Kołobrzeg stolicą ucieczek z PRL (18) – SB na tropie szpiega

 

SB na tropie szpiega

W PRL-u wyjazdy zagraniczne obywateli nie było prawem powszechnie obowiązującym, ale był to  swoistego rodzaju przywilej, który dotykał jedynie wybrańców.

Trudności rozpoczynały się już na etapie otrzymania paszportu, gdyż  decydował o tym Wydział Paszportowy Służby Bezpieczeństwa. Odmowa wydania paszportu nie musiała być uzasadniona. W praktyce odbywało się to w ten sposób, że obywatel X zgłaszał się do Biura Paszportowego, a w odrębnym pokoju funkcjonariusz SB po cywilnemu zadawał mu różne pytania na temat przyczyn wyjazdu, do kogo wyjeżdża, z czego będzie się utrzymywał za granicą etc.. Na pewnym etapie przesłuchania odwoływano się to patriotyzmu swoiście pojętego i nakłaniano delikwenta do bacznego obserwowania co dzieje się za granicą, jakich Polaków tam spotkał, co oni robią, jak się zachowują i co mówią na temat PRL. Zachęcano również do napisania sprawozdania z pobytu za granicą bądź też do złożenia ustnej relacji esbekowi. Zdecydowana odmowa obywatela X kończyła się najczęściej odmową wydania paszportu. Sprawdzała się taktyka różnych wykrętów, przy czym należało uważać aby nie podpisywać żadnych dokumentów np. prostego oświadczenia, że zachowam w tajemnicy treść przeprowadzanej ze mną rozmowy. Wydział Paszportów SB (w Kołobrzegu była to Grupa Paszportów) wykorzystując przymusowe położenie ubiegających się o paszporty, miał znakomite osiągnięcia w pozyskiwaniu tajnych współpracowników. Zdarzało się również, że niektórzy podpisywali oświadczenie o podjęciu tajnej współpracy tylko po to żeby dostać paszport, wyjechać i już nie powrócić. Pomimo że odmowa powrotu z zagranicy nie była traktowana jako przestępstwo i nie podlegała odpowiedzialności karnej to w żargonie SB osoby takie nazywane były uciekinierami.

Jednym z takich „uciekinierów”’ był Mikołaj Krasowicki, który w PŻB w Kołobrzegu pełnił eksponowaną funkcję kierownika działu księgowości. Posiadał biegłą znajomość języka niemieckiego, angielskiego i rosyjskiego oraz ukończone studia ekonomiczne na Uniwersytecie w Poznaniu co wówczas nie było a takie częste. Pan Mikołaj pomimo wielu lat nienagannej pracy miał istotny defekt jakim był brak przynależności do PZPR oraz w młodości próbował nielegalnie przekroczyć granicę i został zatrzymany. Przez wiele lat omijały go awanse i nie mógł starać się o wyjazd. Dopiero jesienią  1981 roku na fali rodzącej się „Solidarności” otrzymał upragniony paszport. Pojechał turystycznie do Szwecji, a stamtąd  do Niemiec i poprosił o udzielenie azylu. Znajomość kilku języków znacznie ułatwiła mu start w nowym kraju, gdyż początkowi pracował w warsztacie samochodowym a następnie zajął, ważne stanowisko administratora kilku budynków zamieszkałych przez azylantów. Policja i różne urzędy często zlecały mu funkcję tłumacza Polaków nie władających językiem niemieckim. Przez pierwszych kilka lat SB zajęta zwalczaniem krajowej opozycji pozostawiła w spokoju naszego „uciekiniera”.

Sytuacja uległa zmianie 10 czerwca 1984 roku, gdyż kapitan SB Krzysztof Sobociński wszczął Sprawę Operacyjnego Sprawdzenia pod kryptonimem „Watażka”(AIPN Sz00105/63), która miała za zadanie ustalić czy Mikołaj Krasowicki prowadzi działalność na rzecz służb specjalnych RFN oraz udokumentowanie zakresu formy i metod tej działalności. Przypuszczenia te opierano na fakcie znajomości języka niemieckiego i angielskiego co stwarzało według SB możliwość penetracji środowiska uciekinierów i innych pozostających w zainteresowaniu służb specjalnych RFN. W aktach sprawy nie znalazłem jakichkolwiek dowodów ani nawet poszlak, które by potwierdzały zasadność rozpoczęcia inwigilacji Mikołaja Krasowickiego. W żadnym wypadku poszlaką taką nie mogła być okoliczność, że Mikołaj Krasowicki (w żargonie SB – figurant) dorabiał do pensji wykonywaniem tłumaczeń.

Sporządzony przez Krzysztofa Sobocińskiego plan przedsięwzięć operacyjnych przewidywał, aby tajny współpracownicy wyjeżdżający do Niemiec docierali do Krasowickiego i obserwowali jego zachowanie. Plan zakładał również wykorzystanie możliwości Grupy Paszportów do prowadzenia rozmów z osobami przebywającymi w Hamburgu a mającymi kontakt z Krasowickim. Zlecono również kontrolę jego korespondencji oraz korespondencji jego rodziny tj. żony i dzieci, którzy pozostali  w Kołobrzegu.

Z akt sprawy wynika, że najbardziej aktywnymi byli tajni współpracownicy „Leszek”, „Robert”, „Artur” i „Piotr”. Wszyscy oni znali Mikołaja Krasowickiego z pobytu w Polsce i docierali do jego mieszkania w Hamburgu, gdzie nocowali i korzystali z gościny , a także z różnych form pomocy udzielanej im przez gospodarza. Najczęściej odwiedzał go TW „Leszek” pełniący w PŻB kierowniczą funkcję i pisał on najbardziej obszerne donosy na swojego gospodarza. Dotyczyły one głównie odwiedzin Krasowickiego na promach PŻB oraz zorganizowania spotkania przedstawicieli PŻB z niemieckim biznesmenem w celu nawiązania kontaktów handlowych, dla zawarcia umowy na dostawy na promy różnych towarów. Większość notatek służbowych i relacji sporządzanych przez tajnych współpracowników dotyczyło mało istotnych spraw życia codziennego figuranta. TW „Robert” opisywał szczegółowo wizyty radców prawnych PŻB Tadeusza Dojlitki i Bronisława Krupińskiego w Hamburgu i ich spotkania z Mikołajem Krasowickim. Spotkania miały charakter towarzyski, a gospodarz starał się pomóc w nabyciu samochodu. SB szczególną „opieką” otoczyło żonę, która w 1985 roku odwiedziła męża. Po powrocie poddana była przesłuchaniu, które należy ocenić w świetle wówczas obowiązującego prawa jako całkowicie nielegalne.

Prowadzone przez półtora roku intensywne działania operacyjne nie przyniosły żadnego rezultatu. Stwierdzono, że brak jest jakichkolwiek dowodów i przesłanek, aby Mikołaj Krasowicki prowadził działalność szpiegowską. Ustalenia te spowodowały, że w dniu 6 listopada 1985 roku zakończono sprawę, jednakże postanowiono, że Mikołaj Krasowicki będzie nadal kontrolowany operacyjnie, ale w ramach ogólnej sprawy pod kryptonimem „Mewy”.

Podobnych spraw SB prowadziło wiele. Z działalności operacyjnej nic nie wynikało i nie przynosiło jakichkolwiek rezultatów. Odnoszę wrażenie, że prowadzenie spraw podobnych do wyżej opisanej miało na celu wykazanie aktywności Służby Bezpieczeństwa i dla efektów statystycznych. Wysokie pensje esbeków i w konsekwencji emerytury były całkowicie nieuzasadnione. Rzeczypospolita przez 25 lat płaciła ogromne emerytury dla ludzi, którzy szkodzili Polsce i Polakom. W świetle fatycznej działalności nieuzasadnione jest twierdzenie, że niektórzy pracowali w kontrwywiadzie.

 

 

                                       Edward Stępień

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.