38. Kajakiem na Bornholm

Tomasz Weryński podjął próbę pokonania Bałtyku kajakiem, ale musiał zawrócić, gdyż dopadł go kuter Wojsk Ochrony Pogranicza.

Od kilku tygodni wielu Kołobrzeżan kibicuje przygotowaniom Krzysztofa Buczyńskiego z Sochaczewa, który postanowił dopłynąć kajakiem na wyspę Bornholm. Pan Buczyński udziela wywiadów, opowiada o swoich przygotowaniach, jak również spotyka się z życzliwością wielu ludzi. Podróżnik dysponuje kajakiem o specjalnej konstrukcji i zabezpieczeniach. W wyprawie dla asekuracji mają mu towarzyszyć odpowiednio wyposażeni ratownicy medyczni, płetwonurek oraz jacht, z którego będzie otrzymywał gorące posiłki. Na jachcie popłynie zapasowa łódka. Kurs wytyczać będzie za pomocą nawigacji satelitarnej. Obserwatorzy zgodnie uznają, że zamiar wyprawy kajakowej przez Bałtyk jest śmiałym wyzwaniem, a podróżnik jest ze wszech miar dzielnym człowiekiem.

Dwadzieścia osiem lat temu podobną próbę pokonania kajakiem Bałtyku podjął mieszkaniec Mielca – dwudziestoletni wówczas Tomasz Weryński. Nie udzielał on wywiadów, a wprost przeciwnie – o zamierzonej wyprawie nie powiedział nawet swoim rodzicom i rodzeństwu. Wszystkie przygotowania do wyprawy czynił w największej tajemnicy. W styczniu 1982 roku udało mu się w Warszawie kupić składany kajak typu „Neptun 08” za 11.800 zł. Nabył też zwykły, mały kompas i umieścił go w kajaku na skonstruowanej przez siebie aluminiowej poprzeczce.

Tomasz Weryński musiał poczekać jeszcze kilka miesięcy, gdyż po zdaniu matury w 1981 roku pracował w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL” w Mielcu jako frezer, a pierwszy urlop mógł otrzymać dopiero po pełnym roku pracy. Na początku sierpnia 1982 roku Tomasz Weryński przyjechał pociągiem do Kołobrzegu, kajak zostawił w przechowali bagażów, a sam poszedł nad morze szukać dogodnego miejsca do wypłynięcia. Była to jego pierwsza wizyta w naszym mieście. Chodząc po plaży zauważył, że najmniej ludzi jest w okolicach amfiteatru. Zabrał więc bagaże z przechowali i umieścił kajak w zaroślach na wydmach. Odczekał, aż się ściemniło i złożył kajak. Około godziny pierwszej w nocy, kiedy z plaży zniknęli ostatni spacerowicze, przeciągnął kajak do wody i zaczął płynąć ku wolności. Oprócz kompasu do pomocy w nawigacji miał mapę fizyczną Polski, na której ołówkiem wykreślił kierunek na wyspę Bornholm. Pomimo wątłej budowy ciała wiosłował szybko, a kołobrzeska plaża coraz bardziej oddalała się.

W tym czasie nad bezpieczeństwem morskich granic Polski czuwała sieć radarów oraz rozbudowane posterunki Wojsk Ochrony Pogranicza. Radar w Kołobrzegu obsługiwał st. szer. Mirosław Kilanowski, który około godziny pierwszej w nocy wykrył cel na wodzie w okolicy kołobrzeskiego amfiteatru. Natychmiast do akcji ruszył kuter patrolowy WOP, który silnym światłem reflektora wyszukał na wodzie kajakarza w odległości około półtora kilometra od brzegu. Uzbrojeni wopiści nakazali Weryńskiemu, aby powrócił na plażę, gdzie już czekał na niego inny patrol. Stwierdzono wówczas, że w kajaku znajduje się żywność, woda oraz odzież, jak również znaleziono mapę z wykreślonym kursem na Bornholm. Te niezbite dowody skłoniły Tomasza Weryńskiego do przyznania się, że istotnie jest „groźnym przestępcą”, który zamierzał opuścić socjalistyczną ojczyznę.

Następnego dnia Podprokurator Wojskowej Prokuratury Garnizonowej
w Koszalinie por. Andrzej Łojkowski przedstawił Tomaszowi Weryńskiemu zarzut, że 8 sierpnia 1982 roku około godziny pierwszej w nocy na wysokości miejscowości Kołobrzeg usiłował bez wymaganego zezwolenia przekroczyć granicę morską PRL w ten sposób, że wypłynął kajakiem na morze w zamiarze dostania się na duńską wyspę Bornholm, lecz zamierzonego celu nie osiągnął, bowiem został zatrzymany w odległości około półtora kilometra od brzegu przez Patrol ze Strażnicy Wojsk Ochrony Pogranicza w Kołobrzegu, tj. o czyn z art. 11 §1 k.k. w zw. z art. 288 §1 k.k. Prokurator postawił jeszcze zarzut z art. 304 §3 k.k., gdyż Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL” w Mielcu objęta została militaryzacją, a tym samym wszelkie oddalenie się od zakładu pracy traktowane było na równi z dezercją z wojska. W tym czasie sprawy o dezercję rozpoznawano w trybie doraźnym, co oznaczało, że najmniejszą możliwą karą był wyrok trzech lat pozbawienia wolności. Szczęśliwym trafem  Tomasz Weryński nie podpisał dokumentu, że został powiadomiony o militaryzacji macierzystego zakładu i dlatego Prokurator umorzył w tej części sprawę.

W czasie śledztwa Prokurator wojskowy uznał, że czyn Tomasza Weryńskiego był co najmniej szalony, a w związku z tym postanowił poddać go badaniom psychiatrycznym. Dwóch biegłych lekarzy uznało, że z uwagi na okoliczności sprawy podjęta próba przepłynięcia Bałtyku kajakiem była postępowaniem dziecinnym, bez szans realizacji tego zamiaru, typowym dla osobowości niedojrzałej i infantylnej. Opinia ta zadziałała na korzyść oskarżonego, bowiem Wojskowy Sąd Garnizonowy w Koszalinie wyrokiem z 7 października 1982 r., sygn. akt Sg.W 84/82 uznał cywila Tomasza Weryńskiego za winnego zarzucanego mu przestępstwa i skazał go na jeden rok pozbawienia wolności, ale warunkowo zawiesił karę na cztery lata, a także zasądził 20.000 zł grzywny. Okres tymczasowego aresztowania od 8 sierpnia do 7 października zaliczył na poczet grzywny przyjmując jeden dzień aresztu za równoważnik 500 zł grzywny. Sąd Wojskowy orzekł również przepadek kajaku typu „Neptun 08”, jednej pary wioseł, dryfkotwowej linki, żagla, kompasu i mapy fizycznej Polski. W związku z tym wyrokiem Sąd uchylił areszt. Z aktami sprawy można zapoznać się w Instytucie Pamięci Narodowej Oddział w Szczecinie pod sygnaturą IPN Sz 366/28.

Pan Buczyński na pytanie reportera „Gazety Kołobrzeskiej”, co go gna na morze i dlaczego to robi wyjaśnił, że chce dać przykład młodzieży, że możliwe jest zwycięstwo ducha nad materią. Podkreślił, że zawsze trzeba dążyć do realizacji swoich marzeń. Pan Tomasz Weryński zapytany o to samo przez Prokuratora Wojskowego stwierdził, że zdawał sobie sprawę, iż nie ma jakichkolwiek szans, aby w okresie stanu wojennego wyjechać za granicę. Praca, którą wykonuje jest ponad jego wątłe zdrowie i nie spełnia jego aspiracji, a w dwóch malutkich pokoikach mieszkają rodzice oraz brat i siostra. Stwierdził również, że nigdy nie był za granicą, ale słyszał, że można tam normalnie żyć i pracować. Zauważyłem jeszcze jedną różnicę pomiędzy wyczynami obu śmiałków. Pan Buczyński pozuje do zdjęć fotoreporterom uśmiechnięty i zrelaksowany. Tomasz Weryński natomiast nie pozował fotoreporterom, a jedyne trzy zdjęcia – lewy profil, an face, prawy profil – sporządził technik kryminalistyczny do kartoteki przestępców.

Wiele osób ubolewa, że już około dwóch milionów młodych ludzi wyjechało za granicę w poszukiwaniu pracy, ale na szczęście żaden nie musi już płynąć tam kajakiem w nocy. Tę ostatnią uwagę szczególnie polecam wszystkim tym, którzy uważają, że za komuny było lepiej.

Pani Jolanta Wiatr napisała, że Krzysztof Buczyński podjął pierwszą na świecie próbę pokonania Bałtyku zimą. Z twierdzeniem tym niestety nie mogę się zgodzić, gdyż znam kilka innych przypadków wcześniejszych prób pokonywania Bałtyku zimą. Tytułem przykładu podaję, że 8 marca 1982 r. Podprokurator Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Koszalinie – kpt. Zbigniew Szczygłowski wszczął śledztwo w trybie doraźnym przeciwko Henrykowi Piątkowi i Barbarze Kalskiej w sprawie usiłowania nielegalnego przekroczenia granicy morskiej PRL.

Henrykowi Piątek przedstawiono zarzut, że w dniu 6 marca 1982 r. około godziny 23 w rejonie Grzybowa usiłował bez wymaganego zezwolenia przekroczyć morską granicę PRL przy pomocy łodzi wiosłowej, celem przedostania się do duńskiej wyspy Bornholm, lecz zamierzonego celu nie osiągnął, gdyż 7 marca 1982 r. o godzinie 120 został zatrzymany przez Patrol Wojsk Ochrony Pogranicza, tj. o czyn z art. 11 §1 k.k. w zw. z art. 288 §1 k.k. oraz w zw. z art. 1 ust. 1 pkt 1 dekretu z dnia 12.12.1981 r. o postępowaniach szczególnych. Wobec Henryka Piątek zastosowano areszt tymczasowy, a następnie Sąd Wojskowy skazał go na trzy lata pozbawienia wolności. Pan Henryk Piątek to Kołobrzeżanin i ciekaw jestem, czy ktoś pamięta o jego próbie brawurowej ucieczki malutką łódką wiosłową w czasie wyjątkowo mroźnej zimy roku 1982.

adwokat Edward Stępień

Napisane przez:

Zostaw komentarz

Musisz być zalogowany aby komentować.