13. Sprawa Andrzeja Karkoszki

 

Andrzej Karkoszka[1], uczeń III klasy Szkoły Zawodowej w Słupsku w dniu 14 stycznia 1982 roku przyjechał do Kołobrzegu. Miał przy sobie reklamową, plastikową torbę z napisem „Społem” (jak widać śledztwo w tej sprawie było prowadzone dokładnie, z wielką dbałością o wszelkie szczegóły) wypełnioną ulotkami o treści:

„Żądamy uwolnienia więźniów politycznych B. Borusewicza, B. Lisa, H. Grządzielskiego, oraz wszystkich więźniów sumienia skazanych przez reżim Jaruzelskiego – Gryf Pomorski”.

Ulotki były wykonane na białym papierze formatu A-5 farbą koloru niebieskiego. Początkowo Andrzej Karkoszka miał 1500 sztuk tych ulotek,
a w chwili zatrzymania jedynie 203 ulotki, a tym samym zdążył on dokonać kolportażu około 1200 ulotek. Zastępca szefa Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych kpt. mgr S. Niemczyk, poinformował swoich przełożonych, że w wyniku podjętych czynności operacyjnych zatrzymano sprawcę kolportażu ulotek, 17 – letniego Andrzeja Karkoszkę[2]. Lektura akt każe powątpiewać, aby podjęte przez kołobrzeską milicję i SB czynności operacyjne doprowadziły do ujęcia sprawcy. Z zeznań „wzorowego” obywatela Tadeusza Lewandowskiego wynika, iż to wyłącznie jemu należy przypisać zasługę
w ujęciu groźnego Andrzeja Karkoszki i stało się to w sposób dość przypadkowy i niespodziewany. Pan Tadeusz będąc na klatce schodowej w wieżowcu przy ulicy Łopuskiego zauważył młodego mężczyznę z torbą plastikową
i ulotki o wrogiej treści. Pan Tadeusz skojarzył sobie te dwa fakty i kiedy znowu zobaczył owego młodego mężczyznę, bez chwili namysłu wykazał obywatelskie zaangażowanie i odwagę. Chwycił Andrzej Karkoszkę za kurtkę i zapytał, co za papiery rozwiesza w tej klatce. Sprawca nic na to nie odpowiedział. Pan Tadeusz zeznał, że:

Trzymając go prawą ręką za kurtkę, lewą wyrwałem mu reklamówkę, do której zaglądnąłem i stwierdziłem, iż znajdują się w niej takie same ulotki, które ujawniłem w windzie. On zaczął się szarpać i usiłował mi się wyrwać. Ponieważ mu się to nie udało, powiedział mi, że odda mi te ulotki i abym go puścił wolno (…) Całemu temu zajściu przyglądała się sąsiadka. Poprosiłem ją, aby zadzwoniła na milicję i powiadomiła o zatrzymaniu przez mnie mężczyzny z ulotkami. Udała się ona do drugiej sąsiadki mieszkającej na parterze, skąd zadzwoniła. Po chwili przyjechali funkcjonariusze MO, którym przekazałem zatrzymanego wraz z ulotkami i opowiedziałem, jak do tego doszło[3].

W czasie dalszego dochodzenia w tej sprawie nie ujawniono żadnych okoliczności, które mogłyby podważyć prawdziwość tej relacji, a więc należy przyjąć, że ujęcie Karkoszki było efektem współdziałania dwojga obywateli, którzy przeciwstawili się sprawcy siania niepokoju i rozruchów. Z notatki służbowej sierżanta Józefa Patery dowiadujemy się, że trzej inni mieszkańcy Kołobrzegu wykazali równie obywatelskie zaangażowanie, bowiem przynieśli na milicję ulotki znalezione na klatkach schodowych przy ulicy Wojska Polskiego i Wąskiej[4].

Przesłuchany jako podejrzany Andrzej Karkoszka przyznał się do rozrzucania ulotek, jednak zdecydowanie odmówił ujawnienia, od kogo je otrzymał i gdzie były wytworzone. Nie chciał również powiedzieć, w jaki sposób dokonał kolportażu. Młodzieniec stwierdził, że został zatrzymany przez współpracownika SB i odmówił odpowiedzi na pytanie, dlaczego ma zabrudzone ręce tuszem koloru zielonego[5].

Postępowanie w tej sprawie toczyło się w trybie przyspieszonym i już w dniu 16 stycznia 1986 roku sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Kołobrzegu z aktem oskarżenia. Sprawę rozpoznała asesor Elżbieta Iwaszko przy udziale prokuratora Bogdana Lewandowskiego. Sąd uznał, iż Andrzej Karkoszka jest winny tego, że 14 stycznia 1986 roku w Kołobrzegu rozkolportował około 1200 sztuk ulotek, nawołujących do uwolnienia więźniów politycznych w celu wywołania niepokoju publicznego, tj. o czyn przewidziany w art. 282a §1 k.k., i za to skazał go na karę 1 roku ograniczenia wolności
z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, dozorowanej pracy na cele publiczne w rozmiarze 30 godzin w stosunku miesięcznym[6].

W uzasadnieniu wyroku pani asesor Iwaszko podkreśliła, że obywatele, którzy oddawali ulotki, byli poruszeni tym faktem i wykazywali swoje oburzenie, że coś takiego mogło jeszcze mieć miejsce. Sąd podkreślił, że Andrzej Karkoszka jest najlepszym uczniem w swojej klasie, nie sprawia problemów wychowawczych, a w miejscu zamieszkania ma dobrą opinię. Na jego niekorzyść przemawia, że utrzymuje bliskie kontakty z działaczami słupskiego podziemia i jest przez nich wykorzystywany do kolportażu ulotek. Znajduje się on pod wpływem działaczy podziemia i dlatego wygłasza jako własne głoszone przez nich idee, hasła i poglądy polityczne.

Podkreślono również, iż na terenie Kołobrzegu w roku bieżącym
i ubiegłym miały miejsce kilkakrotne zdarzenia polegające na kolportowaniu ulotek, ale sprawcy nie ujęto. Zdaniem sądu rozrzucenie ulotek wywołało niepokój publiczny, polegający na zagrożeniu poczucia bezpieczeństwa ludzi, a z zeznań funkcjonariuszy wynika, iż społeczeństwo zostało poruszone faktem rozkolportowania ulotek i odnosi się do tego zdecydowanie negatywnie[7]. Napisałem list do Andrzeja Karkoszki, aby poznać więcej szczegółów o jego akcji ulotkowej w Kołobrzegu. Niestety, uzyskałem od jego sąsiadów informację, że Andrzej Karkoszka nie żyje od wielu lat.



[1] Andrzej Karkoszka, ur. 5 sierpnia 1968 roku w Dębnicy Kaszubskiej, obywatelstwa
i narodowości polskiej, zamieszkały Dębnica Kaszubska, kawaler, bezdzietny, uczeń II klasy Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Słupsku, niekarany.

[2] IPN Sz 00106/329. Akta kontrolne dochodzenia nr RSD 2/86, k. 4. Telefonogram kierowany do naczelnika Wydziału Śledczego SB ppłk mgr Kazimierza Frydrychowicza.

[3] Tamże, k. 12-13.

[4] Tamże, k. 14. Notatka służbowa z dnia 14 stycznia 1986 roku informująca, że Eugeniusz Czeladko, Władysław Kiełkowki i Marek Sząbrański znaleźli ulotki i przekazali je Milicji.

[5] Tamże, k. 7-8. Protokół przesłuchania podejrzanego Andrzeja Karkoszki. W aktach (k. 9) znajduje się protokół z oględzin rąk podejrzanego, w którym napisano, że zarówno prawa, jak i lewa dłoń od opuszków palców do nadgarstka w części wewnętrznej, jak i zewnętrznej są silnie zabrudzone farbą – tuszem koloru niebiesko-zielonego. Zabrudzenie to nie jest równomierne, a najsilniej występuje na wewnętrznych stronach obu dłoni na opuszkach palców.

[6] Tamże, k. 17-19. Sprawę Sąd Rejonowy w Kołobrzegu rozpoznał pod sygn. akt II K/p 37/86. Dotychczasowe próby odnalezienia akt głównych okazały się nieskuteczne, najprawdopodobniej zostały zniszczone. Obrońcą był pan mecenas S. Marek Eider.

[7] W artykule Edwarda Stępnia opublikowanego w „Gazecie Kołobrzeskiej” nr 4 (716) z 23 stycznia 2009 roku znalazł się komentarz autora do uzasadnienia sądu: „Zjawiskiem powszechnie znanym jest, że w miarę upływu czasu przyrasta kombatantów i obecnie więcej jest kombatantów II wojny światowej niż tuż po jej zakończeniu. Słuchając różnych dyskusji można odnieść wrażenie, że wszyscy byli przeciwko władzy komunistycznej i każdy, w ten czy w inny sposób pracował, aby doprowadzić do upadku tejże władzy. Nawet gdy w 1990 roku dawni działacze PZPR tworzyli nową partię, to twierdzili, że zawsze wyznawali poglądy socjaldemokratyczne, a z komunizmem nigdy nie mieli nic  do czynienia. Tymczasem, gdybyśmy o latach 80-tych sądzili tylko i wyłącznie na podstawie zaprezentowanej sprawy karnej, to winniśmy dojść do wniosku, że społeczeństwo bez zastrzeżeń popierało komunistyczne władze, a pan Andrzej Karkoszka to wyjątkowy „oszołom”, który z powodu młodego wieku dał się zwieść ludziom chorym z nienawiści. Można więc sobie zadać pytania. Jak to naprawdę było? Czy rzeczywiście w latach 80-tych ponad 90% ludzi popierało Jaruzelskiego i jego ekipę, część była niezdecydowana, a istniała jedynie nieliczna grupa przeciwników nie mających żadnego znaczenia i poparcia społecznego? Czy też odwrotnie, grupa Jaruzelskiego była wyizolowana ze społeczeństwa i mogła się utrzymać tylko przy pomocy bagnetów Armii Czerwonej? Obecne badania socjologiczne, a w szczególności te dotyczące oceny stanu wojennego wskazują, iż poglądy, co do oceny przeszłości rozkładają się mniej więcej po połowie. Moim zdaniem jest to wynik braku rzetelnej wiedzy o najnowszej historii. Bardziej aniżeli fakty przemawiają do wyobraźni różnego rodzaju mity. Jednym z nich jest rozpowszechniany pogląd, jakoby Wojciech Jaruzelski przyjął w sposób dobrowolny i świadomy rolę Wallenroda i z nienawiści do ustroju oraz z poczucia patriotyzmu został I sekretarzem partii komunistycznej, aby rozwalić system od środka.”

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.