Z KOŁOBRZEGU NAJBLIŻEJ DO WOLNEGO ŚWIATA – KAJAKIEM, ŁODZIĄ, KUTREM, STATKIEM.

 

Z KOŁOBRZEGU NAJBLIŻEJ DO WOLNEGO ŚWIATA – KAJAKIEM, ŁODZIĄ, KUTREM, STATKIEM.

 

Mapa polityczna Europy przed 1989 rokiem wskazuje, że PRL od wolnego świata z każdej strony oddzielały co najmniej dwie granice. Pokonanie granicy z NRD lub Czechosłowacją nie stanowiło nawet połowy sukcesu, bo należało przebyć nieprzyjazny kraj i pokonać drugą przeszkodę znacznie lepiej strzeżoną. Do krajów zachodnich z PRL najbliżej było do duńskiej wyspy Bornholm, a najkorzystniej położony był Kołobrzeg, bo zaledwie w odległości około czterdziestu mil morskich. Jeśli uwzględni się okoliczność, że wody wewnętrzne w latach 80-tych to 12 Mm, to wówczas wystarczyło przebyć 28 Mm, tj. niewiele ponad 45 kilometrów, aby znaleźć się na upragnionym Zachodzie. Odległości te dostrzegali zdeterminowani ludzie z całej Polski i z tego powodu Kołobrzeg jawi się jako centrum ucieczkowe. Z uwarunkowań geograficznych zdawali sobie sprawę również komuniści, i dla tych szczególne środki podjęto wobec morskiej granicy. W Kołobrzegu i w jego rejonie poczynając od 1950 roku rozpoczęto prace fortyfikacyjne polegające głównie na budowie wzdłuż plaży ciągu schronów i stanowisk bojowych, wież obserwacyjnych, stanowisk do działek przeciwlotniczych i dział kaliber 130 mm. Prace te wykonano w obawie ewentualnego desantu uznając, że może to nastąpić w okolicach Kołobrzegu[1]. Wobec codziennego bronowania plaży i licznych patroli możliwość ucieczki była praktycznie niemożliwa.

Krótki rys historii ucieczek z Kołobrzegu czy też poprzez Kołobrzeg należy rozpocząć od 1945 roku. Na początku marca 1945 roku port w Kołobrzegu był miejscem, do którego ciągnęli niemieccy uciekinierzy z całego regionu objętego walkami. Wyjazd na zachód drogą lądową w stronę Trzebiatowa został ostatecznie odcięty 4 marca. W kołobrzeskim porcie dochodziło do ostrej walki o prawo przedostania się na nieliczne już statki. Złą sytuację powiększała grupa 472 osób uratowanych z zatopionego przez Rosjan statku Wilhelm Gustloff. Łącznie z Kołobrzegu ewakuowano drogą morską 128 000 osób cywilnych i wojska[2].

Pomimo masowego exodusu pod koniec wojny w Kołobrzegu i okolicy pozostało bardzo wielu Niemców. W czerwcu 1945 roku w województwie zachodniopomorskim było 840 000 Niemców i znacznie przeważali nad powoli napływającą ludnością polską. Tak na przykład we wrześniu 1945 roku w Kołobrzegu było 3 213 Niemców i 513 Polaków, w Karlinie (pisane wówczas Korlino) odpowiednio 1 570 i 120, w Ustroniu Morskim 3 300 i 500, a we wsi Stary Borek 256 Niemców i zaledwie 26 Polaków[3]. Polityka wobec Niemców była chwiejna, gdyż okresy, w których zezwalano im na wyjazd, a nawet zmuszano do tego, przeplatały się z latami, gdy granica na Zachód była zamknięta. Pierwszy największy masowy wyjazd Niemców rozpoczął się w październiku 1945 roku i trwał do końca 1947 roku. Wyjechało wówczas około 525 000 osób[4]. W drugim okresie w 1951 roku emigrowało około 30 000 Niemców, a ostatni trwał w latach 1956-1959 i wówczas z terenu województwa zachodniopomorskiego wyjechało około 25 000 osób narodowości niemieckiej[5].

Wyjazdy Niemców odbywały się drogą lądową, transportem kolejowym oraz poprzez port drogą morską. W meldunku z dnia 17.11.1946 roku sporządzonym przez szefa PUBP w Kołobrzegu-Korlinie J. Wiśniewskiego przytoczono trudności jakie w pracy napotykają ze strony morskiej komendantury rosyjskiej w porcie Kołobrzeg. W dniu 14 listopada 1946 roku na holownik rosyjski „Cacne IO 130” (Saspe Ju 130) załadowało się kilka rodzin niemieckich z Kołobrzegu. Funkcjonariusz PUBP zwrócił się do rosyjskiego komendanta o wysadzenie Niemców na brzeg, a ten odpowiedział, że nie ma rozporządzenia zabraniającego Niemcom wyjazdu statkiem z Polski i holownik wypłynął do Niemiec. Jak ustalono agenturalnie Niemcy płacą po 2 000 zł od osoby za podróż z Kołobrzegu do Niemiec. Ponadto ustalono, że takich wyjazdów jest bardzo wiele i są one nielegalne[6]. W dniu 4.12.1946 r. przeprowadzono akcję przymusowego wysiedlania i z miasta Kołobrzeg wywieziono 285 osób, z Korlina 250, a z gminy Dygowo 87 osób. W powiecie Kołobrzeg pozostało przypuszczalnie
7 000 Niemców[7].

W przerwach między tymi okresami granice były zamknięte i każdą próbę wyjazdu traktowano jak ucieczkę. Należy dodać, że Kołobrzeg był początkowo administrowany bezpośrednio przez Związek Sowiecki, a następnie uznając, że jest to strefa nadgraniczna wprowadzono obostrzenia administracyjne i wydawano specjalne zezwolenia na pobyt w niej. W przypadku jakiegokolwiek podejrzenia co do zamiaru ucieczki bądź nielojalności wobec komunistów osoby takie wydalano z Kołobrzegu. Pierwszym dokumentem, jaki odnalazłem dotyczącym ucieczek jest wykaz osób aresztowanych przez PUBP Kołobrzeg. Wskazano w nim, że za przekroczenie granicy aresztowano w dniu 24.03.1947 roku Anielinę Fromiel, a w dniu 19.08.1947 roku Wacława Tomczyka[8].

Z raportu dekadowego z 29.04.1949 roku i doniesienia informatora „Ikar” wynika, że na terenie szkoły jedenastoletniej w Kołobrzegu uczeń X klasy Tadeusz Wajcowski i klasy IX Jerzy Rymaszewski byli organizatorami ucieczki za granicę Polski. Agitowali wśród kolegów do wspólnego wyjazdu, o czym dowiedział się nauczyciel Jan Drewnowski. Uczniowie przyznali się do planowanej ucieczki, gdyż nie podobał im się ustrój oraz słyszeli o podobnych zdarzeniach. Wcześniej w czasie lekcji Wajcowski zadał pytanie profesorowi Trybulskiemu, czy Dania lub Szwecja wyda zbiegłego Polaka. Kiedy profesor zapytał, w jakim celu chce to wiedzieć, to wówczas uczeń wyjaśnił, że może mu się to przydać w przyszłości[9].

W sprawozdaniu za grudzień 1950 roku (Referat VIII) wskazano, że we wrześniu  1950 roku uciekła załoga PPiUR „Barka” kutrem Świ-67. Organizatorem ucieczki był Józef Dyszak. Czterech członków załogi, w tym informator WOP uciekło do Szwecji. Jeden z członków załogi powrócił do kraju stwierdzając, że został sterroryzowany przez trzech pozostałych[10].

W sprawozdaniu rocznym za 1951 roku wskazano, że w PPiUR „Barka” w Kołobrzegu zarejestrowano 23 osoby za wrogą działalność przy czym Marian Wrublewski, Józef Tchorek, Tadeusz Szkodowski, Aleksander Pikuła, Mieczysław Nycz, Edmund Gruba i Henryk Gargas z powodu ucieczki za granicę. Nadto znalazła się tam informacja, że 26.06.1951 roku została zorganizowana ucieczka kutra Świ-38. Razem z załogą uciekło dwóch blindziarzy[11].

W sprawozdaniu z dnia 1.02.1952 roku dotyczącym stycznia 1952 roku informowano, że reemigrant Zygmunt Radzik przyjechał do Kołobrzegu i czyni starania, aby podjąć pracę w porcie a następnie zablindować się na statek. Otrzymał on pracę w PPiUR „Barka” i został obstawiony przez WOP[12].

W sprawozdaniu z dnia 7.01.1954 roku podano, że w 1953 roku były dwa przypadki przekroczenia granicy. W sierpniu lekarz z Kołobrzegu usiłował uciec kajakiem, a w drugim przypadku dwóch nowoprzyjętych do pracy w Barce zamierzało uciec do Szwecji, ale zostali ujęci w pobliżu Bornholmu. Ze sprawozdań wynikało, że każda osoba podejrzana o próbę ucieczki otrzymywała zakaz przebywania w strefie nadgranicznej[13].

W sprawozdaniu kierownika Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego za trzeci kwartał 1956 roku wskazywano, że w dniu 20 września 1956 roku podczas połowów ryb rybacy ze Spółdzielni Bałtyk z kutrów KOŁ-3 i KOŁ-5 zauważyli na morzu na pontonie dwóch osobników. Obezwładnili ich i zamknęli w kubryku i przywieźli do Kołobrzegu. Uciekali oni na Bornholm[14].

W sprawozdaniu za pierwszy kwartał 1957 roku Referatu do spraw Bezpieczeństwa KPMO w Kołobrzegu kpt. B. Starosta zastępca komendanta MPMO wskazywał, że w ostatnim czasie daje się zauważyć, iż korzystając ze swobody istniejącej w strefie granicznej czynione są przygotowania do ucieczki za granicę. W Ustroniu Morskim do informatora ps. „Halina” zatrudnionego jako rybak zwrócił się Zygmunt Dwornikiewicz radca prawny z Warszawy z propozycją przerzucenia go za granice bez względu na cenę[15].

W sprawozdaniu za pierwszy kwartał 1958 roku  informowano, że wystąpiło nasilenie zorganizowanych ucieczek kutrami rybackimi. W styczniu 1958 roku rybak Czesław Siwik zablindował na kuter KOŁ-47 dwóch kolegów Stanisława Grochowinę i Lecha Dobrowolskiego. Po wypłynięciu w morze trójka uciekinierów zamknęła pozostałą część załogi do kubryka, a kuter popłynął na Bornholm, gdzie cała trójka została. Przebywając w Danii szczególnie wrogi stosunek do PRL-u wykazał Stanisław Grochowina, kapitan rezerwy KBW. 23 marca 1958 roku nastąpiła druga zorganizowana ucieczka. Członkowie załogi szyper Czesław Gawin i starszy rybak Jarosław Walentynowicz[16] zamknęli załogę w kubryku, a sami popłynęli na Bornholm, gdzie pozostali. Ogółem od października 1957 roku do marca 1958 roku zbiegło z Kołobrzegu do Danii 11 osób. Rybacy w 1958 roku otrzymali karty rybackie uprawniające do wchodzenia do obcych portów państw kapitalistycznych, co kpt. B. Starosta oceniał negatywnie. Nasilenie ucieczek według niego wiązało się ze złagodzeniem ochrony granic, która miała miejsce po październiku 1956 roku[17].

W sprawozdaniu za trzeci kwartał 1960 roku zastępca ds. SB kpt. B. Starosta odnotował, że w sierpniu 1960 roku kutrem WŁA-19 zbiegło z Kołobrzegu 12 osób, w tym między innymi Jarosław Walentynowicz kelner z restauracji „Fregata” w Kołobrzegu. W zmowie był też Stanisław Tibor z Kołobrzegu, ale spóźnił się na kuter i dlatego pozostał[18].

W sprawozdaniu za czwarty kwartał 1960 roku od tw ps. „Zazula” uzyskano informację, że Jakub Kohnke rybak z prywatnego kutra zamieszkały w Sianożętach, powiat Kołobrzeg, trudni się przerzutem osób za granicę. Jakub Kohnke zabierał na kuter uciekiniera, a następnie na pełnym morzu przekazywał go na kuter niemiecki o numerze 225. Ponadto Kohnke w 1956 roku pomagał dwóm mężczyznom uciec na pontonie, a wcześniej uciekinierzy mieszkali w jego domu[19].

 

Po okresie lat 70-tych, w których nastąpiła względna liberalizacja wyjazdów zagranicznych początek stanu wojennego oznaczał faktyczną blokadę granic. Powszechna bieda i terror spowodowały gwałtowny wzrost prób nielegalnego przekraczania granicy. Największe możliwości wydostania się z PRL-u mieli marynarze zatrudnieni w Polskiej Żegludze Bałtyckiej w Kołobrzegu (dalej: PŻB). W pierwszych trzech dniach stanu wojennego za granicę w portach w Londynie, Kopenhadze, Ystad i Helsinkach pozostało 34 pracowników PŻB w Kołobrzegu[20]. W dalszym okresie stanu wojennego pozostało dalszych 66 członków załóg pływających tego przedsiębiorstwa, którzy zostali potraktowani jako dezerterzy i wszczęto przeciwko nim postępowania karne o przestępstwo z art. 304 §3 k.k. Przepis ten przewiduje, że żołnierz, który dopuszcza się dezercji z zamiarem ucieczki za granicę lub uchyla się od powrotu do kraju podlega karze pozbawienia wolności od 3 do 15 lat, a więc jest to zbrodnia. Powstaje pytanie czy istotnie marynarze, stewardzi i inni członkowie załóg pływających na promach i statkach PŻB w jednej chwili przekształcili się w żołnierzy i podlegali rygorom  części wojskowej kodeksu karnego? Przyjęto, że nastąpiło to w wyniku swoistego automatyzmu, bo §2 uchwały Rady Państwa z 12 grudnia 1981 roku[21] stanowił, że należy stosować art. 183 oraz art. 186-198 ustawy z dnia 21 listopada 1967 roku o powszechnym obowiązku obrony PRL. W oparciu o te przepisy Minister Gospodarki Morskiej wydał zarządzenie o objęciu militaryzacją m. in. Polskiej Żeglugi Bałtyckiej w Kołobrzegu. Tymczasem przywołane przepisy ustawy z 21 listopada 1967 roku przewidywały, że militaryzację zarządza  Komitet Obrony Kraju (a nie Minister) i może to nastąpić w związku z ogłoszeniem mobilizacji i w czasie wojny (przesłanka ta nie została spełniona). Nie zaistniały więc ustawowe przesłanki do zarządzenia militaryzacji PŻB w Kołobrzegu. Ponadto powołanie do odbycia służby wojskowej to indywidualny akt natury administracyjnej. Tymczasem zgodnie z zarządzeniem dyrektora PŻB z dnia 13 grudnia 1981 roku wszystkie zatrudniane osoby otrzymują przydział w formie listy zbiorczej. Takiego trybu nie przewidywała ustawa o powszechnym obowiązku obrony PRL, a tym samym pracownicy nie mogli stać się żołnierzami. W konsekwencji pracownicy PŻB nie mogli podlegać pod rygory części wojskowej kodeksu karnego[22].

Pomimo tych oczywistych uchybień prawnych Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Koszalinie prowadziła 36 spraw przeciwko 66 osobom o dezercję, tj. o czyn z art. 304 §3 k.k. Ponieważ „dezerterzy” byli poza zasięgiem wojskowych prokuratorów sprawy po wszczęciu były zawieszane i rozsyłano listy gończe. Charakterystyczne jest, że władze PRL-u pomimo, że wiedziały, w jakim kraju przebywają poszczególni „dezerterzy”, to w żadnym przypadku nie wystąpiły o wydanie zbiega. W kilku przypadkach z różnych powodów uciekinierzy powracali dobrowolnie. Żaden z powracających nie został osadzony w więzieniu, bowiem po przesłuchaniu byli oni wypuszczani na wolność[23]. W trzech przypadkach zastosowano amnestię i umorzono postępowanie[24]. Siedem spraw umorzono wobec znikomego społecznego niebezpieczeństwa czynu[25]. Sprawy przeciwko Zbigniewowi Stroińskiemu i Mirosławowi Bondarewiczowi różniły się w sposób istotny od innych, gdyż nie pływali oni na statkach, a pracowali na lądzie w charakterze sztauerów-trymerów. Na statku „Nimfa” przygotowali specjalną kryjówkę w ładowni, w której 20 maja 1982 roku ukryli się i nie zostali odnalezieni przez WOP-istów. W cztery dni później zeszli ze statku w angielskim porcie Creeksea. Zdziwienie budzi okoliczność, że w niektórych przypadkach umorzono postępowanie dopiero w latach 90-tych ubiegłego wieku. W jednym przypadku dotyczącym Zbigniewa Witków wydano postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania karnego, gdyż 4 kwietnia 1983 roku, gdy zszedł on ze statku „Silesia” w porcie Nynesham zniesiono już militaryzację PŻB, co nastąpiło według prokuratura w wyniku zarządzenia dyrektora PŻB z dnia 25 stycznia 1983 roku[26]. Pozostałe sprawy pozostały zawieszone i brak jest informacji, czy prokurator podjął decyzje merytoryczne, bowiembrak jakichkolwiek adnotacji w repetytoriach. Służba Bezpieczeństwa prowadziła przeciwko wszystkim dezerterom z PŻB sprawę obiektową pod kryptonimem „Alfa”. Znajdują się tam meldunki tajnych współpracowników lub notatki oficerów prowadzących dotyczące zdarzeń przed zejściem „dezerterów” w obcym porcie, jak również starano się dowiedzieć o wszystkich aspektach pobytu azylantów[27].

Pracownicy PŻB pozostawali nielegalnie w obcych portach również i po uchyleniu militaryzacji PŻB. W okresie od 13 grudnia 1981 r. do 1989 roku nielegalnie za granicą pozostało 144 pracowników oraz kilkunastu członków ich rodzin. W połowie lat 80-tych marynarze mieli możliwość zabrania w rejs jako pasażera żonę. Wykorzystywali wówczas takie okazje i marynarze schodzili ze statku wraz z małżonkiem. Po zniesieniu militaryzacji nie prowadzono przeciwko tym osobom postępowań karnych z tego powodu, że przekroczenie granicy następowało na podstawie ważnych dokumentów uprawniających do wyjazdu z kraju, natomiast odmowa powrotu z zagranicy osoby cywilnej nie była uznawana za czyn karalny. Odmowa takiego powrotu była karana jedynie w stosunku do żołnierzy.

Opisane powyżej ucieczki marynarzy z PŻB miał dość spokojny charakter[28]. Zdecydowanie bardziej dramatyczne były próby podjęte przez Henryka Piątka i Tomasza Weryńskiego. Obaj panowie nigdy się nie spotkali i wiele ich dzieliło, ale łączyło pragnienie przedostania się na Bornholm. Henryk Piątek do wyprawy przygotowywał się bardzo starannie, gdyż kupił silnik przyczepny do łodzi marki „Wicher” oraz łódź plastikową. Wspólnie ze swoją narzeczoną siedemnastoletnią wówczas Barbarą Kalską zaplanował ucieczkę na początku marca 1982 roku. Niestety łódka schowana w lodowej szczelinie na wydmach uległa uszkodzeniu i Henryk Piątek wypożyczył drugą łódź wiosłową. 6 marca 1982 roku w godzinach wieczornych zapakowali na łódź dwie kołdry, dwa karnistry z paliwem oraz żywność i zepchnęli łódź na wodę z plaży w okolicach Grzybowa. Po przepłynięciu tylko 1200 metrów silnik odmówił posłuszeństwa, a łódka zaczęła bezwładnie dryfować wzdłuż brzegu w stronę Dźwirzyna. Pomimo niewielkich rozmiarów łódź została wykryta przez radar WOP-u, a kilkuosobowy patrol pograniczników czekał na plaży na uciekinierów, których zatrzymano w areszcie. Barbarę Kalską uwolniono, gdyż odpowiadała jako nieletnia, a nadto była matką trzymiesięcznego dziecka. Natomiast jej konkubent trafił do aresztu na podstawie postanowienia z dnia 8 marca  1982 roku kpt. Zbigniewa Szczygłowskiego z Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Koszalinie pod zarzutem usiłowania nielegalnego przekroczenia granicy, tj. o czyn z art. 188 §1 k.k. w zw. z art. 11 §1 k.k. Śledztwo toczyło się w trybie doraźnym, a akt oskarżenia skierowano do Sądu Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy, który ją rozpoznał na sesji wyjazdowej w Koszalinie. W niecały miesiąc, bo 6 kwietnia 1982 roku zapadł wyrok jednego roku i sześciu miesięcy pozbawienia wolności, który był stosunkowo łagodny tylko dlatego, że Sąd zmienił tryb  z doraźnego na zwyczajny. Bez tego zabiegu formalnego najniższy wyrok w trybie doraźnym to trzy lata pozbawienia wolności. Z wyrokiem nie zgodził się Prokurator  i wniósł rewizję, a Sąd Najwyższy podwyższył karę do 3 lat pozbawienia wolności. Niewątpliwie zmiana ta została spowodowana skuteczną ucieczką Henryka Piątka z budynku Sądu tuż po rozprawie, a ujęty został po niecałych dwóch miesiącach[29].

Tomasz Weryński jako środek transportu na Bornholm wybrał Kajak. Ucieczka ta miała miejsce w tym samym 1982 roku w sierpniu, tj. w porze roku sprzyjającej morskim podróżom kajakiem. Na początku sierpnia Weryński przyjechał ze swojego rodzinnego Mielca do Kołobrzegu i tu po raz pierwszy w życiu zobaczył morze. W torbie miał zapakowany składany kajak, który zaniósł nad morze i ukrył w lesie niedaleko amfiteatru. Po zapadnięciu ciemności rozłożył kajak i zamontował kompas, a na mapie geograficznej wykreślił linię na Bornholm. Gdy plażowicze zeszli z plaży spuścił kajak na wodę i zaczął płynąć w wyznaczonym kierunku. Na nieszczęście dla uciekiniera kajak został zauważony przez wopistę obsługującego radar, a jednostka WOP-u przecięła kurs kajakarza w odległości półtora kilometra od brzegu i zabrała go na pokład. Również i w tym przypadku prokurator wojskowy zastosował areszt zarzucając usiłowanie nielegalnego przekroczenia granicy, tj. o czyn z art. 11  k.k. w zw. z art. 288 §1 k.k. Biegli stwierdzili, że popełniony przez niespełna dwudziestoletniego sprawcę czyn znamionuje niedojrzałość działania, bo próba przepłynięcia kajakiem Bałtyku nie miała szans na realizację, a w związku z tym miał on ograniczoną zdolność rozpoznania jego znaczenia. Opinia ta spowodowała, że Wojskowy Sąd Garnizonowy w Koszalinie wymierzył karę jednego roku pozbawienia wolności z jej warunkowym zawieszeniem na cztery lata oraz orzekł przepadek kajaka kompasu i mapy[30].

Również nieudana była próba przepłynięcia łodzią na Bornholm przez troje bytomian Józefa Prejsa, Kazimierę Besaraby i Józefa Besaraby. W okolicach Grzybowa spuścili na wodę niewielką łódkę wędkarską typu „Stynka” z silnikiem marki „Salut”. 15 września 1982 roku po zapadnięci zmroku odbili od brzegu i rozpoczęli podróż do wolności. I tym razem na przeszkodzie stanęła gęsta sieć radarów brzegowych. Łódź patrolowa WOP-u zmusiła ich do powrotu do brzegu, gdzie czekał już na nich  patrol żołnierzy. Zostali aresztowani pod zarzutem dezercji z art. 304 §3 k.k., gdyż ich zakład pracy Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne było zmilitaryzowane, a tym samym całą trójkę uznano za żołnierzy. Sprawa została przekazana do Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu, który skazał Józefa Prejsa i Józefa Besarabę na kary po jednym roku i sześć miesięcy pozbawienia wolności, a Kazimierę Besarabę na karę jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na okres trzech lat przyjmując, że kobieta nie była żołnierzem, a tylko usiłowała nielegalnie przekroczyć granicę[31].

W latach 80-tych ubiegłego wieku Służba Bezpieczeństwa i Graniczny Punkt Kontroli (GPK) w Kołobrzegu prowadzili szereg spraw operacyjnych mających na celu śledzenie osób, które planowały ucieczkę lub których podejrzewano o takie plany.

W dniu 18.08.1982 roku założono sprawę na figurantów Tadeusza Snoch i Ferdynanda Stepak, którzy kupili starą łódź rybacką, zamierzali ją wyremontować, a następnie popłynąć nią na Bornholm. Gdy zwrócili się o wydanie kart rybackich uprawniających do rybołówstwa przybrzeżnego spotkali się z odmową. Podstawą była informacja od KO „Adam” o zamiarach obydwu mężczyzn[32].

W ramach Sprawy Obiektowej kryptonim „Bałtyk” inwigilowano Wiesława Wiśniewskiego podejrzewanego o zamiar ucieczki z kraju. Podstawą były czterokrotne próby nielegalnego przekroczenia granicy, a sprawę ostatecznie zakończono w 1983 roku, gdyż uznano, że Wiśniewski pracując w lesie nie ma możliwości ucieczki[33].

W dniu 8.10.1982 roku Dyrektor Zespołu Szkół Rybołówstwa Morskiego w Kołobrzegu poinformował GPK, że jego uczniowie Dariusz Maciaszczyk, Cezary Przewłocki i Jacek Sroka zamierzają przy najbliższej okazji uciec ze statku i pozostać za granicą. Uznano, że stanowi to zagrożenie morskiej granicy państwa.  W maju 1983 roku Maciaszyka skreślono z listy uczniów i jego sprawę przekazano SB w miejscu zamieszkania, a pozostałych śledzono w ramach innej sprawy o kryptonimie „Zefir”[34].

GPK w Kołobrzegu w dniu 8.03.1982 roku założyło Sprawę Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Wspólnicy” w celu operacyjnego rozpracowania Zbigniewa Styczyńskiego i Michała Żytkiego, którzy według informacji zamierzają uprowadzić kuter do jednego z krajów kapitalistycznych. Obaj byli współwłaścicielami kutra KOŁ-88 i zostali otoczeni agenturą KS „Starosta”, TW „Robert”, TW „Bystry”, i KO „Nos”. Sprawę zakończono w 1984 roku, gdyż uznano, że odstąpili od ucieczki[35].

W kolejnej sprawie wszczętej 29.09.1982 roku przez GPK w Kołobrzegu podejrzewano, że dwaj pracownicy PPiUR „Barka” w Kołobrzegu Wiesław Krasiński i Adam Kuśta zamierzają porwać kuter i popłynąć do kraju kapitalistycznego. Również i tę inwigilację zakończono w 1984 roku wobec odstąpienia od zamiaru ucieczki[36].

Inny charakter miała sprawa inwigilacji przez GPK Kołobrzeg Jadwigi Nagowskiej podejrzewanej o udział w nielegalnym  przerzuceniu ludzi przez granicę przy użyciu samochodów przewożących z Zachodu dary dla Polski. Podejmowane działania operacyjne, w tym również przeszukanie mieszkania nie potwierdziły tych przypuszczeń i sprawę zakończono w 1983 roku[37].

W dniu 19.01.1984 roku Grupa Operacyjna BB WOP wszczęła Sprawę Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Wytrzymały” na podstawie informacji TW „Arnold”, że Wiesław Zaklika wypowiadał się o zamiarze ucieczki z kraju przez zablindowanie się na statek w porcie Kołobrzeg. Obserwacja trwała do 1988 roku i uznano, że informacje o ucieczce nie potwierdziły się[38].

Podstawą założenia Sprawy Operacyjnego Sprawdzenia „Norweg” była informacja, że Andrzej Rysztowski i Waldemar Piątek zamierzają zatrudnić się na jednostce rybackiej i po sterroryzowaniu załogi uprowadzić ją do Norwegii. Obaj znali się z czasów wspólnej nauki w Technikum Rybołówstwa Morskiego w Kołobrzegu. Sprawę prowadzono od stycznia 1986 roku do 1987 roku i nie potwierdzono tego przypuszczenia[39].

Posługując się językiem typowym dla esbeków TW „Henryk” (źródło GPK Kołobrzeg) przekazał informację, że mieszkaniec Kołobrzegu Jerzy Sobieraj zamierza dokonać nielegalnego przekroczenia granicy PRL. Za cel w sprawie postawiono sobie sprawdzenie, czy wymieniony stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa granicy państwowej PRL. Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia  „Zachód” liczy kilka tomów (zachował się jeden), a po półtora roku inwigilacji sprawę zakończono[40].

Równie obszerna jest Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Elegant” założona 15 kwietnia 1987 roku w wyniku informacji agenturalnej, że mieszkaniec Kołobrzegu Kazimierz Sitański zamierza nielegalnie przekroczyć granicę poprzez zablindowanie się na statek PŻB na co przeznaczył jeden milion złotych. Sprawę zakończono w 1988 roku, bo doniesienie nie sprawdziło się[41].

Jedna z najbardziej niezwykłych i dramatycznych ucieczek miała miejsce w nocy 15 marca 1986 roku. Jej autorem był szeregowy Dariusz Sadło[42] odbywający służbę w Bałtyckiej Brygadzie WOP na strażnicy w Kołobrzegu. Do wojska został powołany w kwietniu 1985 roku. Po przeszkoleniu podstawowym od 1 lipca 1985 roku objął stanowisko zwiadowcy w Granicznym Punkcie Kontroli (GPK) w Kołobrzegu. W opinii służbowej wskazano, że był cztery razy wyróżniany i nie był karany dyscyplinarnie[43].

W nocy z 14 na 15 marca 1986 roku Dariusz Sadło z czterema innymi żołnierzami pełnił służbę graniczną jako tzw. posterunek blokujący. Polegało to na tym, że dowódca grupy wraz z trzema żołnierzami wchodzili na kuter, a w tym czasie Dariusz Sadło miał za zadanie blokować kuter, tj. nie dopuścić, aby ktokolwiek z kutra wychodził bądź na niego wchodził. Żołnierze wchodzący na kuter nie byli uzbrojeni, a ich zadaniem było przeszukanie jednostki w celu wykrycia „pasażerów na gapę” zwanych popularnie blindziarzami. Jedyny uzbrojonym żołnierzem był tzw. blokujący. Tej nocy Dariusz Sadło miał karabin kbk AKMS z magazynkiem trzydziestu sztuk amunicji. Początkowo służba przebiegała bez żadnych incydentów. Po godzinie drugiej w nocy do punktu odpraw w porcie handlowym w Kołobrzegu[44] podszedł kuter KOŁ-11 i o 250 wyszedł w morze. Tuż po nim zgłosił się jego partner w połowach KOŁ-9 (typu B-410), który zamierzał płynąć do portu Darłowo po lód, a następnie na łowisko. Gdy żołnierze przeszukiwali KOŁ-9 Dariusz Sadło stał na nadbrzeżu z karabinem i go „blokował”. Odprawa przebiegała sprawnie i bez zakłóceń, a po kilku minutach żołnierze z dowódcą chor. sztab. Dębickim opuścili kuter. Jeden z rybaków przeszedł na keję i zdjął cumę, a następnie wskoczył na pokład. W tej samej chwili na kuter wskoczył też Dariusz Sadło i polecił wszystkim członkom załogi zebrać się na pokładzie rufowym. Szyper Stanisław Nizioł dość opieszale wykonywał to polecenie i początkowo nie chciał opuścić sterówki. Porywacz strzelił w górę krótką serię trzech pocisków, a nadto oddał jeszcze jeden strzał. Następnie polecił pozostałym członkom załogi wejść do pomieszczenia, które zamknął. O godzinie 315 kuter opuścił port, a Dariusz Sadło nakazał, aby za sterem stanął zastępca szypra Stanisław Bogacz i obrał kurs 335o, tj. na port Rønne na wyspie Bornholm. Gdy kuter płynął Sadło kontrolował sternika stojąc przy schodach i w ten sposób mógł równocześnie obserwować pozostałych członków załogi, gdyż po zamknięciu drzwi było to jedyne wyjście z pomieszczeń.

Pozostały na brzegu chor. sztab. Dębicki[45] niezwłocznie powiadomił o zdarzeniu przełożonych z GPK, że strażnicy oraz dowódcę Bałtyckiej Brygady WOP w Koszalinie. Za pośrednictwem radia nawiązano łączność z uciekinierem. Dariusz Sadło zażądał, aby skontaktować go ze znajomą, która była żoną oficera. Zamiast tego doszło do dwukrotnych rozmów z żoną, która prosiła go o powrót. O godzinie 340 z portu Kołobrzeg wypłynął stacjonujący tam Okręt Pogranicza nr 321 z Dywizjonu Morskiego Batalionu Okrętów Pogranicza (MBOP) w Kołobrzegu[46]. Dzięki dużej przewadze szybkości po około czterdziestu minutach Okręt numer 321 znalazł się tuż obok ściganego kutra, a wówczas Sadło nakazał, aby okręt odpłynął. Podjęto decyzję, aby zastosować się do wezwania. Obie jednostki znajdowały się wówczas w odległości około 10 Mm od brzegu, a więc dzieliło je wówczas tylko dwie mile od granicy wód terytorialnych[47]. Gdy kuter KOŁ-9 przekroczył granicę negocjacje przybrały bardziej intensywny charakter. Dariusz Sadło nie stawiał żadnych żądań ani też warunków. Negocjatorzy dawali do zrozumienia, że zrobią wszystko, aby nie dopuścić do przedostania się na Bornholm, a równocześnie obiecywali bezkarność. Dowódca BB WOP Płk Dąbrowski obiecał żołnierzowi, że w przypadku dobrowolnego powrotu nie zostanie wszczęte postępowanie karne oraz, że zostanie zwolniony do cywila w przyszłym tygodniu. Gdy Sadło powątpiewał w te zapewnienia dowódca powiedział, że daje oficerskie słowo honoru, że dotrzyma tej obietnicy[48].

Dariusz Sadło oceniał, że istniała realna możliwość zatopienia kutra bądź jego ostrzelania, a z drugiej strony dowódcy przekonywali go, że psychiatrzy uznają go za niepodlegającego karze, gdyż działał w stanie dużego stresu[49]. W tej sytuacji po przepłynięciu 17 Mm o godzinie 513 porywacz nakazał sternikowi obranie kursu na port w Kołobrzegu. Na miejsce dotarli o godzinie 750. Obie strony zdawały sobie sprawę z ryzyka[50]. Po zacumowaniu cała załoga zeszła z kutra na nadbrzeże, a dopiero później Dariusz Sadło oddał broń i poddał się dowódcy, który przewiózł go na strażnicę WOP.

Tego samego dnia prokurator wszczął śledztwo i rozpoczęto intensywne przesłuchania świadków[51]. Jeszcze 15 marca prokurator Henryk Sułek zastosował wobec Dariusza Sadło areszt tymczasowy przedstawiając mu zarzut z art. 304 §3 k.k., tj. za dezercję za granicę z bronią[52].

14 czerwca 1986 roku prokurator wniósł do Wojskowego Sądu Garnizonowego w Koszalinie akt oskarżeni stawiając zarzuty[53]:

  1. w dniu 15 marca 1986 roku około godziny 300 pełniąc na posterunku blokującym zmiany Granicznego Punktu Kontroli w Kołobrzegu, po zakończeniu kontroli kutra rybackiego KOŁ-9 i zejściu osób kontrolujących na nabrzeże wszedł na ten kuter, po czym dopuścił się dezercji z zamiarem ucieczki za granice zabierając ze sobą broń w ten sposób, iż po oddaniu serii trzech strzałów z posiadanego kbk AKMS nr SP 07079 sterroryzował załogę w ten sposób, że polecił im przejść na pokład rufowy, natomiast szyprowi kutra polecił płynąć na Bornholm, co ten uczynił, tj. o czyn z art. 304 §3 k.p.k. w zb. z art. 204 §2 k.k.;
  2. w dniu 15 marca 1986 roku około godziny 300 po wypłynięciu z kanału portu Kołobrzeg pozbawił wolności ob. Stanisława Bogacza – zastępcę szypra kutra KOŁ-9 w ten sposób, że trzymając w rękach przeładowaną i odbezpieczoną broń kbk AKMS nr SP 07079 polecił mu wejść do sterówki kutra, po czym zamknął od wewnątrz tego pomieszczenia wszystkie drzwi uniemożliwiając mu swobodne przemieszczenia się na kutrze, tj. o przestępstwo z art. 165 § 1 k.k.;
  3. w dniu 15 marca 1986 roku około godziny 300 w porcie Kołobrzegu groził użyciem broni szyprowi rybackiemu KOŁ-9 w przypadku, gdyby nie zastosował się do wydawanych przez niego poleceń, a związanych z wypłynięciem kutra w morze, przy czym groźba ta wzbudziła u zagrożonego uzasadnioną obawę, że będzie spełniona, tj. o przestępstwo z art. 166 k.k.;
  4. w dniu 15 marca 1986 roku około godziny 300 w Kołobrzegu pełniąc służbę na posterunku blokującym, do której wyznaczony był rozkazem Dowódcy Straży WOP w Kołobrzegu na dobę operacyjną 14/15 marca 1986 roku naruszył obowiązek regulujący tok tej służby, a wynikający z instrukcji pełnienia służby w przejściu granicznym w Kołobrzegu (rozdział II C) i pkt 5 lit. „b” wytycznych dla kontrolera GPK Kołobrzeg do odprawy elementów służby w porcie przez to, że będąc zobowiązanym do niedopuszczenia osób usiłujących wejść nielegalnie na statek i wyrządzenia na nim szkody, dokonał uprowadzenia kutra rybackiego KOŁ-9, w wyniku czego zaistniała szkoda w mieniu SPRM „Bałtyk” w Kołobrzegu w kwocie 767 tysięcy, 400 zł z tytułu utraconych połowów i zużycia paliwa, tj. o przestępstwo z art. 325 §2 k.k.

Na zakończenie przewodu sądowego[54] prokurator zażądał wymierzenia kary łącznej 6 lat pozbawienia wolności, a obrońca wnosił o uniewinnienie. W wyroku sąd orzekł karę łączną 3 lat pozbawienia wolności[55], przy czym stwierdził, że brak jest podstaw, aby uznać, że oskarżony naraził Spółdzielnię „Bałtyk” na szkodę majątkową. Rewizję od wyroku złożył jedynie oskarżony twierdząc, że nie miał zamiaru dezercji i trwałego uchylenia się od służby wojskowej, a zdarzenie wywołał pod wpływem silnego załamania i wyczerpania psychicznego. Sąd Najwyższy wyrokiem z 29 sierpnia 1986 roku oddalił rewizję i utrzymał w mocy wyrok  Wojskowego Sądu Garnizonowego w Koszalinie[56]. W czasie odbywania kary Dariusz Sadło ubiegał się o ułaskawienie, ale Sąd zablokował to postępowanie. Po odbyciu 2/3 kary Sąd zwolnił go warunkowo z odbycia reszty kary[57].

Ucieczki z Kołobrzegu trwały do końca PRL-u. Spośród wielu ucieczek na uwagę zasługuje sprawa Ryszarda Capika[58], który pozostał w porcie Nexø na wyspie Bornholm[59] w dniu 18 stycznia 1988 roku. Tego dnia Capik wspólnie z kolegami dwukrotnie spacerował po mieście i dokonywał zakupów. Gdy wrócił na kuter zażądał od szypra wydania książeczki żeglarskiej. Spotkał się z odmową i wówczas spakował w dwie siatki niektóre rzeczy osobiste i opuścił kuter. Przed wyjściem jeden członek załogi próbował go zatrzymać, ale Ryszard Copik były silnym mężczyzną i zagroził pobiciem. Załoga próbowała szukać Ryszarda Copika na mieście, ale było to bezskuteczne. Później policja poinformowała, że Ryszard Copik został przewieziony samolotem do Kopenhagi i umieszczono go w obozie dla uchodźców.

Oficer Operacyjny GPK w Kołobrzegu kpt. Grzegorz Szydłowski złożył wniosek o wszczęcie Sprawy Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Wyspa” dotyczącej odmowy powrotu do kraju Ryszarda Capika[60]. Analizie poddano materiały zawarte w teczce rybackiej uciekiniera i odnaleziono tam wyłącznie pozytywne opinie, a z meldunków KO „Biały”, KO „Walenty”, KO „Wiesio” wynikało, że jest pozytywnie ustosunkowany do ustroju i zachodzących przemian[61]. Sporządzony plan przewidywał między innymi wykorzystanie w sprawie tw „Kwiatek”, tw „Siłacz”, ko „Szef”, ko „Ciepły”, ko „Walenty” wskazując, że są to źródła prawdomówne, sprawdzone i mające możliwości operacyjne. Ostatecznie nie ustalono, aby osoby trzecie miały wpływ na Ryszarda Cepika, a przyczyną pozostania na wyspie były względy ekonomiczne. Na początku 1989 roku do Danii na pobyt stały wyjechała jego żona z dziećmi, a 15 lutego 1989 roku SOS „Wyspa” zakończono[62].

W artykule przedstawiłem krótki rys dotyczący ucieczek z Kołobrzegu lub poprzez Kołobrzeg na tzw. Zachód. Większość spraw zasygnalizowałem, a szerzej przedstawiłem jedynie sprawę ucieczki Dariusza Sadło, która jak dotychczas nie była przedmiotem zainteresowania pomimo jej dramatycznego i zgoła sensacyjnego charakteru. Przyjęte przeze mnie założenie, aby historie ucieczek  ograniczyć do jednego miejsca geograficznego pozwala prześledzić dokonujące się zmiany, politykę reżimu komunistycznego w zakresie ochrony granic i prawodawstwo z tym związane, a także praktykę postępowania tajnych służb. Tylko władza totalitarna wytwarza sytuację, iż obywatele czują się zagrożeni i pragną za wszelką cenę opuścić swój własny kraj. Komuniści nie przestrzegali nawet przyjętego przez siebie prawa, gdyż na przykład w 1977 roku ratyfikowano Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, który każdemu obywatelowi dawał prawo do opuszczenia własnego kraju, a pomimo tego legalny wyjazd był praktycznie niemożliwy dla większości społeczeństwa. Historia ucieczek w szerokim rozumieniu to również exodus ludności zamieszkującej dane terytorium. Wyjazdy Polaków z kresów wschodnich (nazywane błędnie repatriacją) i osiedlanie się na tzw. ziemiach odzyskanych nie miały charakteru dobrowolnego, albowiem obywatele byli przymuszani przez okupantów sowieckich do exodusu. Przymuszanie to polegało głownie na stwarzaniu nieludzkich warunków bytowania. Podobnie przedstawiała się sprawa z exodusem cywilnej ludności niemieckiej z terenów zachodniej i północnej Polski. Nie ma specjalnej różnicy pomiędzy dobrowolnym a przymusowym opuszczaniem własnych domostw i pozostawieniem całego dobytku. W każdym przypadku istniał przymus władz sowieckich, które w najprzeróżniejszy sposób prześladowały Niemców. Również i polskie władze komunistyczne czyniły wszystko, aby poprzez stworzenie złych warunków przymusić do faktycznej ucieczki ludność niemiecką, a głównym powodem prawie wszystkich ucieczek było przekonanie uciekinierów, że „w tym kraju” nie da się dalej żyć godnie i po ludzku. W szerokim rozumieniu tego słowa ucieczką były również wyjazdy z pozoru legalne ludzi z opozycji, którzy otrzymywali paszport jednokrotnego przekroczenia granicy, co było faktycznym skazaniem ich na banicję. Z Kołobrzegu w ten sposób wyrzucono szereg osób, a najbardziej jaskrawym przykładem jest sprawa Irmgardy Szarawarskiej, która po odbyciu kary pozbawienia wolności za rozklejanie ulotek w stanie wojennym została przymuszona przez SB do wyjazdu za granicę. Jest to odrębne zagadnienie, które wymaga kompleksowego zbadania i jak dotąd nie doczekało się wyczerpującej monografii.

 

Edward Stępień



[1] Hieronim Kroczyński, „Kronika Kołobrzegu”, wydanie II poprawione i uzupełnione, Wydawnictwo Le Pepit Cafe, Kołobrzeg 2005, s. 395.

[2] Tamże, s. 354.

[3] AIPN Sz 00103/25, s. 5. Sprawozdanie szefa PUBP w Kołobrzegu Jana Bednarka. W sprawozdaniu zaznaczono, że podane cyfry dotyczące Niemców nie obejmują miejscowości zajętych przez Sowietów, którzy nie pozwalają dokonać spisu ludności.

[4] W sprawozdaniu z dnia 8.09.1945 roku por. Jerzy Godik stwierdził, że w ciągu ostatniego tygodnia dobrowolnie na wyjazd zarejestrowało się ponad 100 Niemców. W sprawozdaniu z dnia 8.10.1945 roku potwierdzono, że ludność niemiecka kontynuuje dobrowolny wyjazd do Niemiec (s. 18). W sprawozdaniu z dnia 16 listopada 1945 roku kpt. Bogdan Bloch stwierdził, że wyjazdy Niemców są dobrowolne, ale i przymusowe. W dziesięć  dni później 26 listopada nie ma wzmianki o dobrowolnych wyjazdach, ale są przeprowadzane przymusowe wysiedlenia dużej ilości Niemców.

[5] Arkadiusz Słabig, Aparat bezpieczeństwa wobec mniejszości narodowych na Pomorzu Zachodnim w latach 1945-1989, s. 23-35.

[6] AIPN Sz 103/22, s. 35. W tym samym sprawozdaniu podano, że 5.12.1946 roku aresztowano Mieczysława Borsut za to, że z Dygowa do Szczecina przewiózł nielegalnie 85 Niemców pobierając za to po 900 zł za jedną osobę.

[7] Tamże, s. 39. W innym dokumencie liczbę tę oszacowano na ponad 9 000 osób.

[8] AIPN Sz 00103/36, k. 14.

[9] AIPN Sz 00103/22, k. 28.

[10] AIPN Sz 00103/28

[11] Tamże, k. 84-86.

[12] AIPN Sz 00103/24 (t. 4), k. 4

[13] Tamże, k. 212.

[14] AIPN Sz 00103/24 (t. 4), k. 409.

[15] AIPN Sz 00103/24 (t. 3), k. 15.

[16] Przeciwko Czesławowi Walentynowiczowi prowadzono szeroko zakrojone działania operacyjne mające na celu skłonienie go do powrotu do kraju (Sprawa Agenturalnego Sprawdzenia Kryptonim „Kontakt”).

[17] AIPN Sz 00103/24 (t. 3), k. 29-33.

[18] AIPN Sz 00103/24 (t. 2), k. 29.

[19] Tamże, k. 37.

[20] AIPN Sz 00105/385, t 2, k. 236-241. Przeciwko żadnemu z nich nie wszczęto postępowania karnego, gdyż nie podpisali listy z informacją o militaryzacji PŻB.

[21] Dz.U. Nr 29, poz. 155 z 1981 r.

[22] Zaprezentowałem bardzo skrócony wywód prawny, tym niemniej niezależnie w świetle orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego dekrety wprowadzające stan wojenny były nieważne, a w konsekwencji wszelkie akty wykonawcze były również nieważne. O poziomie prawnym zarządzenia dyrektora PŻB w Kołobrzegu z 13.12.1981 roku świadczy okoliczność, że groził on swoim pracownikom karą śmierci w przypadku dezercji. Tymczasem maksymalna kara wynosiła 15 lat pozbawienia wolności, a Dyrektor chciał zmienić Kodeks karny.

[23] AIPN Sz 00105/385, t. 1, k. 71. Pismo Departamentu Konsularnego MSZ z 21 lipca 1982 roku, z którego wynikało, że prokurator generalny nakazał, aby w przypadku powrotu byłych członków załóg pływających prokuratury stosowały umorzenie wobec znikomego stopnia społecznego niebezpieczeństwa czynu. Miało to zachęcać do powrotu.

[24] Dotyczyło to spraw Józefa Kobuszewskiego (AIPN Sz 387/6), Janusza Wierzyńskiego (AIPN Sz 386/37) i Romana Boguckiego (AIPN Sz 0095/1425 i AIPN Sz 00106/238).

[25] Dotyczy to spraw Witolda Tkaczyka (AIPN Sz 00106/210), Jana Dzięgiel (AIPN Sz 00106/223), Mariana Czarneckiego (AIPN 00106/253), Stanisława Miciuk (AIPN Bu 1409/125), Zbigniewa Stroińskiego i Mirosława Bondarewicza (AIPN Bu 1409/156, AIPN Sz 00146/44).

[26] AIPN Sz 385/83. Akta nadzoru, sygn. akt Pg.Śl II 6/83.

[27] AIPN Sz 00106/253. Sprawa Obiektowa kryptonim „Alfa”. Edward Stępień, „Kołobrzeg-twierdza „Solidarności”, Kołobrzeg 2010, s. 343-364.

[28] Nie było tak zawsze. Marek Tarka, gdy w dniu 13 grudnia 1981 roku dowiedział się o wprowadzeniu stanu wojennego znajdował się na promie „Pomerania”, który był w drodze do Świnoujścia. Tarka, który był działaczem „Solidarności” obawiał się aresztowania i dlatego na czas pobytu w porcie przez całą dobę pozostawał w ukryciu na statku, który opuścił 15 grudnia w porcie Ystad.

[29] AIPN Sz 385/96. Akta Nadzoru Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Koszalinie. Akta główne nie zachowały się. Zobacz też: Edward Stępień, „Kołobrzeg-twierdza „Solidarności”, s. 373-376.

[30] AIPN Sz 366/28. Akta główne Wojskowego Sądu Garnizonowego w Koszalinie, sygn. akt SgW 84/82.

[31] AIPN Sz 385/115. Akta Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Koszalinie.

[32] AIPN Sz 00146/32/DIAZO. Sprawa Obiektowa kryptonim „Jantar” Bałtyckiej Brygady WOP w Koszalinie.

[33] AIPN Sz 00146/28/Diazo. Sprawa prowadzona przez Grupę Operacyjną Kołobrzeg Bałtyckiej Brygady WOP.

[34] AIPN Sz 00146/30/Diazo. Materiały wstępne BB WOP dotyczące Dariusza Maciaszczyka.

[35] AIPN Sz 00146/41/Diazo. Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Wspólnicy”.

[36] AIPN Sz 00146/43/Diazo. Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Koledzy”.

[37] AIPN Sz 00146/26/Diazo. Materiały wstępne GPK Kołobrzeg dotyczące Jadwigi Nagowskiej.

[38] AIPN Sz 00146/99/Diazo. Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Wytrzymały”

[39] AIPN Sz 00136/11. Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Norweg”.

[40] AIPN Sz 00136/14. Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Zachód”, tom I.

[41] AIPN Sz 00136/27. Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia kryptonim „Elegant”, tom I.

[42] Dariusz Sadło ukończył Technikum Rybołówstwa Morskiego w Kołobrzegu o specjalizacji nawigacja. W 1986 roku miał 23 lata, był żonaty oraz był kandydatem PZPR oraz członkiem ZSMP.

[43] AIPN Sz 366/127, k. 169. Opinia służbowa sporządzona przez dowódcę strażnicy WOP Kołobrzeg, kpt. Mirosława Mielczarka. Stwierdzono w niej, że miał skłonność do popełniania wykroczeń dyscyplinarnych bez wskazania na czym miałyby polegać. Jako kandydat PZPR ideologicznie był bez zarzutu. Opiniujący wskazał również, że w ostatnim okresie nie nastręczał trudności wychowawczych aż do chwili popełnienia przestępstwa.

[44] Zazwyczaj odprawy graniczne w Kołobrzegu odbywały sie po drugiej stronie portu przy tzw. „oczku”, ale z powodu absencji podoficerów GPK placówka ta była zamknięta.

[45] AIPN Sz 366/127, k. 28 odwrót. Przesłuchany jako świadek zeznał: „Sadło skoczył nagle na rufową część kutra, zdjął broń i kierował ją pod kątem 45o w górę. Krzyczał w stronę sterówki: „7 na pokład, szyper pozostać w sterówce”. Początkowo uważałem, że na kutrze znajduje się „zablindowana” osoba i Sadło zauważył to, ale po przeładowaniu broni przez niego i kiedy ja osobiście próbowałem założyć cumę Sadło także krzyknął: „chorąży też na pokład”. Dotyczyło to mnie. Wtedy zorientowałem się, że Sadło chce uprowadzić kuter. Odskoczyłem za wyższą część dziobową, aby nie być w polu rażenia jego broni, gdyż ja byłem nieuzbrojony. Krzyknąłem do szypra, aby rzucił cumę. Kos poszedł na dziób i rzucił mi cumę. Ja założyłem ją na poler, pobiegłem do kapitanatu portu i zatelefonowałem do mjr. Kęsikowskiego (godz. 3:05)”. Okoliczności, że Kos rzucił cumę dziobową, jak również, że Dębicki założył ją na poler nie potwierdził Zenon Kos (k. 33-40),. Zeznania wszystkich świadków różnią się między sobą w wielu szczegółach co w praktyce jest regułą.

[46] Od chwili pierwszych strzałów do wyjścia okrętu minęło czterdzieści minut. Tyle czasu potrzebował dyżurny okręt do podjęcia akcji.

[47] AIPN Sz 366/127, k. 168. Mapa z zaznaczonymi pozycjami obu jednostek wraz z opisanym czasem.

[48] Tamże, k. 84. Wyjaśnienia podejrzanego Dariusza Sadły.

[49] W toku procesu biegli stwierdzili, że sprawca działał w warunkach ograniczonej zdolności rozumienia znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem (art. 25 §2 k.p.k.)

[50] AIPN Sz 366/127, k. 182. Na zdjęciach widać, że w czasie wchodzenia kutra do portu Dariusz Sadło jest zgięty i kryje się obawiając się snajperów, którzy faktycznie byli tam rozlokowani.

[51] Czynności śledcze prowadził mjr Henryk Sułek z Prokuratury Garnizonowej w Koszalinie,

sygn.akt Pg. Śl I 12/86. W toku Śledztwa Przesłuchano łącznie 38 świadków, z czego do sądu wezwano 14 z nich, a pozostałych zawnioskowano do odczytania.

[52] AIPN Sz 366/127, k. 82. Postanowienie o przedstawieniu zarzutów i k. 100, postanowienie o tymczasowym aresztowaniu.

[53] AIPN Sz 366/128, k. 112-124. Akt oskarżenia.

[54] Tamże, k. 164-203. Protokół rozprawy głównej z dnia 3 lipca 1986 roku, sygn. akt Sg 62/82. Sąd w składzie: przewodniczący mjr Bogdan Szerszenowicz i dwóch żołnierzy jako ławnicy, prokurator kpt. Krzysztof Latzke i obrońca z wyboru adw. Michał Płocica.

[55] Tamże, k. 222-228. Wyrok z dnia 7 lipca 1986 roku wraz z uzasadnieniem na piśmie.

[56] Tamże, k. 254-256. Wyrok Sądu Najwyższego, sygn. akt Rw 651/86.

[57] Tamże, k. 297. Postanowienie z dnia 25 marca 1988 roku o przedterminowym warunkowym zwolnieniu z reszty kary. Wpływ na to miała bardzo dobra opinia o skazanym z zakładu karnego.

[58] Ryszard Capik w chwili ucieczki miał 32 lata, był żonaty i miał czworo dzieci. W PPiUR „Barka” pracował od 1984 roku początkowo jako pracownik fizyczny, a w rok później jako młodszy rybak zaczął pływać na traulerach.

[59] W tym czasie PPiUR „Barka” w Kołobrzegu sprzedawała złowioną rybę na Bornholm, a tym samym były częste wejścia kutrów do portu Nexø. Załogi były starannie wyselekcjonowane przez oficerów Granicznego Punktu Kontroli, a kutry zawijające na Bornholm były licznie obsadzane przez OZI, tj. osobowe źródła informacji.

[60] AIPN Sz 00146/109/Diazo, SOS „Wyspa” zawierająca 78 stron.

[61] Tamże, s. 18-19. Notatka służbowa dotycząca przeglądu teczki rybaka.

[62] Tamże, s. 77. Wniosek o zakończenie sprawy wraz z uzasadnieniem.

 

Niniejszy artykuł został zamieszczony w książce ,,Granica szeroko zamknięta. Polityczne, prawne i społeczne aspekty ucieczek z Polski Ludowej” Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Oddział w Szczecinie, Szczecin 2021

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.