Złapaliśmy przestępców granicznych (3)

Kutry KOŁ-3 i KOŁ-5 łowiły w tukę włokiem dennym w odległości około 40 Mm od Kołobrzegu. W dniu 20 września 1956 roku (równo 60 lat temu), po godzinie piątej rybacy wydali siatkę na łowisku w kwadracie H5 i trałowali w kierunku J5. Kutrem KOŁ-3 kierował szyper Żelazny, a na kutrze KOŁ-5 szyprem był Jerzyk. W skład załóg kutrów wchodzili Pleskot, Grzegorzewski, Kaliciński, Skrzypczak i Lupa. Około godziny ósmej szyprowie zauważyli, że w odległości jednej mili płynie ponton. Podjęli więc decyzję, aby przerwać trałowanie i wyciągnąć siatkę. Po przekazaniu słomiaka kuter KOŁ-5 ruszył w stronę pontonu, a w tym czasie KOŁ-3 wybierał siatkę. Szyper Jerzyk zauważył, że ponton dostrzegły też dwa kutry zachodnioniemieckie łowiące w dalszej odległości. Przerwały one połowy i zaczęły płynąć w kierunku pontonu. Członkowie załogi KOŁ-5 po zbliżeniu się do pontonu pytali mężczyzn dokąd płyną. Jeden z nich uśmiechając się zaczął mówić po niemiecku. Pleskot bosakiem przyciągnął ponton do burty i nakazał uciekinierom, aby weszli na pokład. Mężczyźni zaczęli wtedy mówić po polsku, że mają zezwolenie WOP na poruszanie się po morzu i pokazywali swoje książeczki żeglarskie, a jednocześnie zdecydowanie odmówili opuszczenia pontonu. Dopłynął wówczas kuter KOŁ-3 i ponton został ściśnięty z obu stron burtami kutrów. Pleskot zagroził, że przebije ponton i zaczął uderzać w niego bosakiem. W tej sytuacji mężczyźni oświadczyli, że poddają się i weszli na pokład KOŁ-3. Ponton wraz z całym wyposażeniem został załadowany na kuter KOŁ-5. W tym czasie kutry niemieckie oznaczone SO-280 i SO-281 zbliżyły się na odległość stu metrów, a członkowie ich załóg obserwowali zdarzenie, przy czym nie podejmowali żadnych bezpośrednich działań. Kutry KOŁ-3 i KOŁ-5 skierowały się do portu w Kołobrzegu. Na żadnym z kutrów nie było radia i gdy spotkali dwa inne kutry KOŁ-46 i KOŁ-56 za ich pośrednictwem przekazali wiadomość do WOP-u o zatrzymanych zbiegach. Pojawił się statek WOP-u, który przejął obu zatrzymanych i cały sprzęt.

Uciekinierami okazali się dwaj byli oficerowie floty handlowej Tadeusz Anusiak i Mieczysław Matuszewski. Po przybyciu do Kołobrzegu obydwaj zostali aresztowani i poddani wielokrotnym, szczegółowym przesłuchaniom. Tadeusz Anusiak jeszcze przed wojną zdał maturę, dostał się do szkoły morskiej, ale po ukończeniu pierwszego roku przerwał naukę i rozpoczął pływnie na polskich i zagranicznych statkach handlowych. W czasie wojny wywieziono go do Niemiec, a po powrocie w 1946 roku odbył jednoroczny kurs szyprów pierwszej klasy. Po jego ukończeniu pływał jako oficer w polskiej marynarce handlowej. W 1950 roku zdał egzaminy i otrzymał dyplom porucznika polskiej żeglugi dalekomorskiej i kontynuował pływanie na statkach jako drugi oficer. Ze znajdujących się w aktach sprawy opinii z 1950 roku sporządzonej przez oficera KO tow. Grada dowiadujemy się, że  „drugi oficer Anusiak jest zdecydowanie wrogo ustosunkowany do obecnej rzeczywistości stale starający się ośmieszyć w dość dobrze zamaskowany sposób nasze osiągnięcia i zdobycze. (…) Jeśli chodzi o najjaskrawiej rzucającego się nieroba wśród oficerów jest nim Anusiak, który pomimo przyjętych zobowiązań w celu uczczenia 70. rocznicy urodzin Tow. Stalina pracę przy szalupach nawet do tego nie dołożył ręki.”  W 1952 roku tow. Pieszczyk z M/S „Warta” napisał, że „Anusiak jest niezorganizowany, bezpartyjny. Prócz pracy zawodowej nie interesują go żadne inne prace społeczne. Na proponowane mu wstąpienie do TPPR oświadczył, żeby mu nie zawracać głowy, gdyż on nie będzie należał. Należy przypuszczać, że wynika z to z jego stosunku do ZSRR. Na zajmowanym stanowisku z obowiązków służbowych wywiązuje się zadowalająco. Na wyższe stanowisko nie nadaje się. Nie posiada specjalnych nałogów, moralność bez zastrzeżeń.”

Aparat kulturalno-oświatowy (bo tak nazywano politruków, którymi obsadzano wszystkie statki) doprowadził do wyrzucenia z pływania Anusiaka pod pretekstem demoralizującego wpływu na załogę. Poczynając od 1953 roku pracował on w firmach budowlanych jako pracownik umysłowy.

Znacznie młodszy (o 13 lat) Mieczysław Matuszewski w 1939 roku zdał egzamin do Gimnazjum im. A. Mickiewicza w Warszawie, ale uczył się na tajnych kompletach. W czasie wojny ukończył Szkołę Żeglugi  Śródlądowej w Warszawie. W 1946 roku przebywał na kursie szyprów pierwszej klasy, gdzie poznał i zaprzyjaźnił się z Tadeuszem Anusiakiem. Po skończeniu kursu pływał na statkach Polskiej Marynarki Handlowej jako aspirant, a nawet był zastępcą kapitana. W 1950 roku uznał, że rejsy trwają zbyt długo i takie życie mu nie odpowiada, a w związku z tym kupił kuter i rozpoczął pracę jako rybak w Darłowie. W 1955 roku popadł w konflikt z wopistami, był zmuszony przekazać kuter i powrócił do Warszawy.

Anusiak i Matuszewski poczynając od 1955 roku rozpoczęli intensywne starania o ponowne podjęcie pracy na statkach handlowych, ale zewsząd spotykali się z odmową. Podczas towarzyskiego spotkania zdecydowali, że nie mają innego wyjścia i muszą przedostać się na zachód. Kupili za 1 600 zł gumowy ponton oraz za 4 500 zł silnik marki „Czajka”. Matuszewski wynajął stancję w Darłówku, która znajdowała się bardzo blisko brzegu i przewiózł tam cały sprzęt. Umówili się, że Matuszewski będzie na miejscu obserwował pogodę i gdy pojawią się dobre warunki atmosferyczne, podejmą próbę ucieczki. W dniu 19 wrześnie 1956 roku prognoza pogody była bardzo dobra i nie było nawet fali przybojowej. Anusiak niezwłocznie dojechał z Gdańska i obaj postanowili, że jeszcze tej nocy wyruszą na Bornholm. Ostatnim punktem przygotowań był zakup 20 litrów paliwa do silnika. Gdy zapadł zmrok Matuszewski napompował ponton, założono podłogę i obaj przeciągnęli sprzęt na plażę. Od plaży odbili używając tylko wioseł. Kiedy znaleźli się w sporej odległości od brzegu chcieli uruchomić silnik, ale okazał się on niesprawny. Całą noc wiosłowali, aby oddalić się od brzegu kierując się kursem kompasowym 310 stopni. Gdy zaczęło robić się jasno Matuszewski rozebrał gaźnik, przeczyścił go i wówczas silnik zadziałał. Podróż od tej chwili odbywała się znacznie szybciej, ale przerwało ją przybycie kutrów.

W dniu 6 listopada 1956 roku por. H. Łukniewicz z Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego w Koszalinie skierował do Sądu akt oskarżenia przeciwko Anusiakowi i Matuszewskiemu o przekroczenie bez zezwolenia granicy morskiej PRL z zamiarem ucieczki do Szwecji, tj. o przestępstwo z art. 30 pkt. 1 dekretu z dnia 23 marca 1956 roku o ochronie granic państwowych. Rozprawa przed Sądem Powiatowym w Kołobrzegu odbyła się 15 stycznia 1957 roku. Przewodniczył jej prezes A. Kuleba. Obaj oskarżeni przyznali się do stawianych im zarzutów. W związku z tym ograniczono przewód sądowy. Wyrok był stosunkowo łagodny, gdyż obu skazano na kary po półtora roku więzienia, ale zawieszono ją na dwuletni okres próby. Wniesione rewizje nie przyniosły zmiany, bowiem Sąd Wojewódzki w Koszalinie utrzymał wyrok Sądu Powiatowego w Kołobrzegu.

Czytając akta tej sprawy zastanawiałem się jak należy ocenić postawę kołobrzeskich rybaków z kutrów KOŁ-3 i KOŁ-5. Mogliby udawać, że niczego nie widzą i pozwolić uciekinierom dotrzeć do Bornholmu, gdyż przebyli oni już co najmniej połowę drogi. Rybacy zdecydowali się jednak przerwać połowy i używając dość drastycznych metod zatrzymać uciekinierów, którzy wszak przebywali na wodach międzynarodowych. Z akt sprawy nie można wywnioskować motywów, jakimi kierowali się rybacy, ani też nie znamy ich przekonań politycznych. Uciekinierzy twierdzili, że rybacy zatrzymali ich dla nagród i medali. Dokonując jakichkolwiek ocen musimy mieć na uwadze, że karano również tych obywateli, którzy zachowywali się biernie w takich sytuacjach. W powszechnej świadomości był przypadek okrętu wojennego „Żuraw”, który wypłynął z Kołobrzegu. Na morzu część załogi wszczęła bunt, opanowała statek i doprowadziła go do Szwecji. Piętnastu marynarzy (w tym kapitan), którzy nie brali udziału w buncie, powróciło do kraju i wszyscy zostali aresztowani za niepowstrzymanie buntowników. Wymierzono im różne kary do 15 lat pozbawienia wolności, a wszystkich pozostałych uciekinierów skazano zaocznie na karę śmierci.

Rybacy poddawani byli presji Wojsk Ochrony Pogranicza i było przekonanie, że na każdym kutrze są agenci. Zdarzało się również, że wśród załóg pływających byli oficerowie WOP-u, którzy kontrolowali zachowania rybaków. Szyprowie zdawali więc sobie sprawę, że przepuszczając ponton dowie się o tym WOP i mogą zostać pozbawieni nie tylko możliwości wykonywania pracy, ale że istnieje możliwość aresztowania. W tej sytuacji obawy wzięły górę nad przyzwoitością.

Poniżej przedstawiam dokumentację zdjęciową wykonaną przez technika KW MO Koszalin st. sierż. N. Pieniowskiego. Zwracam uwagę na widok portu w Kołobrzegu sprzed sześćdziesięciu lat w którym cumują kutry KOŁ-3 i KOŁ-5.

 

 

                                       Edward Stępień

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.