Tytułem świadomie nawiązuję do książki Wiktora Gomulickiego, opisującej życie młodzieży pod zaborem rosyjskim. Moje wspomnienia obejmują lata 1969-1974, czyli okres tzw. realnego socjalizmu. Byłem wówczas uczniem Technikum Rybołówstwa Morskiego w Kołobrzegu, nazywanego popularnie TRM-em. Okres zaborów i realnego socjalizmu mają wiele cech wspólnych. Młodzież poddana była w obu okresach ideologicznemu praniu mózgu. Bardzo ograniczona była możliwość swobodnej wypowiedzi. Młodzi ludzie na przełomie XIX i XX w. oraz w latach 60. i 70. XX wieku musieli bardzo uważać na to, co mówią, żeby nie być relegowani. Szkoła opisywana przez Gomulickiego i mój TRM były szkołami wyłącznie męskimi, co rodzi szereg podobieństw w kontaktach z koleżankami. Szkoły dla chłopców powodują specyficzny sposób rywalizacji i współdziałania, a w szczególności niepowtarzalny humor i nietuzinkowe wygłupy. Jestem przekonany, że czytelnicy „Wspomnień niebieskiego mundurka”, jak i tych kreślonych moją nieporadną ręką, podzielą przekonanie, że atmosfera w obu tych szkołach była podobna.
TRM w moich czasach był szkołą wyjątkową z wielu powodów. Pod koniec lat 60-tych ubiegłego wieku działalność kończyły Państwowe Szkoły Morskie (PSM) w Gdyni i Szczecinie, które wypuszczały absolwentów po trzyletniej nauce z tytułem technika nawigatora lub technika mechanika siłowni okrętowych. W miejsce tych uczelni tworzono Wyższe Szkoły Morskie, których absolwenci mieli już tytuły magistrów i inżynierów. Uznano więc, że należy stworzyć średnie szkolnictwo morskie – technika z pięcioletnim okresem nauczania, a absolwenci będą uzyskiwać tytuł technika, tak samo jak w PSM-ce. TRM był więc swoistym eksperymentem w zakresie kształcenia kadr morskich i pierwszą szkołą średnią o takim profilu, gdyż wcześniej istniały tylko zawodówki rybackie w Świnoujściu i w Darłowie. Gazety ogólnopolskie kilka razy napisały o tworzonej szkole w Kołobrzegu. Chłopcy z całego kraju w porywie miłości do morza jechali do nadmorskiego kurortu, aby zdawać egzaminy do szkoły szyprów, jak niekiedy byliśmy nazywani. Szczyt tego naporu przypadł na trzeci rok funkcjonowania szkoły, tj. wtedy, gdy i ja do niej zdawałem. Na jedno miejsce było około dziesięciu kandydatów. Kiedy zobaczyłem te tłumy, raczej marnie oceniłem swoje szanse. Do dzisiaj nie wiem, jak udało mi się przebrnąć egzaminy. Szkoła w zmienionej trochę postaci istnieje do dzisiaj, ale nie jest już tak popularna, jak kiedyś. Co więc moich rówieśników gnało do TRM-u? Odpowiedź jest dość oczywista. W 1969 roku, gdy zdawałem egzamin wstępny, nauka w TRM-ie jawiła się jako jedyna okazja wyrwania się w sposób legalny w szeroki świat. Za Gomułki nawet NRD i Czechosłowacja były niedostępne, gdyż dopiero w kilka lat później Gierek Edward spowodował, że można było jeździć do demoludów[1] na dowód osobisty. Dzisiejsza młodzież nie wyobraża sobie, jak bardzo Polska za Gomułki była krajem odciętym i izolowanym od Zachodu. Amerykańskie filmy do nas nie docierały, za wyjątkiem nielicznych, starannie wyselekcjonowanych, które z założenia miały być słuszne ideologicznie i pokazywać prześladowania Murzynów lub robotników amerykańskich i za żadne skarby nie mogły przedstawiać realiów życia codziennego. Podobnie było z telewizją. Z dzieciństwa zapamiętałem tylko serial „Złamana strzała” o prześladowaniu Indian. W latach 60-tych nie widziałem żadnej płyty zespołu angielskiego czy amerykańskiego, a dziurę próbowali zapełniać prywaciarze wydający tzw. pocztówki dźwiękowe[2], królujące na młodzieżowych prywatkach. Rodzima prasa przedstawiała życie Zachodu jako ciąg nieustannych strajków, kataklizmów, zmian rządów i manifestacji klasy robotniczej przeciwko zgniłemu kapitalizmowi.
Propaganda sobie, a ludzie i tak lepiej wiedzieli, jak naprawdę wygląda ten „zgniły Zachód”. Żadne kłamstwa komunistów nie potrafiły zabić w ludziach tęsknoty za lepszym życiem, które toczyło się na drugim brzegu Łaby.
Chłopcy jadący na egzamin do Kołobrzegu byli tą najaktywniejszą częścią młodego pokolenia, marzącego o lepszym świecie, podróżach i przygodzie prawdziwie męskiej.
[1] Popularnie używany skrót oznaczający Kraje Demokracji Ludowej. Tak w oficjalnej propagandzie nazywano kraje Europy Wschodniej i Środkowej pozostające pod dominacją Związku Sowieckiego.
[2] Pocztówki dźwiękowe – popularne w latach 60-tych i 70-tych, dość prymitywne i złej jakości technicznej, zawierające najczęściej pirackie nagrania muzyki krajów zachodnich, bądź polskich twórców, którzy nie mogli wydać tzw. płyt długogrających czy też singli na płytach winylowych.
Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany aby komentować.