5. Sprawa Tomasza Weryńskiego

 

 

         W lutym i marcu 2010 roku wielu Kołobrzeżan kibicowało przygotowaniom Krzysztofa Buczyńskiego z Sochaczewa, który postanowił dopłynąć kajakiem na wyspę Bornholm[1].

            Dwadzieścia osiem lat temu podobną próbę pokonania kajakiem Bałtyku podjął mieszkaniec Mielca – dwudziestoletni wówczas Tomasz Weryński[2]. Nie udzielał on wywiadów, a wprost przeciwnie – o zamierzonej wyprawie nie powiedział nawet swoim rodzicom i rodzeństwu. Wszystkie przygotowania do wyprawy czynił w największej tajemnicy. W styczniu 1982 roku udało mu się w Warszawie kupić składany kajak typu „Neptun 08” za 11.800 zł. Nabył też zwykły, mały kompas i umieścił go w kajaku na skonstruowanej przez siebie aluminiowej poprzeczce[3].

Tomasz Weryński musiał poczekać jeszcze kilka miesięcy, gdyż po zdaniu matury w 1981 roku pracował w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL” w Mielcu jako frezer, a pierwszy urlop mógł otrzymać dopiero po pełnym roku pracy. Na początku sierpnia 1982 roku Tomasz Weryński przyjechał pociągiem do Kołobrzegu, kajak zostawił w przechowalni bagażu,
a sam poszedł nad morze szukać dogodnego miejsca do wypłynięcia. Była to jego pierwsza wizyta w naszym mieście. Chodząc po plaży zauważył, że najmniej ludzi jest w okolicach amfiteatru. Zabrał więc bagaże z przechowalni i umieścił kajak w zaroślach na wydmach. Odczekał, aż się ściemniło
i złożył kajak. Około godziny pierwszej w nocy, kiedy z plaży zniknęli ostatni spacerowicze, przeciągnął kajak do wody i zaczął płynąć ku wolności. Oprócz kompasu do pomocy w nawigacji miał mapę fizyczną Polski, na której ołówkiem wykreślił kierunek na wyspę Bornholm. Pomimo wątłej budowy ciała wiosłował szybko, a kołobrzeska plaża coraz bardziej oddalała się[4].

W tym czasie nad bezpieczeństwem morskich granic Polski czuwała sieć radarów oraz rozbudowane posterunki Wojsk Ochrony Pogranicza. Radar w Kołobrzegu obsługiwał st. szer. Mirosław Kilanowski, który około godziny pierwszej w nocy wykrył cel na wodzie w okolicy kołobrzeskiego amfiteatru[5]. Natychmiast do akcji ruszył kuter patrolowy WOP, który silnym światłem reflektora wyszukał na wodzie kajakarza w odległości około półtora kilometra od brzegu. Uzbrojeni wopiści nakazali Weryńskiemu, aby powrócił na plażę, gdzie już czekał na niego inny patrol. Stwierdzono wówczas, że w kajaku znajduje się żywność, woda oraz odzież, jak również znaleziono mapę z wykreślonym kursem na Bornholm. Te niezbite dowody skłoniły Tomasza Weryńskiego do przyznania się, że istotnie jest „groźnym przestępcą”, który zamierzał opuścić socjalistyczną ojczyznę.

Następnego dnia podprokurator Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Koszalinie por. Andrzej Łojkowski przedstawił Tomaszowi Weryńskiemu zarzut, że:

8 sierpnia 1982 roku około godziny pierwszej w nocy na wysokości miejscowości Kołobrzeg usiłował bez wymaganego zezwolenia przekroczyć granicę morską PRL w ten sposób, że wypłynął kajakiem na morze w zamiarze dostania się na duńską wyspę Bornholm, lecz zamierzonego celu nie osiągnął, bowiem został zatrzymany w odległości około półtora kilometra od brzegu przez Patrol ze Strażnicy Wojsk Ochrony Pogranicza w Kołobrzegu, tj. o czyn z art. 11 §1 k.k. w zw. z art. 288 §1 k.k.”

Prokurator postawił jeszcze zarzut z art. 304 §3 k.k., gdyż Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL” w Mielcu objęta została militaryzacją,
a tym samym wszelkie oddalenie się od zakładu pracy traktowane było na równi z dezercją z wojska, a skoro pracownik wybierał się za morze, to zastosowano kwalifikowaną formę dezercji. W tym czasie sprawy o dezercję rozpoznawano w trybie doraźnym, co oznaczało, że najniższą możliwą karą był wyrok trzech lat pozbawienia wolności. Szczęśliwym trafem Tomasz Weryński nie podpisał dokumentu, że został powiadomiony o militaryzacji macierzystego zakładu i dlatego prokurator umorzył w tej części sprawę[6]. Pan Tomasz Weryński zapytany przez prokuratora wojskowego, jakimi kierował się pobudkami stwierdził, że zdawał sobie sprawę, iż nie ma jakichkolwiek szans, aby w okresie stanu wojennego wyjechać za granicę. Praca, którą wykonuje, jest ponad jego wątłe zdrowie i nie spełnia jego aspiracji,
a w dwóch malutkich pokoikach mieszkają rodzice oraz brat i siostra. Stwierdził również, że nigdy nie był za granicą, ale słyszał, że można tam normalnie żyć i pracować. Po przesłuchaniu podejrzanego prokurator wydał postawienie o jego tymczasowym aresztowaniu[7].

W czasie śledztwa prokurator wojskowy uznał, że czyn Tomasza Weryńskiego był co najmniej szalony, a w związku z tym postanowił poddać go badaniom psychiatrycznym. Dwóch biegłych lekarzy uznało, że z uwagi na okoliczności sprawy podjęta próba przepłynięcia Bałtyku kajakiem była postępowaniem dziecinnym, bez szans realizacji tego zamiaru, typowym dla osobowości niedojrzałej i infantylnej[8]. Opinia ta zadziałała na korzyść oskarżonego, bowiem Wojskowy Sąd Garnizonowy w Koszalinie wyrokiem z 7 października 1982 r., sygn. akt Sg.W 84/82 uznał cywila Tomasza Weryńskiego za winnego zarzucanego mu przestępstwa i skazał go na jeden rok pozbawienia wolności, ale warunkowo zawiesił karę na cztery lata, a także zasądził 20.000 zł grzywny. Okres tymczasowego aresztowania od 8 sierpnia do 7 października zaliczył na poczet grzywny przyjmując jeden dzień aresztu za równoważnik 500 zł grzywny. Sąd wojskowy orzekł również przepadek kajaku typu „Neptun 08”, jednej pary wioseł, dryfkotwowej linki, żagla, kompasu i mapy fizycznej Polski. W związku z tym wyrokiem sąd uchylił areszt[9].

Wiele osób ubolewa, że już około dwóch milionów młodych ludzi wyjechało za granicę w poszukiwaniu pracy, ale na szczęście żaden nie musi już płynąć tam kajakiem w nocy. Tę ostatnią uwagę szczególnie polecam wszystkim tym, którzy uważają, że za komuny było lepiej.



[1] Jolanta Wiatr, „Gazeta Kołobrzeska” z dnia 12 marca 2010 r. „Kajakiem na Bornholm”.

[2] Tomasz Weryński, ur. 25 września 1962 roku w Mielcu, obywatelstwa i narodowości polskiej, kawaler, bezdzietny, zamieszkały w Mielcu, o wykształceniu średnim technicznym, z zawodu frezer zatrudniony w WSK PZL w Mielcu, członek NSZZ „Solidarność”, niekarany.

[3] IPN Sz  366/28, k. 3-4.

[4] Tamże, k. 14-17.

[5] Tamże, k. 27 i k. 81. Protokół przesłuchania Mirosława Kilanowskiego w postępowaniu przygotowawczym oraz w postępowaniu przed sądem.

[6] Tamże, k. 57. Postanowienie o częściowym umorzeniu śledztwa, obejmującym zarzut
z art. 304 §3 k.k. wobec stwierdzenia, iż czyn ten nie stanowi przestępstwa art. 11 pkt 1 k.p.k. Śledztwo prowadzono pod sygn. akt PgŚl.II-87/82

[7] Tamże, k. 18. Postanowienie z dnia 9 sierpnia 1982 roku wydane przez podprokuratora Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Koszalinie por. Andrzeja Łojkowskiego. Uzasadnienie tego postanowienia składa się  z dwóch zdań, gdyż w pierwszym powtórzono zarzut, a w drugim zdaniu powołano się na art. 8 dekretu z 12.12.1981 roku o postępowaniach szczególnych (…) nakazujący obligatoryjne stosowanie tego środka w sprawach prowadzonych w trybie doraźnym. Było to standardowe uzasadnienie, które nic nie uzasadniało.

[8] Tamże, k. 80-84. Opinię wydali biegli lekarze psychiatrzy Henryk Semmler i Barbara Bretner, którzy zostali przesłuchani przez sąd.

[9] Tamże, k. 89-91. Wojskowy Sąd Garnizonowy w Koszalinie orzekał w skaldzie: przewodniczący sędzia ppor. Remigiusz Chmielewski oraz ławnicy kpr. Mirosław Cuber i kpr. Jan Cichy, oskarżał prokurator por. Zenon Sardyński, obrońca Marek Cichy.

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.