Z ławy obrońcy i kibica (13).

Ostatni mecz Kotwicy z PBG Basket Poznań nastroił mnie bardzo optymistycznie. Dotychczas pięć meczów wygraliśmy i zanotowaliśmy tyle samo porażek, co daje nam pozycję w środku tabeli. Przegrane mecze były bardzo wyrównane i dopiero w czwartych kwartach następowała katastrofa. Należy zwrócić uwagę, że Kotwica po raz pierwszy w tym sezonie przez cały mecz grała równo i nie było jakiegokolwiek momentu załamania dyspozycji. Był tylko jeden moment pod koniec meczu, gdy Basket zdobył z rzędu sześć punktów. Moim zdaniem wygrana to przede wszystkim bardzo dobrze zorganizowana obrona. Wiadomo było, że najgroźniejszym strzelcem przeciwników jest Damian Kulig. Fakt, że zdobył on tylko cztery punkty i to wszystkie z rzutów wolnych najlepiej świadczy o bardzo twardej, a przede wszystkim skutecznej obronie. Jak zwykle Harris  przerósł samego siebie, bo w pierwszej połowie zebrał 14 piłek, w tym 6 w ataku, co pozwoliło na ponowienie akcji. Obserwując jego grę trudno pojąć, dlaczego jest taki skuteczny pod tablicami. Nie ma przewagi wzrostu, a zazwyczaj jest trochę niższy od swoich przeciwników. Jest szczupłej budowy ciała, a większość graczy podkoszowych jest zdecydowanie od niego cięższa. Nie odznacza się również jakąś wyjątkową skocznością. Myślę, że tajemnica tkwi we wrodzonej umiejętności odpowiedniego ustawiania się pod koszem, blokowania rywali i przewidywania, co może stać się za chwilę. Takie naturalne możliwości przewidywania lotu piłki ma też Michał Kwiatkowski. Jego cztery przechwyty były wyjątkowej urody i nie wynikały z błędów rywali, ale ze zdolności przewidzenia zagrania. Sukces Kwiatkowskiego polegał na tym, że startował do piłki, kiedy jeszcze była ona w rękach przeciwnika przed podaniem i tylko dzięki temu mógł przeciąć jej lot i ruszyć do szybkiego ataku. Takiej umiejętności nie można wyćwiczyć, gdyż tego rodzaju talent po prostu się ma. Po raz kolejny okazało się, że talent rzutowy mają Brandwein i Holmes. Ten pierwszy na trzy próby za dwa punkty trafił dwukrotnie, a cztery rzuty za trzy punkty i dwa rzuty wolne wpadały ze skutecznością 100%. Holmes świetnie rzucał za dwa ze skutecznością 62% i trafił oba wolne, a trochę gorzej wykonywał rzuty zza łuku. Zauważyłem, że przez ponad 20 minut gry nasz snajper ani razu się nie przewrócił, co w poprzednich meczach zdarzało mu się nagminnie. Być może poprzednio miał nieodpowiednie obuwie. Tym razem Sapp miał niewielki dorobek zdobytych punktów, ale 9 asyst w meczu to o 3 więcej niż cała poznańska drużyna. W zasadzie o każdym z występujących graczy, a tym razem było ich 12, można napisać coś pozytywnego, gdyż istotnie stanowili drużynę znakomicie się wspierającą. Zwróciłem uwagę na zachowanie dwóch Łukaszów – Diduszki i Wichniarza. Po każdym odgwizdanym faulu podnosili rękę do góry przyznając się do przewinienia. Za czasów mojej młodości było to zachowanie powszechne i trudno było sobie wyobrazić, aby koszykarz nie przyznał sie do faulu bądź też, że ostatni dotknął piłki przed jej wyjściem w aut. Obecnie coraz częściej na parkietach obserwuję upadek dobrego koszykarskiego obyczaju. Zawodnicy po decyzjach arbitrów „odstawiają teatrzyk”, robią dziwne miny, czy też wykonują gesty mające świadczyć o ich dezaprobacie. Niewątpliwie wpływa to na obniżenie poziomu widowiska sportowego i może rodzić niewskazane emocje na trybunach. Tylko kibice mają prawo emocjonalnie traktować decyzję sędziów, bo jest to wpisane w poetykę imprezy. Zawodnicy są profesjonalistami i w żadnym przypadku nie wolno im  podgrzewać atmosfery swoim niestosownym zachowaniem. Na ostatnim meczu przez cztery minuty zagrał Wojciech Złoty. Był to występ przyzwoity pomimo, że nie zdobył żadnego punktu. Zauważyłem jednak, że na jakąś uwagę trenera Mrożka zareagował w ten sposób, że stojąc na parkiecie wykonał w jego kierunku lekceważący gest ręką. Takie zachowania często obserwuje się na boiskach piłkarskich, ale w koszykówce jest to rzadkość. Incydent ten poruszył mnie szczególnie, bowiem zachował się tak młody zawodnik, wprawdzie bardzo utalentowany, ale dopiero wchodzący do dorosłej koszykówki. Trenerowi należy się bezwzględny szacunek i posłuch. Jeżeli tego nie ma, to drużynę mogą czekać przykre niespodzianki. Uważam, że „gwiazdorstwo” zaprezentowane przez pana Złotego powinno spotkać się ze decydowaną reakcją władz klubu, co będzie niewątpliwie z pożytkiem dla samego zainteresowanego. Pomimo tych uwag uważam, że mamy bardzo zdolną młodzież, która powinna dostawać jak najczęściej szansę gry i to nie tylko wtedy, gdy prowadzimy trzydziestoma punktami. Pamiętam, jak znakomicie ponad dwa lata temu grał Szymon Rduch z Czarnymi Słupsk, gdy trzej gwiazdorzy wyjechali niespodziewanie z Kołobrzegu.
Dzisiaj mamy kolejny mecz ze Śląskiem Wrocław. Tak się złożyło, że Kotwica rozegrała z naszym dzisiejszym przeciwnikiem ostatni mecz przed upadkiem dawanego Śląska. Wygraliśmy wtedy pomimo, że w drużynie naszych dzisiejszych przeciwników grały takie tuzy jak na przykład Tomczyk. Mecz ze Śląskiem ma dodatkowy smaczek, bowiem po raz kolejny na parkiecie w przeciwnych drużynach spotkają się bracia Diduszkowie. Dotychczas w pojedynku braci na parkiecie zawsze lepszy był ten, który aktualnie grał w drużynie kołobrzeskiej. Niech i tym razem tak będzie.

Adwokat Edward Stępień

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.