czwórki w Szczecinie, gdzie była klasa sportowa koszykówki, stanowiąca zaplecze Pogoni. Pojawiły się sukcesy. Jak byłem w 8 klasie zostaliśmy Mistrzami Polski Szkół Podstawowych. Grając w kadetach zdobyliśmy brązowy medal Mistrzostw Polski. Byłem powołany do kadry Polski kadetów juniorów i młodzieżowców. Wcześnie zacząłem treningi z seniorami Pogoni Szczecin i w wieku 16 lat zadebiutowałem w seniorskiej drużynie Pogoni, która grała wówczas w I lidze, czyli najwyższej klasie rozgrywkowej. Był to mecz z Hutnikiem Kraków i zdobyłem 2 punkty. Byłem wtedy najmłodszym zawodnikiem, który zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Grając w koszykówkę ukończyłem Technikum Budowlane w Szczecinie i podjąłem decyzję, że moim celem życiowym będzie koszykówka. W wieku 21 lat tj. w 1999 roku otrzymałem propozycję gry w Czarnych Słupsk, którzy awansowali do najwyższej klasy rozgrywkowej tj. I ligi. Podpisałem tam pierwszy kontrakt zawodowy. Po roku uznałem, że nie jest to dobre miejsce i podpisałem następny kontrakt z Notecią Inowrocław. Już w pierwszym roku gry awansowałem z zespołem do ekstraklasy, pod wodzą trenera Chudeusza, którego znałem ze Słupska. Inowrocław stał się moim centrum życiowym przez 5 lat. Bardzo dobrze wspominam ten czas, odniosłem tam wiele sportowych sukcesów. Niestety był jeden mankament tj. stabilność finansowa, bo nie wiedziałem nigdy czy otrzymam wynagrodzenie. Jeden rok był wyjątkowy, bo zawarłem umowę bezpośrednio z właścicielem kopalni soli w Inowrocławiu, i miałem komfort, bo w terminie płacił wynagrodzenie. Ostatni rok pobytu w Inowrocławiu to ciągłe oczekiwanie na pieniądze, które opóźniało się o kilka miesięcy. Na początku sezonu 2005/6 roku pojawili się działacze Kotwicy Kołobrzeg i zaproponowali mi bardzo dobre warunki. Zgodziłem się, bo Kołobrzeg był blisko moich rodziców i rodziny mojej żony i oczywiście widziałem możliwość rozwoju sportowego.

 

 

ES: Do Kołobrzegu przyjechałeś w chwale Killera, który wspaniale rzuca za 3 punkty

 

TM: Faktycznie w Noteci miałem dobry okres i w jednym sezonie byłem najlepiej rzucającym zawodnikiem w ekstraklasie. Początek w Kotwicy pod tym względem był dla mnie dość trudny, bo skuteczność rzutów zmniejszyła się i być może kibice byli trochę zawiedzeni. Moje statystki w kolejnych latach poprawiły się. Po przybyciu do Kołobrzegu nie czułem się osamotniony, bo spotkałem kilku fajnych znajomych – Grzesia Arabasa, Wojtka Pietrzaka, Krzysztofa Sidora, Łukasza Wichniarza. Za mną do Kotwicy dołączył Marko Djurić, z którym grałem w Noteci. Był to pierwszy sezon Kotwicy w ekstraklasie i działacze uczyli się popełniając błędy np. zatrudniając amerykanów, którzy nie nadawali się do gry.

 

 

ES: Czy znasz swoje statystki w Kołobrzegu?

 

TM: Nie znam, ale jestem ich ciekaw.

 

ES:  Podaję za Grzegorzem Bargielem, że w czasie 3 sezonów w Kotwicy rozegrałeś 91 meczów, zdobywając 635 punktów i miałeś 228 zbiórek i 142 asysty. Czy jesteś zadowolony z tych statystyk?

 

 

TM: Oczywiście, ze nie. W pierwszym roku szło mi wyjątkowo źle ale w dwóch kolejnych latach wszystko wróciło do normy. Do dzisiaj myślę, że ten niekorzystny rok zaważył na mojej ocenie.

 

ES: Ja uważam inaczej. Przede wszystkim byłeś bardzo dobrym obrońcą, a to trudno wychwycić w statystykach. Ponadto Twoja ruchliwość i zmiany pozycji z lewego na prawe skrzydło i odwrotnie powodowały „rozrzedzenie” obrony i umożliwiało ataki środkowym pasem. Ponadto dobrze rzucałeś zarówno z lewej jak i z prawej strony a przeciwnik wiedząc o twoim talencie był zmuszony do krycia na tych pozycjach co ułatwiało atak środkiem. Kołobrzescy kibice, którzy znają się na koszykówce bardzo dobrze o tym wiedzą i cenią twoją grę. Argumentem dla Twojego talentu i przydatności dla drużyny jest oczywisty fakt, że w Kołobrzegu w okresie gry w ekstraklasie spędziłeś 3 sezony i pod tym względem jesteś jednym z liderów.

 

TM: Faktycznie być może moja samokrytyka jest zbyt daleko idąca. Już w Noteci pełniłem funkcję kapitana i tak było w Kołobrzegu. Uważam, ze kapitan ma bardzo ważne zadania, bo integruje zespół i jest jego przywódcą. Ponadto swobodnie posługiwałem się językiem angielskim i miałem dobry kontakt z zawodnikami amerykańskimi. Nikt  klubie nie znał angielskiego i służyłem za tłumacza. Zawodnicy prosili mnie nawet o załatwianie z klubem zwykłych spraw jak na przykład cieknący kran czy awaria elektryczności w mieszkaniu. Pośredniczyłem również jako tłumacz w rozmowach pomiędzy amerykańskimi koszykarzami a zarządem. Podobna sytuacja była gdy zakończyłem karierę i zostałem trenerem. Chcę zwrócić uwagę na oczywisty fakt, że w koszykówce zawodowej istotną rolę odgrywają pieniądze. Przez cały okres gdy byłem w Kotwicy jako zawodnik czy trener to zawsze pod względem wysokości  budżetu byliśmy na szarym końcu. W tej sytuacji awans do playofów należy uznać za sukces. Przez 9 sezonów nigdy nie spadliśmy co przy bardzo niskim budżecie świadczy o sile kołobrzeskiej koszykówki w tym czasie.

 

 

 ES: Czy pustka w kasie przekładała się na jakość gry drużyny?

 

TM: Było z tym różnie. Kiedy drużyna nie otrzymała wynagrodzenia to mogło się zdarzyć, że niektórzy nie wykazywali pełnego zaangażowania. Pamiętam wyjazd do Unii Tarnów w sytuacji gdy z powodów finansowych zawodnicy amerykańscy odeszli. Trener Karol licząc się z kosztami zrezygnował z noclegu w hotelu i dlatego wyjechaliśmy o 2 w nocy w dniu meczu. Na salę w Tarnowie przyjechaliśmy około 17:30 tj. na pół godziny przed meczem po 15 godzinach uciążliwej podróży małym busem. Mecz graliśmy w ośmioosobowym składzie i go wygraliśmy. Historia ta dowodzi, że wynik meczu nie zawsze zależy od finansów czy też od trudnych warunków.

 

ES: W Kotwicy na poziomie ekstraklasy grałeś przez 3 sezony a większość zawodników była jeden lub dwa sezony. Czy mogło być więcej?

 

TM: Trener Machowski nie widział mnie w składzie a ponadto myślałem o zakończeniu kariery. Zostało to przesunięte, bo zgłosił się Zbyszek Majcherek i zaproponował grę w II lidze w AZS Szczecin. Występy traktowałem na luzie, gdyż nie trenowałem z drużyną, a jedynie uczestniczyłem w meczach w Szczecinie. W następnym sezonie moje przyjazdy do Szczecina były częstsze i udało nam się awansować do I ligi. Chcę dodać, że AZS przekształcił się później w Wilki Morskie, które przejęły miejsce w I lidze. Ostatecznie czynnym zawodnikiem przestałem być w 2010 roku.

 

ES: Nie zerwałeś jednak z koszykówką, bo znalazłeś się na ławce trenerskiej Kołobrzeskiej Kotwicy.

 

TM:  Trener Szczubiał chciał żebym został jego asystentem. Poszedłem więc na kurs trenerski, który skończyłem. W następnym roku  zostałem I trenerem, a rok później ponownie byłem asystentem Szczubiała. Byłem też I trenerem w ostatnim sezonie naszej gry w ekstraklasie.

 

ES: Jakie problemy pojawiły się w Twojej pracy trenerskiej?

 

TM: Problemów było dużo. Nie mam szczegółowej wiedzy o zawieranych kontraktach z zawodnikami i nie wiedziałem jakie są wydatki. Pamiętam, że wymogiem gry w ekstraklasie był budżet na poziomie 2 milionów złotych, a Kotwica miała tylko 800 tysięcy. Pomimo takiej mizerii finansowej po pierwszej rundzie zajmowaliśmy 5 miejsce w tabeli. Kiedy skończyło się okno transferowe, nastąpiła seria pechów. Najpierw ciężkiej kontuzji doznał nasz pierwszy rozgrywający Jessia Sapp, a następnie Tomek Kęsicki miał uraz pleców. Tych strat nie można było uzupełnić nowymi zawodnikami i na koniec zajęliśmy 9 miejsce, co  w tych warunkach uważam za duży sukces.

W klubie zajmowałem się trenowaniem drużyny, a  w bardzo ograniczonym zakresie uczestniczyłem w kompletowaniu składu. Prezes Trojanowski oglądał filmiki z zagraniami kandydatów i kierując się możliwościami finansowymi dokonywał wyboru. Ostanie miesiące ostatniego sezonu w ekstraklasie to bardzo przykre dla mnie wspomnienia. Zawodnicy nie otrzymywali pieniędzy więc odchodzili, a ci którzy pozostali przychodzili na treningi aby trochę się poruszać i nie stracić formy. Nie miałem żadnej możliwości aby zmobilizować ich do intensywnej pracy. Pod względem finansowym klub traktował mnie jak i zawodników, tj. nie otrzymywałem wynagrodzenia i nie wyrównano tego do dzisiaj.

Chciałbym przypomnieć kibicom o niezwykłym meczu jaki Kotwica grała kiedy byłem pierwszym trenerem. Zastal Zielona Góra był wtedy czołową drużyną ekstraklasy trenowaną przez wielokrotnego reprezentanta Polski Tomasza Jankowskiego. Na 11 sekund przed końcem meczu przegrywaliśmy 7 punktami. Nie znam żadnego przypadku aby w tak krótkim czasie zniwelować stratę i wygrać mecz, a  nam się to przytrafiło. W ciągu tych 11 sekund rzuciliśmy za 3 punkty, zrobiliśmy przechwyt i zdobyliśmy 2 punkty, był następny przechwyt i faul równo z syreną końcową. Oded Brandwein wykonywał 2 rzuty osobiste, ktoś zrobił mi zdjęcie jak stoję odwrócony plecami, bo z emocji nie mogłem patrzeć. Gromki aplauz kibiców oznaczał, że oba rzuty były celne i uzyskaliśmy remis w normalnym czasie gry. W dogrywce szybko rzuciliśmy dwa razy za 3 punkty, a Jankowski siedział i nie reagował. Ostatecznie wygraliśmy, a Jankowski potwierdził, że obraził się na swoich zawodników.

 

ES: Ja również pamiętam ten niesamowity mecz. Siedziałem na swoim stałym miejscu w pierwszym rzędzie, bezpośrednio nad ławką gości. Kiedy wyrównaliśmy to Jankowski zaczął kopać krzesła. Krzyknąłem mu żeby nie niszczył tych krzeseł, bo nie są jego. Popatrzył na mnie w taki sposób, że pamiętam te spojrzenie do dzisiaj. Jest co wspominać ale niestety ekstraklasa się skończyła, a ty byłeś ostatnim trenerem tej drużyny. Wiem, że twoje córki odnoszą sporo sukcesów sportowych i proszę o krótką prezentację.

 

TM: Weronika rocznik 2004 rozpoczynała pływanie w Kołobrzegu. Obecnie uczęszcza do klasy maturalnej XIII Liceum Ogólnokształcącego w Szczecinie, a  jednocześnie pływa w MKP Szczecin. Ma tyle medali, że trudno je udźwignąć ale podam, że zdobyła w Polsce, pływając stylem dowolnym  2 miejsce na 50 metrów, 3 miejsce na 800 metrów i 3 miejsce na 1500 metrów. Ze sztafetą stylem dowolnym 4×200 metrów zajęła 3 miejsce. Jest teraz młodzieżowcem i mieszka u mojej mamy w Szczecinie. Młodsza Dominika rocznik 2009 również rozpoczynała od pływania ale od dłuższego czasu trenuje siatkówkę w AMPS Kołobrzeg. Od roku jest powoływana do kadry Polski w siatkówce w swojej kategorii wiekowej. Ostatnio została wybrana na kapitana drużyny kadry Polski. Ma 13 lat, 181 cm wzrostu i ciągle rośnie. Nie muszę dodawać, że z żoną jesteśmy bardzo dumni z osiągnięć naszych córek. Uprawianie sportu wiąże się z podróżami na różne zawody, a ja jestem ich kibicem. Nie zawsze jestem na meczach Kotwicy, bo zdarza się, że w tym czasie kibicuję, którejś z moich córek.

 

 

ES: Dziękuję za rozmowę. Jesteś jedną z ikon kołobrzeskiej koszykówki. Niewątpliwie w 70 letniej historii należysz do najwybitniejszych jej postaci. W imieniu własnym i kibiców dziękuję za 7 lat wspaniałej pracy dla Kotwicy.

 

 

Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Tomasza Mrożka, który je udostępnił.

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.