Z ławy obrońcy i kibica (23). Podnieśmy się z kolan

Dzisiaj (wtorek) o 1800 w Hotelu Pro-Vita spotykają się ludzie gotowi podnieść Kotwicę z dna.  

 Decyzja o zaprzestaniu finansowania koszykówki i wycofaniu się z rozgrywek rzuciła jej sympatyków na kolana. Po początkowym załamaniu rośnie w siłę grupa osób, którzy wierzą, że można jeszcze uratować Kotwicę. Prezes Trojanowski kilkanaście dni temu powiedział, że aby przetrwać do nowego roku potrzeba około 550-600 tysięcy złotych. Czy jest możliwe bez pomocy prezydenta, starosty i posła zebranie takiej kwoty? Uważam, że jest to realne. Karnet to 400,00 zł na miejscu dla widowni i 1.000,00 zł na parkiecie. Gdyby sprzedać 1000 karnetów po 400,00 zł, to uzyskamy 400 tysięcy złotych, a sprzedaż 100 karnetów „vipowskich” po 1.000,00 złotych to kolejne 100 tysięcy. Razem uzyskamy 500 tysięcy. Jeżeli uwzględnimy do tego 20 „małych” reklamodawców, którzy zapłacą po 500,00 zł przez dziesięć  miesięcy, to osiągniemy pożądane 600 tysięcy złotych.

Kilka dni temu rozpoczęła się akcja zbierania deklaracji zakupu karnetów. Jak co roku zadeklarowałem, że kupię karnet i byłem drugi na liście. Zaledwie po kilku dniach jest już 300 deklaracji, a więc 120.000,00 zł. To co wydawało się mrzonką zaczyna przybierać realny kształt. Wywieszone na ostatnim meczu hasło „Jesteśmy siłą, o której się wam nie śniło” zaczyna się materializować. Mamy trzysta szabel i ciągle ich przybywa. Trzystu dzielnych Spartan zatrzymało perska potęgę, a my podniesiemy Kotwę z dna. Tak będzie!

Obserwując publiczną dyskusję o przystąpieniu do rozgrywek ekstraklasy można odnieść wrażenie, że głosy za i przeciw rozkładają się po równo. Spróbuję przyjrzeć się najbardziej typowym głosom przeciwko istnieniu zawodowej koszykówki w Kołobrzegu.

1)     Jest to finansowa zachcianka małej grupki ludzi.

Nie takiej małej, bo na mecze regularnie przychodzi tysiąc osób, a fanów tego sportu jest kilka razy więcej.

2)     W drużynie koszykówki nie ma żadnych kołobrzeżan.

W ostatnim sezonie w pierwszej piątce grali Djurić, Wichniarz i Harris. Wszyscy trzej na stałe mieszkają w Kołobrzegu i założyli tu rodziny. Nawet upadek Kotwicy nie zmieni tego faktu. W drużynie grali też Złoty i Rduch, a dalszych 2-3 młodych wychowanków uzupełniało skład i dostawali szansę pokazać się swoim kolegom siedzącym na trybunach. Z wyliczenia tego wynika, że większość zawodowej drużyny to kołobrzeżanie. Trenerzy Mrożek i Fiedosewicz to również nasi obywatele. W poprzednich latach było podobnie. Wspomnijmy mieszkających w Kołobrzegu Arabasa, Kikowskiego, Bręka, Tanasejczuka, Gliszczyńskiego i ogromną plejadę innych byłych lub obecnych zawodników. To nie są przelotne ptaki, ale nasi ludzie, którzy tworzyli potęgę koszykówki w mieście.

3)     Lepiej pieniądze przeznaczać na szkolenie młodzieży, niż na zawodowców.

Jest to najczęściej powtarzany argument pomimo, że jest całkowicie oderwany od rzeczywistości. W dobie gier komputerowych dzieci trudno zachęcić do uprawiania sportu. Musi być wzorzec do naśladowania. Jak Szurkowski wygrywał Wyścig Pokoju, to tysiące młodych chciało pójść w jego ślady. W Białogardzie w latach 60-tych była drugoligowa drużyna koszykówki „Iskra”. Dla moich rówieśników koszykarze tacy jak bracia Vogel, Kozłowicz, Bernat byli idolami. Gdy zawodnik tej drużyny Szafer ogłosił nabór do koszykarskiej szkółki zgłosiło się kilkuset chłopców i potrzebna była ostra selekcja. Drużyna kołobrzeskich chłopców ze szkoły podstawowej zajęła ostatnio drugie miejsce w Polsce. Jest to głównie sukces ich trenerów, ale i efekt podpatrywania na żywo najlepszych w Polsce graczy. Zawodowa drużyna stanowi koło napędowe dla młodzieżowego sportu. Chłopcy trenują, żeby osiągnąć szczyt i zagrać w ekstraklasie, tak jak koledzy z podwórka Kikowski, Bręk, Rduch czy Złoty. Są oni namacalnym przykładem, że można osiągnąć sukces w sporcie. Gdy zabraknie zawodowej drużyny to uwiędnie sport młodzieżowy. Piętnastoletnia Magda, wybitnie utalentowana koszykarka, przeniosła się do gimnazjum w Koszalinie, bo w Kołobrzegu koszykówka kobieca została zlikwidowana. W Białogardzie jak zabrakło drużyny seniorów, to skończyła się koszykówka w wydaniu młodzieżowym. W Kołobrzegu w każdej grupie wiekowej są po dwie drużyny zgłoszone do rozgrywek, a Białogard zamienia się w koszykarską pustynię. Takich przykładów jest bez liku.

4)     Jest tyle innych ważnych potrzeb w mieście, jak żłobki, przedszkola, bezrobotni, mieszkania….

Są to poważne argumenty i trudno zaprzeczyć ich słuszności. Nie można jednak zapominać o oczywistej prawdzie, że ludzie oprócz potrzeb bytowych mają też pragnienie godziwej rozrywki i miłego spędzenia czasu. Mecze koszykówki gromadzą widzów w najróżniejszym wieku. Sporo jest dzieci i młodzieży. Chętnie przychodzą całe rodziny bez obawy narażenia latorośli na nieprzyjemne zdarzenia. Widowisko jest na najwyższym w Polsce poziome. Wspólne kibicowanie wytwarza lokalny patriotyzm. Młodzi ludzie są dumni z osiągnięć koszykarzy i swojego miasta. Mają powód, aby je lubić i gdy wyjadą chętnie do niego wracają. Czy to nie powód, aby niewielką część wspólnej kasy wyłożyć na potrzeby koszykówki? Czy ze wspólnych pieniędzy ma prawo korzystać tylko lumpenproletariat, a ludzie, którzy codziennie uczciwie pracują i najbardziej przyczyniają się do zasilania budżetu mają być pozbawieni udziału w jego podziale?

 Jeden z komentatorów zauważył, że gdy pogrzebiemy koszykówkę to z tego powodu nie przybędzie ani jedno miejsce w żłobku czy przedszkolu, a jedynie rozrośnie się gmach urzędu miasta i podwoi ilość urzędników.

 

 

Adwokat Edward Stępień

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.